piątek, 22 lutego 2019

[72] Życie seksualne aspich


Kilka razy w moich rozmowach ze Szczurem i innymi osobami ze spektrum przewinął się temat nikłej obecności tematu życia seksualnego w dyskursie o autyzmie.
- Wiesz, wkurza mnie, że o seksualności osób ze spektrum autyzmu piszą i wypowiadają się głównie neurotypowi - narzekałam. - A jeżeli już ktoś się wypowiada, to najczęściej o masturbacji dzieci i o podatności autystów na molestowanie seksualne, jakby nie istniało nic innego do powiedzenia. 
- To może ty napisz? - słyszałam w odpowiedzi.
No i postanowiłam, że napiszę. Na wstępie jednak muszę podkreślić, że wszystko, co piszę, dotyczy mojej perspektywy - moich doświadczeń, moich problemów i spraw ważnych dla mnie. Możliwe, że niektórzy odnajdą siebie w tym, co napisałam, ale na pewno nie wszyscy. To mój głos. Nie należy traktować go jako ogólnych prawideł - wbrew tytułowi, który jest żartobliwym nawiązaniem do tytułu słynnej książki "Życie seksualne dzikich", nie jesteśmy tacy sami. :)

Fakt, że akurat ja czuję potrzebę pisania o seksie, jest nieco zabawny, bo ten temat nie interesował mnie długo - wręcz zadziwiająco długo jak na małego, a później młodego człowieka. Owszem, już w wieku kilku lat zadawałam dorosłym mnóstwo kłopotliwych pytań, od których jeżyły się włosy na głowach. Wypytywałam ich o śmierć, anioły, wyginięcie dinozaurów, hinduskich bogów, przepowiednie królowej Saby, bliźnięta syjamskie, budowę i zwyczaje zwierząt. Nie zawracałam sobie jednak głowy rozmnażaniem Homo sapiens. Pamiętam, że kiedyś znalazłam w czasopiśmie "Claudia" rysunki przedstawiające pozycje seksualne i zapytałam moją mamę, co robią ci ludzie. Mama powiedziała, że dowiem się, gdy będę starsza, a mnie to w zupełności wystarczyło. Dlaczego nie drążyłam tematu, jak to zwykle miałam w zwyczaju, choć przecież czasem widywałam kopulujące zwierzęta - nie wiem. Może dlatego, że przez jedną trzecią życia ludzie generalnie interesowali mnie mniej niż zwierzęta. Szczegółów dowiedziałam się dużo później, z podręcznika do przyrody i filmu edukacyjnego "Skąd się wziąłem", który zaprezentowała nauczycielka na lekcji. I ten zastrzyk wiedzy wystarczył mi na kolejnych kilka lat. 

Będąc nastolatką, wiedziałam już, o co chodzi z tym seksem, a mimo to nadal byłam bardziej obojętna na tematykę seksualności niż moi rówieśnicy. Czytałam książki i oglądałam filmy, w których bohaterowie robili to i owo. Nie potrafiłam sobie jednak wyobrazić, że kiedyś ja też mogłabym to robić. Począwszy od czternastego roku życia, zawsze wzdychałam do jakiegoś chłopaka, ale moja wyobraźnia nie sięgała aż tak daleko. W gimnazjum była jedna para nieustannie obściskująca się w drzwiach - takie zachowanie budziło moją pogardę, razem z kumplami śmiałam się z tej pary. Moje uczucia były platoniczne i uduchowione, wśród przyziemnych chłopaków z małej miejscowości marzyłam o bliskości duchowej... o kimś, kto też czytałby książki, miałby prawdziwe pasje i rozmawiałby na poważne tematy. Takich okazów w moim otoczeniu prawie nie było, pomijając dwóch fajnych kolegów, którzy okazali się gejami. Dopóki ich nie było, nie odczuwałam też w ogóle potrzeb seksualnych, bo bardziej niż cokolwiek innego kręci mnie intelekt. Zmieniło się to dopiero w połowie liceum.

Jest parę rzeczy w życiu, do których permanentnie nie mam szczęścia. Bez wątpienia miałam jednak szczęście, jeśli chodzi o pierwsze doświadczenia seksualne. Wiem - nie tylko z książek, takich jak "Zespół Aspergera" Tony'ego Attwooda czy "Aspergirls" Rudy Simone, ale niestety również z rozmów z osobami, które same to przeżyły - że bardzo często są one dla dziewczyn ze spektrum traumatyczne. Uniknęłam tego. Mój chłopak niczego na mnie nie wymuszał, nie żądał "dowodu uczuć", nie nakłaniał do robienia rzeczy, których nie chciałam. Nie wyśmiał mnie ani w inny sposób nie upokorzył. Nie padłam ofiarą przemocy seksualnej.

Moją pierwszą odwzajemnioną miłością był nieco starszy ode mnie chłopak ze spektrum, niedoświadczony i nieśmiały jak ja. Nie spieszyło nam się. Początkowo w ogóle nie myśleliśmy o seksie, łaziliśmy na długie spacery po łąkach, lasach, obserwowaliśmy nocne niebo, graliśmy w planszówki i robiliśmy tysiąc innych rzeczy. Między nami narodziła się bardzo silna chemia, ale długo wystarczało nam przytulanie i całowanie się. Później zaczęliśmy stopniowo poznawać nasze ciała. Zanim zrobiliśmy "to", minęły trzy lata - może komuś wyda się to niewiarygodne albo śmieszne, ale mam to gdzieś. Zawsze miałam. Nie czułam żadnej presji na utratę dziewictwa, mój chłopak też nie. Nie wstydzę się mówić o tym, że potrzebowaliśmy trzech lat na rzeczy, które niektórzy poznają w kilka dni czy nawet w jedną noc. To nie żaden wyścig, nam takie tempo odpowiadało i nic innego nie miało znaczenia.

Wiem z doświadczenia, że osobie bardzo nadwrażliwej na dotyk i/lub zapach może się wydawać, i to długo, że ten cały seks to coś zupełnie nie dla niej. Jako nastolatka nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, że mogłabym komuś zaufać na tyle, by się przed nim rozebrać. Nie umiałam też wyobrazić sobie, że mogłabym pozwolić komuś na dotykanie mnie pod ubraniem czy bez ubrania, bo nie znosiłam sytuacji, gdy dotykali mnie inni ludzie. Nie lubiłam bycia przytulaną przez ciotki czy klepaną znienacka przez kolegę w plecy. Wizyty u lekarzy bywały wysoce dyskomfortowe. Nie cierpiałam, gdy w autobusie ktoś znajdował się tak blisko mnie, że ocierał się o mnie owłosioną nogą lub czułam jego (najczęściej nieprzyjemny dla mnie, nawet jeśli osoba ta była zadbana) zapach. Skoro już mowa o zapachach, koledzy z klasy jeszcze w liceum pachnieli tak nieprzyjemnie, że myśl o jakiejkolwiek bliskości z takim osobnikiem nie postała w mojej głowie. A cała ta fizjologia seksu, wszystkie te wydzieliny... Fuj! Jeżeli czyta to ktoś, kto ma podobnie, chciałabym, żeby wiedział, że najważniejsze to dać sobie czas. Nic na siłę. Takie odczucia wcale nie znaczą, że człowiek nigdy nie będzie w stanie uprawiać seksu. Nie są też równoznaczne z aseksualnością, choć i ona nie jest niczym złym. Niektórzy ludzie faktycznie są aseksualni, ale w większości przypadków potrzeba czasu i osoby, którą pokochacie lub polubicie bardziej niż tu i teraz wydaje się to możliwe.

Z mojej obecnej perspektywy nadwrażliwość na dotyk jest w życiu seksualnym darem, a nie przekleństwem, pomimo że w innych sferach życia bywa prawdziwym utrapieniem. Aby jednak dojść do takiego etapu, trzeba włożyć naprawdę dużo wysiłku w komunikację.

Kwestią, która nieraz przysporzyła mi kłopotów w bliskich kontaktach, jest niejednoznaczna ekspresja. Moja mimika twarzy jest uboższa niż u innych ludzi, o czym przekonuję się chociażby wtedy, gdy przeglądam zdjęcia i widzę, że niezależnie od przeżywanych w danym momencie emocji, zazwyczaj wyglądam tak samo. Emocje uchodzą ze mnie głównie pod postacią niewidocznych reakcji psychosomatycznych oraz stimów, które w wielu sytuacjach celowo powstrzymuję lub mocno ograniczam. Z tego powodu wielu ludzi uważa mnie za osobę spokojniejszą niż jestem w rzeczywistości czy wręcz szczególnie odważną, co całkowicie mija się z prawdą. Przez większość czasu nie wiem, jak wygląda moja twarz. Zdarzyło się, że ciotka obraziła się na mnie, twierdząc, że robię miny, a mój ton głosu jest impertynencki, tymczasem ja nie miałam pojęcia, o co jej chodzi, bo najzwyczajniej w świecie rozmawiałam. Innym problemem jest uśmiech. Wiem, jak wyglądają uśmiechy innych ludzi, i wiem też, że ja uśmiecham się inaczej - przeważnie kącikiem ust albo tylko połową twarzy, a jeżeli próbuję naśladować innych, wychodzą mi jakieś dziwne grymasy. 

Z drugiej strony, w ostatnich latach zdałam sobie sprawę, że moje umiejętności w zakresie odczytywania i rozumienia cudzych komunikatów niewerbalnych pozostawiają wiele do życzenia. Żyłam w przeświadczeniu, że jestem w tym niezła, ale kiedy zrobiłam kilka testów i przeanalizowałam różne sytuacje z codziennego życia, okazało się, że tak nie jest. Dobrze odczytuję proste emocje, ale z rozkodowaniem bardziej skomplikowanych uczuć i intencji innych osób mam problemy.

Jak się to ma do bliskich kontaktów? Niestety tak, że może generować naprawdę poważne nieporozumienia pomiędzy ludźmi - znacznie poważniejsze, niż można by sądzić. Przykładowo, zdarzyło się, że mój bliski przyjaciel był przekonany, że ja chcę "czegoś więcej", bo podobno to mu sugerowała moja mimika i zachowanie. Lubiłam się przytulać, siedzieć blisko niego, uśmiechałam się. Dopiero kiedy spróbował w "bardziej zaawansowany" sposób mnie dotknąć, napotkał opór, który mu uświadomił, że ja nie chcę tego samego co on. Innym razem chłopak myślał, że coś, co zrobił, sprawia mi przyjemność, podczas gdy w rzeczywistości nie polubiłam tego - zdał sobie sprawę dopiero wtedy, kiedy się rozpłakałam. Mnie z kolei wiele razy w życiu wydawało się, że się komuś podobam, gdy w rzeczywistości byłam postrzegana tylko jako koleżanka. Takie przykłady można mnożyć. 

W ostatnich latach coraz więcej się mówi o znaczeniu consentu, najczęściej w kontekście zgody na seks, która powinna być wyrażona słowem lub jednoznacznym gestem, w stanie pełnej świadomości. Moim zdaniem, dla osoby ze spektrum to za mało. Każdą próbę zrobienia czegoś nowego (włącznie z przytuleniem, pocałunkiem itp.) powinno poprzedzać pytanie, czy druga osoba tego chce, a później też należy pytać zawsze, gdy mamy jakieś wątpliwości. Kilka razy rozmawiałam o tym z neurotypowymi przyjaciółmi, którym wydaje się to śmieszne - no, bo jak to tak, pytać o zwykły pocałunek? Kumplowi zadawanie dziewczynie pytania "Czy mogę cię pocałować?" wydało się wręcz niemęskie. Stwierdził, że to po dziewczynach widać. Jak jednak pokazują moje doświadczenia, większość ludzi ma tendencje do nadmiernego polegania na sygnałach niewerbalnych, często też widzą to, co chcą zobaczyć. Dla mnie to, że siedzę blisko i się uśmiecham, oznacza, że kogoś lubię, niekoniecznie muszę chcieć się z tą osobą całować! Nawet ten zwykły pocałunek, który wydaje się wielu osobom błahy, może być traumatycznym doświadczeniem, jeśli jest niechciany, zwłaszcza dla osoby o odmiennej sensoryce. Zadanie prostego pytania pozwala uniknąć niejednoznacznej sytuacji. Pytanie nie boli!

Komunikacja nie kończy się jednak na tych prostych pytaniach, które umożliwiają ustalenie, czy ktoś w ogóle chce zbliżyć się do nas fizycznie. Myślę, że skuteczna komunikacja jest podstawą udanego życia seksualnego w ogóle, a już zwłaszcza dla osób o psychice i sensoryce podobnych do mojej. Oczywiście, jedni potrzebują mniej rozmów o seksie, inni więcej. Ja należę do tych osób, które, jeśli mają z kimś być, wszystko muszą mieć na bieżąco obgadane, o wszystkim potrzebują szczerze rozmawiać. Tej sfery życia dotyczy to w takiej samej mierze, jak innych. Dużo pytam, dużo wyjaśniam, a o tym, czy coś mi się podoba lub nie, mówię od razu. Oglądając romantyczne filmy, widzimy na ogół, że bohaterowie rozumieją się bez słów - automatycznie wiedzą, co sprawi drugiej osobie przyjemność, kiedy to zrobić i jak. Niestety powoduje to, że młodzi ludzie miewają nierealistyczne oczekiwania. Prawdziwe życie tak nie wygląda. Taki poziom zrozumienia, żeby można było mówić o rozumieniu się w łóżku bez słów, osiągnęłam z drugą osobą ze spektrum po dłuższym czasie związku. I dalej regularnie o tym wszystkim rozmawiam.

Inną sprawą, która ma dla mnie bardzo duże znaczenie, jest dbałość o szczegóły. Zdaję sobie sprawę, że są ludzie, którzy potrafią uprawiać seks ze świeżo poznanymi ludźmi, w przygodnych miejscach (kumpel pracujący na stacji paliw przyłapywał czasem ludzi na seksie w tamtejszej toalecie), w losowych warunkach - i są zadowoleni z jakości swojego życia seksualnego. Nie oceniam, jednak taki styl życia kompletnie by mi nie odpowiadał. Żeby móc się zrelaksować, potrzebuję komfortu sensorycznego - dotyczy to zwłaszcza subiektywnego odczucia ciepła, bo jestem nadwrażliwa na zimno, otaczających mnie faktur, oświetlenia (nie cierpię ostrego sztucznego światła). Potrafię otworzyć się na nowości, ale pewne powtarzalne elementy, czasem niewielkie, sprawiają, że czuję się bezpiecznie. Są takie szczegóły, o które muszę zadbać przed jazdą samochodem (zabrać odtwarzacz MP3) czy przed wizytą u dentysty (zabrać gniotka!), są i takie dotyczące seksu. Podejrzewam, że wiele osób ze spektrum się ze mną zgodzi, choć na pewno nie brakuje też osób bardziej elastycznych niż ja.

Znajoma opowiadała mi, że uczestnicząc w szkoleniu na temat seksualności osób ze spektrum, była zaskoczona informacją, iż wśród autystów jest wielu ludzi mających nietypowe upodobania seksualne - fetyszystów, miłośników BDSM. Zabrzmiało to nieco demonicznie. Osobiście nie rozumiem, dlaczego miałoby to być zaskakujące. Takie upodobania mają też niektórzy neurotypowi, a indywidualne cechy dotyczące zmysłów, jak silna wrażliwość na dotyk lub zmniejszona wrażliwość na ból, mogą dodatkowo przyczyniać się do ich rozwoju u autystów. Ja i mój partner lubimy pewne elementy należące do BDSM, jednak nie ma to zbyt wiele wspólnego z "Pięćdziesięcioma twarzami Greya" czy innymi stereotypowymi wyobrażeniami na ten temat. Nie lubimy bólu, nie wychodzimy z łóżka ranni, a nasz dom nie wygląda jak jaskinia rozpusty. BDSM jest jak wielki wór, z którego można wyłowić coś dla siebie, jeśli się chce, ale nie trzeba od razu wytrząsać na podłogę całej zawartości tego wora. Nie chcę tu za bardzo wchodzić w szczegóły, wspomnę tylko, że jedną z rzeczy, którą wyłowiłam ja, są wiązania shibari - taki delikatny ucisk bardzo przyjemnie wpływa na moje deficyty czucia głębokiego.

A poza tym - skoro życie seksualne owadów jest tak niezwykłe, to dlaczego my mielibyśmy się nudzić?




8 komentarzy:

  1. Heh... Nie wiem, ile w tym prawdy, ale podobno na spektrum jest sporo problemów z grą wstępną. Przykładowo - neurotypowy facet, robiąc kobiecie minetkę, sam się przy tym podnieca. Autystyczny mężczyzna będzie traktował to jako niechciany obowiązek, nie będzie czuł przy tym podniety, interes mu opadnie a sama czynność wyda się tak samo mało atrakcyjna, jak lizanie deski klozetowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Wiki piszą w takich przypadkach "citation needed". Choć jest przypadek, w którym rzeczywiście autycy (niezależnie od płci) będą raczej mniej skłonni do uprawiania seksu oralnego. Jest to przypadek, w którym partner/partnerka nie dba o higienę. Bo autycy bywają bardzo wrażliwi na zapachy.

      - Wanderratte

      Usuń
    2. Trudno mi się do tego ustosunkować, bo nie znam żadnych badań na ten temat. Osobiście nie miałam takich doświadczeń, aby partner nie lubił gry wstępnej. Sama lubię bardzo, bardzo - sam stosunek seksualny jako taki nie jest mi niezbędny do szczęścia, ale zachowania zaliczane do gry wstępnej (pieszczoty, pocałunki itd.) i bliskość drugiego człowieka tak.

      Seks oralny to generalnie jest coś, co nie wszyscy lubią, uprawia go tylko pewien procent wszystkich ludzi. Wśród osób ze spektrum może się na pewno zdarzyć, że dla kogoś intymny zapach, smak innej osoby będzie zbyt intensywny, nawet jeśli jest zadbana. Ale to nie jest reguła. Myślę, że to bardzo indywidualna kwestia.

      Usuń
    3. Ok, sprawdziłum dane:

      https://www.facebook.com/666rem/posts/2273555586224668

      - Wanderratte

      Usuń
  2. Przypadek, w którym ktoś nie dba o higienę, to i owszem - ciężka sprawa. Jednak "kisielek", czy ejakulat mają same z siebie swój specyficzny zapaszek.

    Ja jednak bardziej przyczepiłem się minetki, ze względu na charakterystykę porównawczą mężczyzn autystycznych i neurotypowych. Twierdzę, że posiadanie empatii afektywnej, daje dodatkowe wrażenia i stymuluje faceta PSYCHICZNIE. Na całą sytuację spójrzmy ze względu na trzy osie podziału:

    1) neurotypowi-autyści (empatia afektywna - brak empatii afektywnej),
    2) stymulacja fizyczna - stymulacja psychiczna,
    3) bycie dawcą podczas stosunku - bycie biorcą.

    Normalny seks waginalny powoduje, że obie strony są biorcami przyjemności FIZYCZNEJ. Nie jest istotne, w jaki sposób facet dodatkowo stymuluje się PSYCHICZNIE. Może podniecać się jęczącą partnerką, jej stwardniałymi sutkami, a może - jedynie - kręcić go fakt, że jego interes wytarzał się w "kisielku" (to wyjątkowy egoizm, myślenie tylko o czubku własnego tego - wiadomo). Troszkę podobnie jest z wygibasami typu pozycja 69.

    Inaczej jest w przypadku minetki. Tu facet jest dawcą przyjemności FIZYCZNEJ, kobieta biorcą. Dodatkowo, kobieta może podniecać się tym, że facet swoim jęzorem dotyka jej miejsc intymnych. Jednak jest to takie tam dorabianie ideologii, czyli stymulowanie się PSYCHICZNIE. Podniecać może kobietę fakt mieszania się "kisielku" ze śliną faceta. Kluczowe pytanie, to - co pozostaje dawcy (facetowi)? Stymulacja FIZYCZNA odpada, bo język to nie członek, nie sutek, nie listek ucha (strefy erogenne). Pozostaje mu jedynie stymulacja PSYCHICZNA. W tym momencie, moim zdaniem, kluczowy staje się podział na neurotypowych i autystycznych. Członek mężczyzny neurotypowego podczas minetki będzie cały czas wzwiedziony, podczas gdy autyście - zwiotczeje. Facet neurotypowy potrafi nakręcać się faktem rozkoszy dawanej partnerce, co umożliwia mu empatia afektywna. To by tłumaczyło, dlaczego niektóre panienki z roksa.pl mają w ofercie minetkę. Gdyby neurotypowy facet, będąc dawcą, nie czerpał z tego przyjemności, to tego typu usług by nie było. Musi więc być coś, co facetów motywuje do tego typu zachowań - jakiś rodzaj podniety. Powodem wiotczenia interesu u autystów w trakcie minetki, może być też jednozadaniowość. Gdy skupiają się na wykonywaniu zadania, nie potrafią się podniecić, bo to wymaga podziału uwagi, która jest skupiona jedynie na wykonywanej czynności.

    Trzeci przypadek, to sytuacja, w której partnerzy w ogóle nie stymulują się FIZYCZNIE. Siedzą nadzy naprzeciwko siebie. Ona dostaje sztucznego penisa, on - waginę. Nie mogą się masturbować, a jedyne co robią, to - ona bierze do buzi, on liże. Mogą jedynie patrzeć na siebie i podniecać się wzajemną rozmową. Przypuszczam, że gdy są neurotypowi, efekt będzie. Oboje się podniecą. W przypadku autystów okaże się to nieatrakcyjne. Pewnie dlatego autystycznych facetów nie będzie kręcić ani oglądanie pornoli, ani też chodzenie do klubów ze striptizem - samo oglądanie, a nie masturbacja.

    OdpowiedzUsuń
  3. I na koniec, ostatni problem, z którym mogą borykać się osoby autystyczne. Wiąże się on z pewnymi deficytami wyobraźni, nieumiejętnością/brakiem satysfakcji z zabaw na niby. Media strofują nas, że życie seksualne Polaków jest bez polotu. W łóżku brakuje zabaw w "policjanta", czy też "pielęgniarkę". Nie muszę chyba wspominać, że autyści na ogół nie cierpią takich psychodram, teatrzyków i improwizacji, więc raczej nie będą bawić się kajdankami oprawionymi w różowe futerko, odgrywać scenek z wizyty u doktora, czy wiązać sznurkami. Wyobraźnia neurotypowa działa zupełnie inaczej, więc nie ma co się dziwić, że takie zachowania neurotypowych po prostu kręcą, choć i oni mogą takich rzeczy nie robić, ale raczej z pobudek światopoglądowo-ideologicznych (pruderia) a nie neurologicznych. Nie należy tego wrzucać do jednego worka, tak samo jak nie należy traktować zbiorczo alergii pokarmowych, nietolerancji pewnych produktów spożywczych, zaburzeń integracji sensorycznej, anoreksji, bulimii i wegetarianizmu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Proponuje zajrzeć tu:
    https://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=1148276

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ale co z tego wynika? Problem został poruszony przez osoby neurotypowe, więc może być tak, że z punktu widzenia autyków nie wiele to wnosi. Z wymiany opinii wynika jedynie tyle, że są ludzie, którzy mają opad w trakcie minetki. Nie wiemy, jak częste jest to zjawisko, ile procent populacji tak ma i czy jest to problem, który się leczy? Przecież może być tak, że wśród autystów takie zachowanie jest normą i występuje w 95% przypadków. Wśród neurotypowców może to być traktowane jako zaburzenie psychoseksualne. Nie wykluczam też, że opad może stanowić silną wskazówkę w diagnozie autyzmu, bo przecież psychologowie wypytują nie tylko o pierwszorzędne cechy diagnostyczne, ale też o pewne wątki poboczne, które nie są kryteriami diagnostycznymi sensu stricte, ale które bardzo często przewijają się w populacji osób z autyzmem.

      Usuń