niedziela, 3 grudnia 2023

[159] Podsumowanie lata

 
Ależ jestem z siebie dumna, że mimo mnóstwa zajęć udało mi się tym razem podsumować wakacje na początku grudnia! To o całe dwa miesiące wcześniej niż w zeszłym roku!
 
 


1. Tegoroczne wakacje spędziłam w całości w Polsce, głównie w Norze, ale także u rodziców moich i Szczura. Jeśli chodzi o podróże, podjęliśmy ze Szczurem bezprecedensową decyzję, by dwa razy pojechać w to samo miejsce nad morzem.

2. Tata rozpoczął leczenie onkologiczne. 

3. Piękna spędziła z nami całe wakacje i poczyniła kolejne postępy. Przede wszystkim bardzo przywiązała się do Szczura. Kiedy długo nie ma go w domu, wyraźnie tęskni - kładzie się w jego pokoju, a nawet zaczęła z własnej inicjatywy wskakiwać na jego łóżko. Częściej się odzywa i ma cały repertuar dźwięków, którymi komunikuje swoje potrzeby. Stała się też bardziej pozytywnie nastawiona wobec innych psów, z niektórymi chętnie się bawi. Rok temu nie spuściłabym jej ze smyczy nawet na strzeżonym osiedlu, a tego lata robiłam to często (oczywiście tylko w bezpiecznych miejscach).
 
4. Znalazłam dwie najbardziej niezwykłe gąsienice spośród występujących w Polsce: widłogonkę siwicę i zmrocznika gładysza. W dodatku obie tuż przed przepoczwarczeniem. Wiosną przekonamy się, czy ćmy wyjdą z kokonów. 
 
 
 

5. (Tu będzie punkt o motylach, kiedy już dokładnie wszystko przeanalizuję.)

6. Wyhodowałam hybrydę rusałki kratkowca. Wzory na jej skrzydłach były połączeniem wzorów z obu pokoleń: wiosennego i letniego.

7. Codziennie chodziłam na spacery z Piesą, czasami nawet po trzy razy. Łaziłyśmy po parkach, nad fosę i do ogrodu społecznościowego, a w niektóre wieczory Szczur zabierał nas samochodem gdzieś dalej, na przykład do lasu albo na wieś do swoich rodziców.
 
 
 
 
8. Komarów było w tym roku niewiarygodnie mało, zwłaszcza w porównaniu do moich wspomnień z dzieciństwa. W ciągu dwóch miesięcy ukąsiły mnie raptem kilka razy. W zamian do Nory wpadało sporo os.

9. Na obu wyjazdach nad morze sama gotowałam obiady. W domku mieliśmy zarówno lodówkę z zamrażarką, jak i kuchenkę indukcyjną. Dało mi to ogromny komfort psychiczny, ponieważ w podróżowaniu najtrudniejsze jest dla mnie jedzenie w obcych miejscach. W Norze zwykle też gotowałam. Jeśli chodzi o nowości, razem ze Szczurem upiekliśmy papryki nadziewane kaszą, serem i warzywami. 

10. Odwiedziłam pięć latarni morskich: Gdańsk Nowy Port, Hel, Stilo, Rozewie I i II. Tym samym wróciłam do zbierania stempli na odznakę turystyczną "Bliza". 

11. Byłam w dwóch parkach narodowych: Kampinoskim (parę razy) i Słowińskim.

12. Pierwszy raz zobaczyłam Hel. Zawsze ciekawiło mnie, czy w drodze do Helu z obu okien samochodu widać morze. Okazało się, że nie, bo drzewa zasłaniają je przynajmniej z jednej strony. Może o innej porze roku?

13. Przez dziesięć dni spędzałam część popołudnia lub wieczoru na plaży. Morze za każdym razem wyglądało inaczej. To był cudowny czas i nawet ruchliwy Szczur przekonał się do takiej formy odpoczynku.
 
14. Pierwszy raz w życiu pojechałam do Trójmiasta. A później jeszcze dwa razy. W Gdyni zwiedziłam okręty-muzea i Akwarium Gdyńskie, a w Gdańsku - latarnię w Nowym Porcie i Westerplatte. 
 
 
 

15. Miałam okazję zobaczyć najdłuższy blok mieszkalny w Polsce - falowiec w Gdańsku. Rozpoznałam go natychmiast. Niestety, z samochodu nie miałam jak zrobić zdjęcia. W artykule z zeszłego roku znalazłam informację, że w falowcu mieszka 5990 ludzi.

16. Przekonałam się, że znalezienie w lesie konkretnego głazu narzutowego nie należy do łatwych zadań, nawet jeśli jest on pokaźnych rozmiarów pomnikiem przyrody.  

17. Na Pomorzu załapałam się na maksimum roju Perseidów. Obserwowałam niebo z leżaka obok naszego domku. Nie mogłam zbyt długo zostać na dworze, bo następnego dnia musieliśmy wcześniej wstać. Mimo to zobaczyłam siedem meteorów, w tym jeden naprawdę spektakularny, który przeleciał przez pół nieba. 

18. Zaobserwowałam kilka jeży, dwa lisy (w ogrodzie społecznościowym i na łące w Głoskowie), zająca (w ogrodzie botanicznym), jelenia (przebiegł nam przed samochodem w drodze powrotnej z Helu), sporo maleńkich ropuszek, zaskrońca i padalca (w Kampinosie). W domku nad morzem odwiedziły nas ogromna ważka i równie dorodny pasikonik zielony. Najbardziej zaskoczyła mnie jednak rodzina dzików w Parku Młocińskim - dwa dorosłe osobniki z całą gromadą warchlaków, które podeszły bardzo blisko ludzi i obserwowały ich zza krzaków. 

19. Wzięłam udział w treningu Tai Chi w plenerze. Tai Chi spodobało mi się już w zimie, ale zajęcia w ogrodzie trenera... to było coś naprawdę wyjątkowego. Zaczęły się o dwudziestej, a był początek lipca, więc w czasie ćwiczeń stopniowo zapadał zmrok. Nad głowami krążyły nam jaskółki, trochę później zaroiło się od chrabąszczy i ciem. Zjawił się nawet samiec brudnicy. 

20. Zwiedziłam jaskinię w Mechowie. A właściwie jej mały fragment, bo większość jest dostępna tylko dla speleologów. 

21. Poznałam dziewczynę Marcina, Anię, która przyjechała do Polski na urlop. Wybraliśmy się we czwórkę do escape roomu, co pomogło nam przełamać lody. Po wspólnej grze rozwiązały nam się języki i zniknęły wszelkie krępacje związane z mówieniem po angielsku.

22. Zorganizowałam Szczurowi urodzinową domówkę - bardziej huczną niż zwykle, bo okrągłe urodziny wypadają raz na dziesięć lat. Gości też mieliśmy więcej niż zwykle - przyjechali Alex, Paulina, Piotr, Emily, Asia, Tomasz, Maciej i Łukasz. Był tort, a nawet dwa, urodzinowy quiz i balony w kształcie cyfr.
 
 
 

23. Spędziłam cały dzień z Alex, która po domówce została w Norze na resztę weekendu. Ponieważ Alex interesuje się street artem, pokazałam jej Fort Bema, gdzie swoje mniej lub bardziej udane dzieła pozostawiło wielu graficiarzy. Tak jak myślałam, zachwyciło ją to miejsce. Żałuję, że piękny mural z zielonym ptakiem, który Szczur pokazał mi na pierwszym wspólnym spacerze, już od dawna nie istnieje.

24. Kupiłam Szczurowi na urodziny kolejny zestaw Lego: łazik marsjański Perseverance. Złożenie go zajęło gryzoniowi tylko dwa wieczory. W międzyczasie ja bawiłam się o wiele mniejszym zestawem 12 w 1, który dostaliśmy gratis w sklepie Lego. 

25. Razem ze Szczurem i Piękną odwiedziłam Magdę i Maćka na wsi. W domu mamy Magdy zobaczyłam różne dziwy, między innymi gigantyczną pluszową gąsienicę czy model ludzkiego szkieletu z różowym kapelusikiem na głowie. Najbardziej zaskoczyło mnie jednak to, jak otwartą osobą jest mama Magdy - mało kto może porozmawiać ze swoim rodzicem bez żadnego tabu. Tradycyjnie mogliśmy posłuchać, jak Magda śpiewa i gra na kilku różnych instrumentach. Poszliśmy też całą gromadą na spacer po okolicy.
 
 
 

26. Ulubiona płyta, bluzka czy poduszka to rzecz normalna, ale raczej niewielu ludzi ma swój ulubiony statek. A ja tak, od sierpnia. Nazywa się CS Standard, ma czternaście lat i zwykle kursuje pomiędzy Rosją a Panamą. Zobaczyłam go w porcie w Gdyni i od tej pory lubię sprawdzać na VesselFinder, gdzie się w danym momencie znajduje. Gdybym mieszkała w mieście portowym, pewnie śledziłabym w ten sposób losy statków, bo spodobała mi się ta zabawa. 
 
 
 

27. Dwa razy wybrałam się ze Szczurem i z Piesą na wycieczkę nad rzekę. Nad Świdrem umówiliśmy się z Asią, Tomaszem i Łukaszem. Mimo tak miłego towarzystwa i ciekawych rozmów nie do końca udało mi się tam wypocząć. Tym razem nad rzeką zastaliśmy dzikie tłumy, a znalezienie cichego miejsca tylko dla nas graniczyło z cudem. Znacznie spokojniej było na drugiej wycieczce, nad Pilicą, gdzie pojechaliśmy sami. Na spacerze znalazłam piękne pióra bażanta i muszle ślimaków z jakiegoś gatunku, którego nie znałam. Niestety, nad obydwoma rzekami roiło się od śmieci. Nie pojmuję, dlaczego trudniej jest zabrać puste butelki czy puszki niż przynieść pełne.  

28. Wspólnie z rodzicami i kuzynami świętowałam urodziny mamy. Dzieci kuzyna wyjechały na wakacje do dziadków, więc pierwszy raz od sześciu lat widzieliśmy się tylko w gronie dorosłych. Coś niebywałego!

29. Pojechałam też ze Szczurem i Piękną na "warszawskie" urodziny Gai. Spotkanie z Asią i Gają w drugiej połowie lata stało się już wakacyjną tradycją.

30. Nad morzem nasza trójka spotkała się z Aśką i Arkiem. Jednego dnia umówiliśmy się na plaży, a innym razem zaprosiliśmy ich do naszego domku na oglądanie Perseidów. (Wiem, że czytelnik nie ma szans połapać się w tych wszystkich Asiach. Mam pięć znajomych o imieniu Joanna.)

31. Dowiedziałam się, że Szczur potrafi robić boski masaż ramion. Taki, w trakcie którego staję się jednym wielkim dreszczem. Moim zdaniem ma jakiś naturalny talent do masażu i powinien go rozwijać. Gdyby nie Tai Chi, możliwe, że nigdy bym tego nie odkryła, bo zwyczajnie nie przyszłoby mi do głowy.

32. Korzystałam z plenerowej biblioteczki niedaleko szczurzego osiedla. Można tam zostawić niepotrzebne książki, żeby posłużyły komuś innemu. Nie przestaje mnie zaskakiwać, że każda z nich błyskawicznie znajduje nowego właściciela - nawet podręczniki akademickie czy stare przewodniki. Książek, które zostawiłam, następnego dnia już nie było. W zamian upolowałam parę kryminałów Agatki, "Ptaśka" czy drugi tom "Buddenbrooków". 

33. Namówiłam mamę Szczura na wieczorne oglądanie rodzinnych albumów. Przy okazji dowiedziałam się co nieco o dalszej rodzinie Szczura. Trochę mi wstyd, że wciąż nie pamiętam imion jego krewnych, podczas gdy on zna moich.

34. Kupiłam sobie nowe, wygodne adidasy, idealne do nauki jazdy samochodem.

35. Zgubiłam się w Warszawie, i to wcale nie w jakiejś obcej dzielnicy, tylko niecałe dwa kilometry od Nory. Wysiadłam z autobusu w miejscu, gdzie diabeł mówi dobranoc: ciemno, bezludnie, żadnych punktów charakterystycznych. Jak na złość nawigacja odmówiła posłuszeństwa i nie miałam pojęcia, jak się stamtąd wydostać. Wyratował mnie taksówkarz, który znalazł mnie, mimo że nie wiedziałam, gdzie jestem.

36. Zgubiłam też swoją latarkę czołową. Kiedy, gdzie i jak - nie mam pojęcia. Musiało się to jednak stać w przedostatnim tygodniu wakacji, którejś nocy, gdy wyprowadzałam psy. Niestety, latarki nie udało się znaleźć. Do dziś nie mogę tego odżałować, bo porządna czołówka trochę kosztuje, a bez niej czuję się mniej bezpiecznie. W dodatku dostałam ją w prezencie od Szczura.

37. Dwa razy zabrałam Piękną na psi plac zabaw. Piesa chętnie pokonuje przeszkody i jest w tym niezła, ale na razie nie czuje się komfortowo, gdy na placu jest kilka innych psów biegających luzem. 

38. Polubiłam suczkę rodziców Szczura. W czasie krótkich wizyt zazwyczaj drażniło mnie jej obskakiwanie i ciągłe zaczepianie Pięknej. Dłuższy pobyt pozwolił mi poznać ją od innej strony. To naprawdę kochane psisko, mądre i złaknione kontaktu z człowiekiem.

39. Greenu polecił* mi Seek, aplikację do oznaczania gatunków roślin i zwierząt. Apka nieźle radzi sobie z motylami, o ile zdjęcie jest dobrej jakości. Może być pomocna, zwłaszcza gdy podobny wzór na skrzydłach ma kilkanaście różnych gatunków albo gdy trzeba jak najszybciej zidentyfikować larwę, żeby dać jej właściwe rośliny. 

40. Największym czytelniczym odkryciem tego lata była dla mnie książka Helen Scales "Ryby mają głos". Tak mnie wciągnęła, że prawie wszystkie wspomniane gatunki googlowałam, by zobaczyć, jak wyglądają. Nigdy przedtem nie dowiedziałam się tylu ciekawych rzeczy o rybach. Biedny Szczur musiał o nich słuchać dzień w dzień, a o najbardziej niesamowitej (moim zdaniem) rybie - Macropinna microstoma - usłyszeli chyba wszyscy znajomi.

41. Skończyłam drugą część "Sekretu Henry'ego", w którą grałam od poprzednich wakacji. Zżyłam się z bohaterami i podobało mi się, że w drugiej części poruszono kilka poważnych problemów. Zirytowały mnie tylko dwa wątki: kilkudniowa śpiączka głównej bohaterki oraz związek Amelie z chłopakiem, który rok wcześniej ją prześladował. Śpiączka to wyjątkowo tanie, oklepane zagranie. Pojawia się w wielu serialach i grach, gdy twórcy chcą szybko rozwiązać problemy bohaterów, w dodatku przedstawiona do bólu nierealistycznie. 

42. W Gdyni pierwszy raz zobaczyłam w realu działający trolejbus. Obecnie w Polsce funkcjonują tylko trzy sieci trolejbusowe: w Gdyni, Tychach i Lublinie. 

43. Szczur pokazał mi, jak interpretować swój kosmogram, czyli horoskop urodzeniowy. Jeśli zamierzacie mieć dziecko, warto zapisać sobie dokładną godzinę jego narodzin, na wypadek gdyby chciało kiedyś wykonać taki horoskop.

44. Uporządkowałam w Norze kilka miejsc, które bardzo tego potrzebowały. Szczególnie dumna byłam z posprzątania balkonu Augiasza (ku mojemu ubolewaniu, wrony postrzegają go jako swoją toaletę). 

45. Zrobiłam potpourri z muszli. 

46. Wciągnęłam Szczura w słuchanie podcastów true crime. A to dlatego, że Justynie Mazur wyjątkowo się udał audioserial "Dźwięk ciszy" o życiu i śmierci sławnych muzyków. Alex nie byłaby zachwycona...

47. Pierwszy wakacyjny wieczór przeznaczyłam na... badania profilaktyczne u ginekologa. Kiedyś trzeba. 

48. Obejrzałam film kinowy o Violet Evergarden. Miałam pewne obawy, jak twórcy postanowili zakończyć tę historię, ale niesłusznie. Lepszego zakończenia nie mogłabym Violet życzyć.

49. Wyruszyłam na poszukiwanie skrzynki pocztowej w okolicy Nory. Wrzucając kartki do skrzynki, zyskałabym na czasie, bo do najbliższej poczty jest dość daleko. Według  wykazu na stronie Poczty Polskiej skrzynka powinna się znajdować na pobliskim strzeżonym osiedlu. Cóż... kilka razy okrążyłam wskazany blok, inne też - skrzynki ani śladu. Może to jakiś lokalny odpowiednik peronu 9 i 3/4?
 
 
 

50. Przez czternaście godzin prowadziłam samochód. Na razie niestety tylko jako kursant, i to niezbyt pojętny, ale od czegoś trzeba zacząć. I w tym miejscu zaczyna się już zupełnie inna przygoda.