niedziela, 22 grudnia 2019

[92] Czy autyści to pedanci?


W swoim codziennym życiu już kilka razy zetknęłam się ze stereotypem, że autyści mają obsesję na punkcie porządku. Niektórzy ludzie myślą, że dotyczy to wszystkich i w każdej sytuacji. Zdarzyło mi się nawet usłyszeć (co gorsza, od nauczycielki!): "Ja też mam w sobie coś z autyzmu, bo zawsze układam swoje rzeczy na biurku tak samo i bardzo nie lubię, gdy ktoś je przestawia". Podejrzewam, że takie stereotypy mają swoje źródło w popularnych filmach i serialach, gdzie autyści są przedstawiani w bardzo przejaskrawiony sposób - często jako sawanci z fobią czystości. Patrz: doktor Shaun Murphy.

Jak to jest z tym porządkiem z mojej perspektywy?



Kiedyś

Już jako sześcioletnie dziecko miałam pewnego rodzaju poczucie estetyki. Wiem o tym, ponieważ zachowało się kilka moich zeszytów z okresu przed pójściem do szkoły, w których kolekcjonowałam wycinki z czasopism. W najstarszych zeszytach roi się od koślawych wielkich liter, a wycinki są poprzyklejane niezbyt starannie i całe pofałdowane w wyniku niewprawnego używania kleju. Gdy jednak zauważyłam, że dorośli z mojej rodziny przyklejają kawałki papieru, smarując je klejem tylko na brzegach, zaczęłam ich naśladować.  Można to zauważyć w zeszycie pod tytułem "Czerwona Księga Zwierząt", który zawiera wycinki z czasopisma "Zwierzaki". W pewnym momencie pofałdowane wycinki się kończą, a zaczynają się gładkie i prosto przyklejone. Widać, że gdy tylko poznałam sposoby na to, by moje kolekcje wyglądały bardziej starannie, zaczęłam je stosować.


Jeden z nielicznych zeszytów z moimi dziecięcymi kolekcjami, które przetrwały: "Imiona". Wklejałam tam rubrykę o imionach ze "Świerszczyka".


"Czerwona Księga Zwierząt". Widać, jak stawała się ona coraz bardziej estetyczna.

Kiedy poszłam do szkoły, upodobanie do estetycznych zeszytów rozszerzyło się na zeszyty przedmiotowe. Jako wzrokowiec błyskawicznie zapamiętywałam wszystko, co sama napisałam, a zadbane zeszyty ułatwiały mi to zadanie. Niektóre moje nawyki związane z prowadzeniem zeszytów sięgały jednak znacznie dalej niż wskazówki dorosłych i miały charakter autystycznych rytuałów. Przykładowo, zawsze starałam się, aby odstępy pomiędzy poszczególnymi lekcjami oraz między tematem a treścią notatki miały tyle samo kratek. Data musiała być w tej samej linijce, co numer lekcji. Jeżeli podkreślałam tematy lekcji na kolorowo, to stosowałam określoną kolejność kolorów. Gdy zdarzyła mi się pomyłka, żałowałam, że nie mogę wyrwać kartki. Widząc "błąd", zawsze mimowolnie kierowałam wzrok w jego stronę i czułam dyskomfort.

Począwszy od podstawówki, w podobnie rytualny, uporządkowany sposób układałam swoje przybory w piórniku i pakowałam plecak. Kredki czy pisaki zawsze miały określoną kolejność od lewej do prawej, według kolorów. W danej przegródce plecaka lądowały zwykle te same przedmioty. Myślę, że te pedantyczne rytuały pomagały mi znosić szkołę, gdzie często doświadczałam stresu i lęku. Dawały chwilowe poczucie bezpieczeństwa, kontroli nad małym skrawkiem rzeczywistości.

Jeśli ktoś pomyślałby, sugerując się wyglądem zeszytów lub tornistra, że mój pokój musi być ideałem pokoju dziecinnego, byłby w błędzie. Porządki w moim wykonaniu polegały na przekładaniu bałaganu z jednego miejsca w drugie, bo nie potrafiłam się zmusić do wyrzucenia czegokolwiek. Uwielbiałam niemal każdą swoją rzecz. Z biurka dosłownie wysypywały się czasopisma i domowe zeszyty. Szuflady w komodzie kilka razy zarwały się pod wpływem ciężaru zabawek i czasopism. A ścielenie łóżka, do którego za parę godzin wrócę, uważałam za zupełnie bezsensowne.

W całym tym chaosie najbardziej uporządkowana była zwykle moja biblioteczka. Na punkcie wyglądu własnych książek długo miałam prawdziwego bzika. Rodzice kupowali mi tylko nowe książki o nienagannym wyglądzie, a ja bardzo o nie dbałam. Jeżeli ktoś jakąś pobrudził albo w inny sposób uszkodził, nie lubiłam już jej czytać. Do dziś pamiętam, jak wściekłam się na kumpla, gdy oddał mi "Pana Samochodzika" z ogromnym zagięciem na środku okładki i ze stroną tytułową umorusaną jedzeniem. O książki dbam przez całe życie, ale dopiero w gimnazjum zaczęłam doceniać te używane, z antykwariatów i wymian internetowych.

Wraz z upływem czasu przywiązywałam coraz mniejszą wagę do wyglądu szkolnych zeszytów. W liceum, gdy trzeba było sporo notować samodzielnie, coraz bardziej bazgrałam i nie liczyłam już kratek - ważniejsze stało się to, żeby notatka zawierała potrzebne informacje. Oczywiście we wszystkich segregatorach i pudełkach z moimi kolekcjami (w podstawówce przerzuciłam się z zeszytów na segregatory i pudełka) nadal utrzymywałam pedantyczny ład. Od czwartej klasy wycinałam artykuły z czasopism w inny sposób - otwierałam spinacze, wyjmowałam wybrane kartki i rozcinałam je równiutko na pół. Mniejsze wycinki też musiały być idealnie równe, dlatego używałam linijki. Segregatory z takimi zbiorami cieszyły moje oko tak samo jak nowiutka książka.


Album o latynoamerykańskich aktorach i aktorkach. Dwa takie albumy zostawiłam sobie dwa na pamiątkę, resztę wycinków wyrzuciłam.


Teraz

Zbliżając się do trzydziestki, radzę sobie ze sprzątaniem dużo lepiej niż kiedyś, ale to efekt metod, których wypracowanie zajęło mi lata. Gdy byłam dzieckiem, nikt mnie nie uczył metod organizacji ułatwiających życie osobom ze spektrum, bazujących na percepcji wzrokowej. Zamiast tego dorośli próbowali mnie nauczyć swoich i często mieli do mnie pretensje o bałagan.

Jakie mam sposoby? Przede wszystkim:
1. Wyznaję zasadę, że każdy przedmiot powinien mieć swoje stałe miejsce tam, gdzie się go używa, żeby był pod ręką. Najważniejsze, żeby nie trzeba było specjalnie chodzić po niego do innego pomieszczenia, a później go odnosić. Kiedy człowiek na przykład się spieszy, nie chce mu się tracić czasu na takie chodzenie, więc generuje bałagan - przedmiot zostaje tam, gdzie był używany. Zgodnie z tą zasadą, większość moich kosmetyków powinna być w łazience, a leków - w kuchni, ale zatyczki do uszu, krople do oczu i balsam do ust muszę mieć obok łóżka, co ułatwia przygotowywanie się do snu. Piłka do ćwiczeń ma być tam, gdzie ćwiczę. Ubrania na następny dzień wieszam na krześle w pokoju, gdzie się przebieram. I nieważne, że gościowi się coś nie spodoba albo że na szafkach nocnych influencerek z Instagrama nic nie ma - na mojej ma być i już.
2. Generalne porządki w każdym pokoju, takie z przetrząsaniem i myciem szafek, robię raz w roku. Nie kieruję się tym, że inni sprzątają cały dom na święta. Każdy pokój sprzątam osobno i wtedy, kiedy mi to odpowiada. Mam problemy z układem ruchu, więc każdy pokój muszę rozłożyć na kilka dni. Zazwyczaj swoją sypialnię sprzątam gruntownie w czerwcu, kuchnię jesienią, a szafki w łazience latem. Przed świętami ścieram tylko kurze i odkurzam, podobnie jak przez resztę roku.
3. Staram się odkładać rzeczy na miejsca, które dla nich wyznaczyłam. Często nie do końca mi się to udaje w dni robocze, więc w piątek robię obchód i chowam to, co niepotrzebnie leży na szafkach i stolikach. Takie obchody robię też po okresach złego samopoczucia fizycznego lub psychicznego, gdy przez kilka lub kilkanaście dni nie mam siły myśleć o odkładaniu rzeczy na miejsce, wyrzucaniu pustych opakowań po poczcie i tak dalej.
4. Nawet jeśli robię coś regularnie, i tak zdarza mi się zapomnieć, jak to robić, jeżeli nie mam tego na papierze. Czasami za każdym razem mam te same pytania. Dlatego napisałam sobie instrukcje sprzątania niektórych miejsc, na przykład mycia lodówki albo usuwania kamienia z czajnika, z dokładnym wyszczególnieniem, co robić po kolei. Instrukcję mycia toalety też mam spisaną. Śmieszne, bo inni tak nie robią? Trudno, ja tak robię i w moim przypadku to się sprawdza. Na wypadek gdyby papierowe instrukcje się zgubiły lub zniszczyły, przechowuję je też na serwerze.
5. Lubię pudełka i przechowuję w nich wiele rzeczy. Ponieważ największy problem mam z kontrolą nad swoimi ubraniami i butami (nawet zapominam, jakie mam ubrania i buty), są one posegregowane według kategorii, a pudełka opisane.
6. Rzeczy do prania też segreguję. Skarpety osobno, bielizna osobno... Dzięki temu, gdy przychodzi czas na pranie, wystarczy tylko wysypać zawartość jednego worka, nie trzeba przedzierać się przez cały kosz na pranie.
7. Śmieci segreguję na bieżąco, a jeśli na bieżąco nie chce mi się czegoś wyrzucić, to się nie przejmuję i robię to innego dnia podczas obchodu.
8. Jeżeli nie wiem, jak się do czegoś zabrać, robię listę czynności do wykonania albo pisemnie rozkładam kłopotliwą czynność na mniejsze.

Jeśli chodzi o dom, pedantką z pewnością nie jestem. Ważna jest dla mnie funkcjonalność otoczenia, a nie to, żeby mój pokój wyglądał jak na Pintereście. Przywiązuję większą wagę do kuchni i łazienki, bo wielodniowego brudu w tych miejscach po prostu się brzydzę i boję. Mam jednak swoje słabe punkty, na przykład okruchy na podłodze, bo niemiłosiernie kruszę przy jedzeniu i tych okruchów nie zauważam. Albo laptop - czasem dopiero w słoneczny dzień dostrzegam, ile na nim kurzu... Dużo  też zależy od samopoczucia. Gdy jestem bardzo zmęczona, zostawiam brudne naczynia w zlewie albo rzucam zużyte ubrania gdzie popadnie i idę spać. Podchodzę do tego luzacko - jak nie sprzątnę dziś, to sprzątnę jutro. Mimo wszystkich moich sposobów czasem pojawia się bałagan i wszędzie coś leży, głównie dlatego, że nie mam siły sprzątać, gdy jestem chora lub z innych powodów przez dłuższy czas źle się czuję.  Dzięki tym sposobom nie doprowadzam jednak otoczenia do takiego stanu jak w dzieciństwie. Zawsze przychodzi dzień, gdy samopoczucie się poprawia, a wtedy robię obchód pokojów i nadrabiam zaległości.


Tak wyglądał fragment mojego pokoju po kilku dniach koszmarnego bólu zęba. Reszta pokoju - nie lepiej. Posprzątałam po wyleczeniu zęba.


Jednocześnie, jak w dzieciństwie, mam swoje rytuały, głównie dotyczące wybierania się rano do pracy, chodzenia spać i pakowania się. Nie zmieniło się też to, że rzeczy związane z moimi zainteresowaniami są uporządkowane na maksa. Dotyczy to zwłaszcza kolekcji pocztówek. Gdy hoduję motyle, utrzymywanie u nich higienicznych warunków jest moim priorytetem. Jeśli mam dużo różnych gatunków naraz, zdarza mi się zaniedbać wygląd mojego otoczenia jak podczas choroby, ale motyle zawsze muszą mieć świeże liście i wyrzucone odchody.

Napisałam to wszystko, aby podkreślić, że stereotyp obsesyjnie dbającego o porządek autysty jest błędny. Owszem, takie osoby też się znajdą, ale nie można uogólniać. To, że ktoś szczegółowo przestrzega rytuałów, które są dla niego ważne, albo w precyzyjny i skomplikowany sposób porządkuje swoją kolekcję, nie musi się przekładać na wygląd jego pokoju czy domu. I często nie przekłada się. Wiele osób ze spektrum ma problemy z obowiązkami domowymi, pomimo że na zewnątrz robią wrażenie świetnie funkcjonujących na co dzień dorosłych. Powody mogą być różne - obniżona sprawność manualna, kłopoty z organizacją czasu, silne przywiązanie do ulubionych przedmiotów utrudniające pozbywanie się staroci, depresja, wieloletnie wyręczanie przez rodziców i inne. Osoby takie jak ja potrzebują odmiennych strategii radzenia sobie niż te, które od lat stosują ich rodzice czy słynne blogerki.

Jeżeli bliska Wam osoba gubi się w swoich rzeczach, jak kiedyś ja, pomóżcie jej znaleźć odpowiednie dla niej metody utrzymywania porządku. Wypróbujcie moje, poszukajcie też własnych. Nie naciskajcie, żeby robiła wszystko tak samo jak Wy. Będę szczera: znalezienie odpowiednich strategii dla siebie jest dużo ważniejsze niż to, czy okna będą umyte na Boże Narodzenie.

2 komentarze:

  1. Ujmując najogólniej - ludziom chyba mylą się zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (OCD), albo osobowość anankastyczna (OCPD) z zespołem Aspergera. Kryteria diagnostyczne OCPD wyglądają mniej więcej tak:

    * zaabsorbowanie szczegółami, regułami, porządkiem, organizacją lub harmonogramami do stopnia, w którym tracony jest podstawowy sens działalności,
    * okazywanie perfekcjonizmu kolidującego z finalizowaniem zadań (np. niezdolność do dokończenia projektu, ponieważ nie zostały spełnione nasze wygórowane i ścisłe standardy),
    * nadmierne poświęcenie się pracy i wydajności ze szkodą dla wolnego czasu oraz przyjaźni, które nie jest spowodowane oczywistą koniecznością ekonomiczną,
    * zbytnia sumienność, skrupulatność i mała elastyczność w kwestiach moralnych, etycznych oraz dotyczących wartości, niewynikająca z kulturowej czy religijnej tożsamości,
    * niezdolność do wyrzucania zużytych lub bezwartościowych przedmiotów, nawet jeżeli nie mają wartości sentymentalnej,
    * niechęć do delegowania zadań lub pracy na innych, jeśli nie poddadzą się w pełni narzuconym przez nas sposobom ich wykonania,
    * skąpy styl wydawania pieniędzy na siebie i na innych; pieniądze są postrzegane jako dobro, które ma być gromadzone z myślą o przyszłych katastrofach,
    * okazywanie sztywności i uporu

    Tak na pierwszy rzut oka może to przypominać pewne zachowania autystyczne, aczkolwiek diabeł tkwi w szczegółach. Nie wystarczy bowiem patrzeć tylko na to jakie zachowania przejawia dana osoba, ale też co się dzieje w jej myśleniu, motywacjach i emocjach. Więcej o tych sprawach można poczytać tu:

    https://terapiaspecjalna.pl/artykul/zaburzenia-obsesyjno-kompulsyjne-u-osob-z-niepelnosprawnoscia-intelektualna-i-spektrum-autyzmu

    Pozdrawiam,
    AGA

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tyle pedanci, co osoby wysoce spostrzegawcze. Pedant może widzieć niedociągnięcia, ale wymaga to odeń koncentracji i świadomego wysiłku. Asperger robi to niejako automatycznie.

    OdpowiedzUsuń