niedziela, 9 kwietnia 2017

[33] Życie i śmierć


Nareszcie przyszła wiosna i Rosomakowi jest coraz mniej zimno na dworze, więc w ostatnich tygodnia nastąpił powrót do rosomaczo-szczurzej tradycji wycieczkowej, czyli spędzania czasu na świeżym powietrzu. W tym tygodniu wybraliśmy się na stary żydowski cmentarz, który został założony w 1830 roku. Chociaż nie mam jakiegoś szczególnego bzika na punkcie zwiedzania cmentarzy, od dziecka lubię chodzić pomiędzy grobami i zastanawiać się, kim byli i jak żyli pochowani w nich ludzie.








Okazało się, że ten żydowski cmentarz dosłownie tętni życiem. Rośnie na nim sporo dzikich kwiatów. Gdy spacerowaliśmy pomiędzy grobami, żaby uskakiwały Szczurowi spod nóg, a ja spotkałam śliczną jaszczurkę. Zauważyłam też gąsienicę pełznącą po nagrobku - pierwszą w tym roku gąsienicę! Postanowiłam jednak zostawić ją na cmentarzu, ponieważ podobnych zielonych larw jest mnóstwo i nie wiedziałabym, czym ją karmić. 

Szczur powiedział, że gąsienica przechodząca ze światła do cienia na cmentarzu ma dla niego znaczenie symboliczne. Mnie podoba się każde odludne, pozostawione samo sobie miejsce, gdzie przenikają się życie i śmierć. Kiedy odwiedzam takie miejsca, wiem, że nie boję się tego, co jest po śmierci. Boję się za to wielu sytuacji życiowych, zwłaszcza tego, co wyprawiają inni ludzie.






Z kolei tydzień temu, w wyjątkowo ciepły weekend, gdy wiosna uraczyła nas temperaturą sięgającą powyżej 20 stopni, pierwszy raz w tym roku wybraliśmy się na długą wycieczkę do lasu. A w zasadzie pierwszy i drugi raz, bo po lesie dreptaliśmy i w sobotę, i w niedzielę.
 








Bardzo, bardzo ucieszyłam się, że przynajmniej tam nic się od zeszłego roku drastycznie nie zmieniło. I nie mogę się już doczekać lata.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Choć, prawdę mówiąc, nie mam daru do fotografowania, a szczególnie do radzenia sobie z lustrzanką ;)

      Usuń