poniedziałek, 12 października 2020

[106] Pamiętniki sierpniowe

 
01.08  
Taki ziemniak trafił mi się w tym tygodniu. Mógłby posłużyć do testu projekcyjnego: komu się kojarzy z sercem, a komu z...
 
 
 
 
2.08
Jesteśmy już nad morzem. Mam duże problemy ze spaniem, w tym ze szczurzym chrapaniem, ale wczoraj przywitaliśmy się z Bałtykiem. Był już wieczór, więc woda i piasek na brzegu morza chłodne. Mimo to udało mi się znaleźć wyszczerbioną muszelkę. Pograliśmy trochę w RPG, siedząc na plaży. Kilka razy w ciągu dnia widzieliśmy bociany, w tym jednego polującego na łące. Spotkaliśmy też jakiegoś ptaka drapieżnego. W drodze powrotnej widzieliśmy podnoszące się nad polami mgły i dwie spacerujące sarny.
 
 


 
04.08
Weekend nad morzem można podsumować jednym zdaniem: Arek miał za mało kłopotów, znalazł sobie znajomych...
 
06.08
Po dobrych dwóch tygodniach w Norze dopadł mnie kryzys, i to niestety na wyjeździe. Musieliśmy przedwcześnie wrócić do domu, bo czułam się bardzo źle. Nie mam ochoty pisać o szczegółach, zwłaszcza że trudno mi się pogodzić ze stratą wyjazdu, na który czekałam od dawna. Wystarczy, że kilka osób wie. Chciałabym wkrótce znowu wyjechać, przynajmniej do Nory, więc muszę postarać się dojść do ładu ze sobą.
Dzisiaj pojechaliśmy ze Szczurem do parku w Świerklańcu i wybraliśmy tam na spacer mniej uczęszczane drogi. Na jednej z nich spotkaliśmy lisa. Przeciął nam drogę. To już trzeci, którego spotkałam w tym roku. Uwielbiam takie niespodziewane spotkania z dzikimi zwierzętami, a w ciągu ostatniego miesiąca było ich wyjątkowo dużo: nietoperze, świetliki, zaskroniec, bociany, jaskółki, sarny...
Korzystając z paru dni "w zawieszeniu", postanowiłam poidentyfikować ćmy, które ostatnio zaobserwowałam i których zdjęcia przysłali mi znajomi. Na pierwszy ogień poszła ta. Nazywa się łada różowica i należy do niedźwiedziówkowatych. Młode gąsienice żywią się porostami, a po przezimowaniu jedzą też liście. Podobno ten gatunek lubi tereny podmokłe i to by się zgadzało, bo ćma odwiedziła mnie w Karwieńskich Błotach.
 
 

 
10.08 
Od kilku dni zażywam lek przeciwlękowy i czekam, aż będę na tyle pewna zachowania swojego brzucha, żeby znowu pojechać do Nory. Tęsknię już za Norą, a także za swoim materacem do ćwiczeń i rowerem, ale taki kilkudniowy reset był mi bardzo potrzebny.
Z leku jestem póki co zadowolona. Czuję się bardziej "tu i teraz", trochę jak w dzieciństwie, gdy prawie nigdy nie wybiegałam w przyszłość dalej niż do kolejnego dnia. Zazwyczaj muszę bardzo mocno się skupiać, jeśli chcę choć przez jakiś czas być uważna, teraz jednak przychodzi to samo. Łatwiej mi się koncentrować na czynnościach do wykonania. Łatwiej też nie myśleć o tym, że upragniony od paru miesięcy wyjazd się nie udał, co normalnie bardzo by mnie bolało.
W zasadzie narzekam teraz tylko na komary. Zapewne wszyscy już zauważyli, że paskud jest w tym roku wyjątkowo dużo. Używam DEET, ale spacery po lasach mimo wszystko nie są tak przyjemne jak w poprzednich latach, bo komarza brać unosi się nad człowiekiem całą chmurą i upierdliwie brzęczy. W domu, gdzie nie stosuję środków przeciw owadom, komary pozwalają sobie na więcej. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że na każdej większej części ciała mam obecnie jakieś bąble. Poza tym ciągle czuję potrzebę kąpieli.
Odpoczywając, staram się codziennie zrobić przynajmniej jedną miłą rzecz. Dwa razy pojechałam ze Szczurem połazić po lasach: Najbliższym i Starym, a raz do ogrodu botanicznego. W jednym z lasów znalazłam kilkanaście gąsienic rusałek. Wzięłam udział w międzynarodowym liczeniu motyli. Obejrzałam ze Szczurem film ("Steamboy"). Oprócz tego rozwiązuję sudoku i krzyżówki, a wieczorami próbuję wrócić do czytania, na razie z marnym rezultatem. (Jednym z typowych objawów kryzysu psychicznego jest u mnie to, że nie potrafię czytać, w sensie skoncentrować się na lekturze.)
Dzisiaj poczułam się gotowa, żeby wstać wcześniej i pojechać dalej, więc namówiłam gryzonia, żebyśmy wybrali się w jakieś nowe miejsce. Próbowałam namówić też kumpla, ale ostatecznie spotkanie nie wypaliło, bo mieliśmy zupełnie inne wizje wypoczynku - on chciał pojechać do parku wodnego lub parku rozrywki, mnie nie wydawało się to dobrym pomysłem w obecnej sytuacji (pandemia, kryzys psychiczny). Ostatecznie pojechaliśmy we dwoje zobaczyć obiekt należący do Szlaku Zabytków Techniki, którego jeszcze nie widzieliśmy na żywo - szyb "Prezydent" w Chorzowie. Weszliśmy na górę, gdzie zastaliśmy kilka gołębi, sporo ptasiego łajna, kolekcję soczystych napisów pozostawianych przez młodzież i ładny widok na okolicę.
Naszą uwagę zwróciła odświeżona kopuła planetarium, które od paru lat jest w przebudowie. Niestety prace przedłużają się. Tęsknię za planetarium, zwłaszcza w długie zimowe wieczory, i nie mogę doczekać się ponownego otwarcia. Oby jak najszybciej! Zauważyłam ze zdziwieniem, że kopuła planetarium jest teraz... żółta.
Absolutnym hitem był jednak napis "Pożryj mnie miłosny kanibalu".
 
 



 
11.08
Rzadko kupuję płyty, bo muzyki słucham najczęściej online, mimo to kupiłam sobie debiutancką płytę Aniki Dąbrowskiej (w mp3). Było warto! Bardzo dojrzała, podnosząca na duchu płyta. Repertuar został dobrze dobrany do głosu Ani, jest też ta cudowna akustyczna wersja "Małych skrzydeł". 
 
12.08 
Pojechaliśmy wczoraj do Europy Centralnej w Gliwicach zobaczyć wystawę "Machiny Leonarda da Vinci". Z czystym sumieniem mogę ją polecić - nie dość, że jest ciekawa, to tłumów nie ma. Przez godzinę byliśmy jedynymi zwiedzającymi, mimo że po ilości samochodów na parkingu dało się poznać, że centrum handlowe przeżywa oblężenie typowe dla godzin wieczornych.
Na wystawie przedstawiono kilkadziesiąt replik maszyn zaprojektowanych przez Leonarda. Higrometr, spadochron, czołg, most, łańcuch, łożysko, anemometr... różnorodność tych projektów uświadamia, jak wszechstronnym wynalazcą był da Vinci. Nie zabrakło też obrazów Leonarda i ciekawostek z jego życia. Znajomych wegetarian na pewno ucieszy wiadomość, że najsłynniejszy człowiek renesansu nie jadł mięsa, co w tamtych czasach było rzadkością. Jednocześnie nie narzucał swojej diety uczniom, dla których zamawiał mięso do warsztatu.
Trochę się uśmiałam, bo choć nie cierpię wojen, z oglądanych wynalazków wizualnie najbardziej podobał mi się czołg. Na drugim miejscu mojej prywatnej listy znalazł się gabinet luster, gdzie można na całego postimować wzrokowo. 
Dzisiaj upał podziałał rozleniwiająco na cały dom, włącznie ze zwierzakami. Większość dnia spędziłam niezbyt produktywnie. Spodziewaliśmy się burzy, bo obiecująco chmurzyło się i grzmiało, ale burza przeszła bokiem. Dopiero wieczorem zmobilizowaliśmy się ze Szczurem do przespacerowania się po lesie.
Spacer o zmierzchu sprawił mi dużo radości. W Najbliższym Lesie zaobserwowaliśmy nietoperze - drugi raz w ciągu kilkunastu dni! Co najmniej trzy skrzydlate łobuzy krążyły nad naszymi głowami, gdy przemierzaliśmy jedną ze ścieżek. Oprócz nich spotkaliśmy sporo żab i ropuch. Kiedy wracaliśmy, jakieś większe zwierzę szeleściło w krzakach w pobliżu nas, ale wycofało się, słysząc rozmowy. Natknęliśmy się też na sympatycznego myśliwego, który zatarasował drogę samochodem. W innym miejscu ktoś mniej sympatyczny wyrzucił butelki po piwie na środku leśnej drogi, więc zabraliśmy je.
Udało mi się też dzisiaj zaobserwować trochę Perseidów. Namówiłam Szczura na obserwacje, bo jutro mamy w planach podróż i będziemy po niej zbyt zmęczeni, żeby szukać dogodnego miejsca do patrzenia w niebo. Wypatrzyłam osiem obiektów, które na sto procent były meteorami, oraz dwa mniej pewne, krótkie błyski.
 
 


 
15.08
"Normalny" związek, normalna rozmowa:
Szczur: Idę do sklepu.
Ja: Możesz kupić mi ryż? Zwykły, biały. Inne też czasem jem, ale biały najbardziej lubię.
Sz.: Zwierzu, to jest rasizm.
 
16.08
Zabawna sprawa: choć tegoroczne wakacje są najmniej "wyjazdowe" spośród wszystkich moich wakacji ze Szczurem, spotykam najwięcej dzikich zwierząt. Właściwie na każdym lub prawie każdym spacerze udaje się coś ciekawego zaobserwować. Zupełnie jakby zwierzęta postanowiły mi pomóc w walce z lękami, motywując mnie do codziennego wychodzenia z domu.
Wśród spotykanych królują nietoperze. Zawsze chciałam je zobaczyć, a w tym roku okazało się, że to nic trudnego, wystarczy o właściwej porze być w lesie czy w parku. Widziałam je już latające nad fosą w lipcu, potem w Najbliższym Lesie, w ten czwartek znowu nad fosą, a wczoraj w Kampinosie w pobliżu hotelu dla nietoperzy. Powoli zaczynam rozpoznawać dźwięk skrzydeł nietoperzy i gdy go słyszę, rozglądam się.
Przedwczoraj w Lesie Bemowskim widzieliśmy rudą wiewiórkę śmigającą po drzewie.
Wcześniej były już lisy (dwa pod Najbliższym Lasem, jeden w parku w Świerklańcu), dzik (w miejscowości, gdzie mieszkają Szczurorodzice), sarny (jedna na polach w mojej miejscowości, dwie o zmierzchu w Błotach Karwieńskich), bociany, mewy i niezidentyfikowane przeze mnie ptaki drapieżne, zaskroniec (w Kampinosie), świetliki, no i oczywiście mnóstwo innych owadów, ropuszek i żabek.
Najbardziej chciałabym w tym roku spotkać jeszcze jeża.
 
17.08
Wczoraj wieczorem znowu pojechaliśmy do Kampinosu. Ponieważ wybraliśmy szlak wzdłuż bagien, na pierwszym odcinku było chłodno, a komary natarczywie dobierały się do naszych twarzy. O zmierzchu kolejny raz nad naszymi głowami pojawiły się nietoperze. Raz w zaroślach po lewej stronie mocno zaszeleściło, po czym mignęło mi coś szybkiego i rudego - najpewniej lis. Najbardziej jednak zachwyciły mnie wrzosy.
 
 


 
19.08 
Dawno nie czułam się tak kiepsko psychicznie jak w tym roku. Wróciłam do domu trzy dni wcześniej niż planowałam, bo choć leki mi pomagają, z brzuchem dalej mam problemy. Ledwie wróciłam, już tęsknię za Norą, a jednak w Norze pierwszy raz nie dawałam sobie rady. Wolałabym być tam, ale męczyłam się. Przez pandemię zaliczyłam straszny regres, jeśli chodzi o samodzielność i o lęki. Czuję się, jakbym każdego dnia znowu walczyła o umiejętności, które zdobyłam w ciągu wielu lat. Postanowiłam wrócić, żeby popracować nad sobą w domu i żeby Szczur choć troszkę się zregenerował przed powrotem do pracy, bo ostatnio ciągle się mną opiekował, nieraz siedząc ze mną do późna. Nigdy wcześniej nie byłam z kimś tak dobrym i tyle rozumiejącym, co on.
Dziś w nocy porządnie pada i łzy też popłynęły. Może przyniosą ulgę. 
 
20.08
Bestia dzisiaj napsocił. Zniknęła moja piłeczka do ćwiczenia dłoni, którą wczoraj nieopatrznie zostawiłam na wierzchu zamiast schować, bo byłam zmęczona po podróży. Następnie, gdy chodziłam po pokoju i schylałam się obok szafek, Bestia zaczął mruczeć, jakby to było wielce zabawne. Piłeczki na razie nie znalazłam, a łobuziak przyszedł się przytulać z miną niewiniątka.
 
22.08
Dzisiaj razem z mamą wykąpałam naszą Piesę. Choć to już psia staruszka, po kąpieli dostała powera i biegała po podwórku jak sarenka.
Teraz ma zabawną sierść, jak zwykle po kąpieli, a w całym domu pachnie mokrym psem.
 
24.08
Pierwszy raz od półtorej tygodnia przez cały dzień nie miałam stanu lękowego i bólu brzucha. Z tej okazji wybrałam się na długi spacer za autostradę, by poobserwować właściwe dla tej pory roku zmiany na polach.
Pola po żniwach. Bele słomy poukładane po kilka lub kilkanaście. Zapach obornika. A co najciekawsze, jedno z tych ptasich zgromadzeń na słupie energetycznym, które udaje mi się zaobserwować co rok pod koniec lata, jeśli mam szczęście. Dziś miałam - pierwszy od dawna spacer za autostradę i od razu ptasie zgromadzenie. Śpiew z setek ptasich gardeł niósł się za mną jeszcze długo, gdy wymijałam okazałe kałuże po wczorajszej burzy.
Obok przystanku, na roślinie podobnej odrobinę do koniczyny, wypatrzyłam gąsienicę wieczernicy szczawiówki. Kawałek dalej, naprzeciw szkoły, znalazłam pierwszy w tym roku kasztan. Na razie w szczelnie zamkniętej łupinie. To jeszcze nie jesień, ale kasztan posłuży niedługo do jesiennej dekoracji.
 
26.08
Tego jeszcze nie grali: dzisiaj Twarzoksiążka poleca mi... kurs hipnozy.
 
27.08
Z moim samopoczuciem jest nieco lepiej. Leki pomagają, dzięki czemu w ostatnich dniach nie miałam ciągłych biegunek, bólu brzucha czy bezsenności. Psychika natomiast ma się lepiej, gdy błędne koło psychosomów zostaje wyhamowane. Byłam już na zebraniu wpracowym i choć nie potrafię myśleć o pracy bez obaw, przynajmniej pewna część moich zmartwień rozwiała się. Wiem, że mam pełny etat, jakie mam dodatkowe obowiązki, że mam dalej ważne badania lekarskie i tak dalej. Wskutek zebrania dostałam mocnej migreny (jak zwykle), ale dobrze wiedzieć chociaż tyle.
Dzisiaj pierwszy raz od pół roku wysłałam pocztówki z Postcrossingu. Postcrossing wprowadził ostatnio świetną zmianę w działaniu strony na czas pandemii. Strona wie, do jakich państw użytkownik nie może wysyłać przesyłek, i losuje tylko państwa "dozwolone" w danym momencie przez pocztę. Dzięki temu nie losuję na przykład pełnej postcrosserów Malezji, do której bór raczy wiedzieć, kiedy cokolwiek będzie się dało wysłać z Polski. Wylosowałam Belgię, Portugalię i Rosję. Starałam się wybrać jak najładniejsze kartki i napisać wiadomości podnoszące na duchu.

30.08 
Wczoraj pierwszy raz zaobserwowałam w najbliższej okolicy modraszka! Poszłam na krótki wieczorny spacer za autostradę i byłam może kilometr od domu, gdy moją uwagę zwrócił motylek siedzący w trawie ze złożonymi skrzydłami. Był dziwnie malutki, dużo mniejszy niż rusałki, ale to po wzorach na zewnętrznej stronie skrzydeł rozpoznałam w nim modraszka. Kiedy przeleciał z jednego miejsca na drugie, to się potwierdziło. Po rozłożeniu skrzydeł miał niebieski kolor zbliżony do jasnego fioletu. Zrobiłam mu parę średnio udanych zdjęć. Może uda się ustalić gatunek.
Modraszek na żywo robi wrażenie tak efemerycznej, delikatnej istotki, jakby jego skrzydła powstały z płatków kwiatka. 
Dzisiaj przyjechał Szczur i po niedługiej przerwie spędziliśmy dzień razem. Wypuściliśmy w lesie dwieście niedźwiedziówek i obejrzeliśmy "Laputę". A teraz mamy tu burzę.
 
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz