sobota, 21 stycznia 2017

[24] W odwiedzinach u Boruty


Korzystając z tego, że mam ferie zimowe i już od kilku dni bawię w Szczurzej Norce, wybraliśmy się ze Szczurem do Łęczycy. Pomysł narodził się zupełnie niespodziewanie. Gdy dzień wcześniej zastanawialiśmy się, dokąd pojechać, przypomniało mi się, jak w dzieciństwie usłyszałam w "Domowym Przedszkolu" (dla niewtajemniczonych: był taki program dla dzieci, emitowany co rano od poniedziałku do piątku w TVP1) legendę o diable Borucie i zobaczyłam odcisk jego łapy na ścianie, co bardzo mnie wtedy rozemocjonowało. Szczur pomysł podchwycił i od słowa do słowa postanowiliśmy, że odwiedzimy Borutę. Przy okazji zabrałam lustrzankę, by ją dręczyć i się z nią męczyć.

Zamek w Łęczycy już na pierwszy rzut oka wydał mi się oryginalny, bowiem jego wrót strzeże nie żaden lew ani gryf, ale... sam król. 







Według lokalnych legend, Boruta przyjmuje różne wcielenia, zależnie od sytuacji. W okolicach zamku pojawia się jako szlachcic w kontuszu, a w pobliżu kolegiaty tumskiej - jako "typowy" czarny diabeł z rogami, ogonem i widłami. Bywa też koniem galopującym po polach, rogatą rybą wabiącą ludzi do Bzury czy sową pilnującą skarbów w zamkowych lochach. W zamku mieliśmy okazję zobaczyć je wszystkie i nie tylko, ponieważ w zbiorach muzeum diabłów jest co niemiara. Chociaż było bardzo ciemno, uparłam się, że przynajmniej niektóre z nich muszę sfotografować na pamiątkę.



 


Z wizerunków Boruty wynika, że do jego ulubionych rozrywek należą kąpiele, zwoływanie diabelskich sejmików i obmacywanie okolicznych panien.

Podobno Boruta ma w zwyczaju płatać figle profesjonalnym fotografom, psując im zdjęcia z muzeum. Podejrzewałam, że to raczej sami fotografowie mają problemy z pracą w tak kiepskich warunkach, ale zawsze dobrze jest mieć na kogo zrzucić winę. W domu okazało się jednak, że dziwnym trafem najmniej widać na zdjęciu, na którym zależało mi najbardziej - diabła zadzierającego pannie kieckę - i akurat ono zupełnie nie nadaje się do publikacji. Może więc faktycznie jest ziarnko prawdy w tych pogłoskach o czarcim poczuciu humoru.





Oprócz diabła niecnoty, w muzeum można podziwiać między innymi stroje ludowe i tradycyjne ozdoby z okolic Łęczycy, a obecnie także wystawę szopek.

 
  

  

 


Prosto z muzeum pojechaliśmy do Tumu - pobliskiej wioski, która słynie z archikolegiaty łęczyckiej. To właśnie na jej murach Boruta zostawił ślad swojego diabelskiego łapska. Chcieliśmy zobaczyć go na własne oczy, niestety wszystkie bramy były zamknięte i musieliśmy obejść się smakiem. W zamian sam budynek kolegiaty zrobił na mnie wrażenie, a okrążając go, od strony pól natknęłam się na piękną, starą bramę.





Skoro już mowa o polach... okolice skansenu w Kwiatkówku (aktualnie zamkniętego, jak to skanseny zimą) urzekły mnie. Jeśli tak wygląda miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc, to diabeł i ja mamy podobny gust.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz