wtorek, 20 września 2016

[17] Podsumowanie lata

En Marcha Estoy 



1. Spędziłam całe dwa miesiące ze Szczurem. Ofiar brak.

2. Hodowałam dwanaście motyli, z czego siedem doprowadziłam do stadium dorosłego owada, dwa zostały spasożytowane przez muchy, trzy są obecnie poczwarkami. Przewinęło się przez mój dom jeszcze dziesięć przedstawicieli gatunku Abraxas sylvata, ale po trzech dniach byłam zmuszona je wypuścić, bo urządziły strajk głodowy. Pierwszy raz w życiu widziałam przepoczwarczenie. Pierwszy raz w życiu udało mi się, z pomocą Szczura, rozmnożyć motyla, ale ta historia zasługuje na osobną notkę.

3. W sierpniu zaczęłam chodzić na regularne, choć niedługie, spacery z psem. Mój nastoletni już pies nigdy spacerów nie chciał, bał się wielu rzeczy, a ponieważ ma padaczkę, wolałam nie narażać go na sytuacje stresowe. Nie lubiłam też, gdy pies kładł się na ziemi i odmawiał ruszenia się choćby o parę centymetrów dalej, bo męczenie zwierząt nie jest moim hobby. Byłam zdumiona, gdy Szczurowi udało się przekonać psicę do spacerów. Ba, udało mu się na tyle skutecznie, że ona codziennie późnym popołudniem chce wychodzić, a do tego poprawiły się moje relacje z nią.

4. Przez kilkanaście dni sama gotowałam sobie obiady i nie otrułam się. Arcydziełami sztuki kulinarnej moich posiłków nazwać się nie da, ale przeżyłam i nawet czasami mi smakowało.

5. Spróbowałam kilku nowych potraw, i to poza domem. Tylko ci, którzy mnie dobrze znają, zrozumieją, jaki to wyczyn w moim przypadku. Najbardziej smakowały mi węgierskie placuszki rosti.

6. Nauczyłam się poruszać po szczurzym osiedlu i trafiłam samodzielnie do Muzeum Narodowego. To również jest w moim przypadku spore osiągnięcie. Mniejsza o to, że prawdopodobnie wszystko, co zapamiętałam, już wypadło mi z głowy...

7. U Szczura mogłam jeść pizzę z dostawą do domu bez obaw, że się pochoruję. Tu, gdzie mieszkam, nie mam takiej możliwości - jedyne pizzerie, które dowożą pizzę w moje okolice, przyprawiają mnie o problemy żołądkowe.

8. Zobaczyłam wiele zwierząt, między innymi dwie sarenki (nad strumykiem w drodze z Książa do Starego Książa), dwa zające (w moich okolicach), kuropatwę, kijanki (w kanale), dużo żab i ropuchę, kilka jaszczurek, nietoperza (chociaż tego ostatniego nie jestem pewna - Szczur jednak twierdzi, że sylwetka, którą widzieliśmy nad polami, musiała należeć właśnie do nietoperza). Jeśli chodzi o owady, pierwszy raz widziałam larwy biedronki azjatyckiej.

9. Zdobyłam swoją pierwszą w życiu prawdziwą górę: Wielką Sowę.

10. Zwiedziłam osiem zamków, co po dodaniu trzech zwiedzonych wiosną daje jedenaście zamków w roku (jak dotąd).

11. Odwiedziłam dwa muzea: Muzeum Ewolucji i Muzeum Narodowe w Warszawie. Wprawdzie w Narodowym zwiedziłam tylko część stałych ekspozycji, ale akurat tę część, na której zależało mi najbardziej. Zobaczyłam na własne oczy wiele obrazów, które jako małe dziecko oglądałam w albumach mamy, w tym kilka miniatur z książki "Miniaturowe portrety kobiet" (uwielbiałam ją). Dziwnie się czułam, oglądając je przez lupę. W rzeczywistości są o wiele piękniejsze.

12. Pierwszy raz w życiu byłam w filharmonii.

13. Trzy razy znalazłam się pod ziemią: w kopalni w Tarnowskich Górach, w podziemiach zamku Książ oraz w Osówce, podziemnym mieście będącym częścią kompleksu "Riese".

14. Wlazłam na wieżę basztową kopalni w Świętochłowicach.

15. Byłam na Pustyni Błędowskiej i zakochałam się w tym miejscu. Myślę, że jeszcze kiedyś tam wrócę, a któregoś ponurego, jesiennego wieczoru zamieszczę małą relację fotograficzną z mojej pierwszej pustynnej randki.

16. Kolejny już raz byłam w Puszczy Kampinoskiej. Uwielbiam ją.

17. Zawitałam też kilka razy do lasu położonego najbliżej mojego miejsca zamieszkania. Podczas ostatniej wycieczki do lasu odświeżyłam sobie w pamięci drogę do bunkra i zapoznałam z nią Szczura. Przy okazji zjawiliśmy się nad jeziorem, gdzie natknęliśmy się na pięknego odpoczywającego ptaka... Chyba mewę.

18. Byłam w Łazienkach.

19. Zauroczył mnie ogród społecznościowy na szczurzym osiedlu. Wypuściłam w nim sześć swoich motyli.

20. Widziałam parę bunkrów na Śląsku. Niestety, nie można było do nich wejść, bo są zamknięte dla zwiedzających, ale i tak lepiej zobaczyć bunkry niż ich nie zobaczyć.

21. Byłam w ogrodzie zoologicznym we Wrocławiu. Choć nie była to moja pierwsza wizyta, nie obyło się bez niespodzianek - najbardziej zaskoczył mnie widok leniwców wiszących bezpośrednio nad moją głową. Wypatrywanie zwierząt znacząco poprawiło mi nastrój przed powrotem do domu. Mam bardzo dobrą opinię o tym ogrodzie zoologicznym, z pominięciem motylarni, gdzie wszyscy mają możliwość dotykania motyli. Biedne motyle, niewłaściwie łapane, mają skrzydła w opłakanym stanie. Powinno się uświadamiać ludzi, że motyla nie łapie się za skrzydła, tylko podsuwa palec pod odnóża, aż sam na niego wejdzie. Czułam się szczęśliwa, gdy duże egzotyczne motyle lądowały na moich plecach, ale stan niektórych mnie smucił.

22. Spotkałam się z siedmioma osobami, które bardzo lubię. Z niektórymi podczas wyżej wzpomnianych wycieczek, z innymi na herbacie w Warszawie lub nad planszówką w mieszkaniu Szczura. Każde takie spotkanie jest dla mnie ważne, bo większość osób, z którymi dobrze się dogaduję, mieszka daleko ode mnie, a poza tym na co dzień zwykle nie mam siły widywać się z kimkolwiek po pracy.

23. Poznałam Joannę i jej partnera. Choć obawiałam się tego spotkania, jak zawsze, gdy mam spotkać w realu kogoś znanego tylko z internetu, okazało się, że to przesympatyczni ludzie. Joanno, było mi bardzo miło Was poznać!

24. Zaczęłam znowu uczyć się hiszpańskiego. Po tym, jak mój korepetytor wyjechał z Polski, przez dwa lata nie umiałam się zdobyć na to, by skontaktować się z obcą osobą i zacząć z nią lekcje. Zmiany tego typu są dla mnie bardzo trudne. W te wakacje nareszcie się przełamałam. Lekcje z nową korepetytorką są bardziej intensywne i mniej "luzackie", ale wydaje mi się, że się powoli przyzwyczajam.

25. Kupiłam nowy kredens, ponieważ w starym rozwaliły się szuflady, i zagospodarowałam go. Uporządkowałam też znaczną część mojego pokoju, który przez moją chorobę i złe samopoczucie psychiczne od dawna nie zaznał prawdziwych porządków.

26. Zrobiłam też wielkie porządki w szczurzej lodówce, zamrażarce i jednej z szafek kuchennych. Dzięki temu Szczur pozbył się ewoluującej ryby, a ja poczułam się bardziej domowo i odkryłam, że Szczur posiada blender, doskonały do robienia kotlecików z soczewicy.

27. Szczur zrobił mi przefajną sesję zdjęciową w czarnych ciuchach.

28. To, co powinno znaleźć się w tym punkcie, napiszę tylko Szczurowi na privie, gdyż to nasza słodka tajemnica.

29. Kupiłam sobie w Warszawie milusią bluzkę z sową.

30. Kupiłam też w te wakacje mnóstwo pocztówek, którymi będę się wymieniać. Kilka pocztówek wysłałam i kilka otrzymałam, ale nie prowadziłam dokładnych statystyk.

31. Pierwszy raz w życiu przeczytałam od deski do deski dwie książki w oryginale, których póki co nie wydano w Polsce: "Dragon Keeper" i "Dragon Haven" Robin Hobb. Bałam się po latach wracać do Hobb, bo jej książki ostatni raz czytałam w liceum, ale niesłusznie. Nadal ją kocham, a świat przez nią stworzony niezmiennie mnie zachwyca i pomaga mi przetrwać trudne dni.

32. Przeczytałam też parę innych książek, ale żadna z nich mnie nie zachwyciła. Zwłaszcza kryminały, które wybrałam, okazały się wyjątkowo kiepskie.

33. A nie, poprawka: zachwycił mnie "Bestiariusz Słowiański". Dzięki niemu dowiedziałam się między innymi, że czart i bies to wcale nie to samo, co diabeł, jak wyglądały bebok czy chochlik oraz jak dawniej tłumaczono sobie nagłe zgony, depresyjne poranki, a nawet kaca.

34. W noc Perseidów leżałam ze Szczurem na leżakach w ogrodzie i patrzyłam w niebo. I choć tym razem widoczność była marna, a zimno sprawiło, że szybko ewakuowałam się do domu, było to przyjemne pół godziny. Wypatrzyłam jednego Perseida!

35. Uratowałam dwie jaszczurki zwinki, które złowiła Bestia. Niestety, nie udało mi się ocalić myszy, nornicy ani ważki.

36. Jeszcze bardziej polubiłam rodziców Szczura i ich psa. Nawet porozmawiałam z nimi konstruktywnie o moich problemach z rodzicami. Poprawka: z psem nie, ale pies użyczył mi łba do głaskania.

37. Namawiałam Szczura, by przygarnął szczury, ale on stwierdził, że nie miałby się nimi kto opiekować pod jego nieobecność. Szkoda, bo myślę, że Szczurowi kontakt ze zwierzętami bardzo pomaga, podobnie jak mnie.

38. Grałam w "Talizman" z dwoma gąsienicami.

39. Grałam też w "Talizman" z koleżanką, a w Carcassonne ze Szczurem, który wchodził na krzesło, by sfotografować planszę.

40. Wybrałam się ze Szczurem do mojego ulubionego antykwariatu i mojej ulubionej herbaciarni. Z obu sklepów wyszliśmy obładowani pysznościami.

41. W deszczowy dzień obejrzałam "Marsjanina". Nie mogłabym przeżyć na Marsie bez kąpieli, ale w przeciwieństwie do głównego bohatera nie miałabym żadnego problemu ze słuchaniem Abby dzień w dzień. Lubię Abbę.

42. Odwiedziłam ze Szczurem jego znajomego, który prowadzi sklep z gorsetami. Nie, nie zamierzam nosić gorsetu, ale sklep bardzo mi się podobał. Niezwykle klimatyczne miejsce, niczym z mangi "Paradise Kiss".

43. Leżałam w hamaku z książką, huśtając się delikatnie, w środku Warszawy. Doskonale odpowiada to moim potrzebom sensorycznym. Chyba muszę zainwestować w hamak.

44. Byłam u dentysty (brr).

45. Teraz coś zabawnego: podjęliśmy ze Szczurem próbę zwiedzenia kopalni w Wieliczce, ale na widok dzikich tłumów zdezerterowaliśmy. Zjedliśmy obiad i wróciliśmy do domu. Szczur stwierdził, że to był najdroższy obiad w jego życiu.

46. Przetrwaliśmy razem kilka bardzo trudnych dni, w tym trzy podwójne meltdowny. Myślę, że czegoś nas one nauczyły, choć wolałabym, by takich sytuacji było jak najmniej. Ale trzy podwójne meltdowny na dwa miesiące to i tak niezła statystyka.

47. Wygrałam zakład, w wyniku czego Szczur jest zobowiązany do przytulania mnie.

48. Znalazłam pracę.

49. Zrobiłam około dziesięciu gigabajtów zdjęć (gdyby tylko choć kilka z nich można było uznać za udane! Ekhm, ekhm...). 

50. BYŁAM BARDZO SZCZĘŚLIWA.




1 komentarz: