niedziela, 3 września 2017

[43] Błędy młodości



[Poniższą notkę napisałam na bloga Piękni, Bestia i Asperger, prowadzonego przeze mnie i Świetlika w latach 2014-2016. Teraz zamieszczam ją tu, nieco przeredagowaną, ponieważ teksty tego typu chcę mieć w jednym miejscu. Poza tym uważam, że to tekst w sam raz na rozpoczęcie roku szkolnego.]


Jak wszyscy wiedzą, nigdy nie byłam duszą towarzystwa. Jako dziecko nie chodziłam do przedszkola, spędzałam więc większość czasu w domu i we własnym ogrodzie, gdzie nigdy się nie nudziłam. Odkąd sięgam pamięcią, nigdy nie lubiłam ubierać się dziewczęco i nie przepadałam za innymi dziewczynkami, a zabawę lalkami w wieku przedszkolnym uważałam za śmiertelnie nudną. Bawiłam się na ogół sama lub z chłopcami z okolicy. Z czasem chłopcy zaczęli jednak unikać mojego towarzystwa, gdyż porzucili figurki z Kinder Niespodzianki i samochodziki dla sportu i Play Station, a ja nie miałam ani dobrej kondycji, ani konsoli. Miałam za to, mniej więcej od drugiej klasy, prawdziwego przyjaciela, który siedział ze mną w ławce, regularnie u mnie bywał i zapraszał mnie do siebie.

Przyjaciel - nazwijmy go Czarek - i ja mieliśmy wiele pomysłów na wspólne spędzanie wolnego czasu: jeździliśmy na rowerach, graliśmy w piłkę, spacerowaliśmy z psami. Najbardziej jednak lubiliśmy odgrywać sceny podpatrzone w serialach i wymyślać własne "seriale", mieliśmy bowiem równie bujną wyobraźnię, której brakowało nam u innych. Czasem pisałam scenariusze do naszych scenek, a Czarek projektował stroje w grubym zeszycie formatu A4 i próbował uczyć się szyć. Aktorami bywaliśmy my sami, ale także lalki i maskotki. (Tak. Dopiero w wieku ośmiu lat, przyjaźniąc się z chłopcem, zaczęłam bawić się lalkami). I prawdopodobnie nie byłoby w tym jeszcze nic problematycznego, gdyby nie fakt, że ja najbardziej lubiłam wcielać się w postaci płci męskiej, a mój przyjaciel - żeńskiej.

Jednym z najcudniejszych dni naszej przyjaźni był dzień, w którym ciocia Czarka, z zawodu krawcowa, podarowała mu torbę pełną nieudanych ubrań i ich skrawków. Czarek przybiegł do mnie, w rewelacyjnym nastroju, i zaczął mnie namawiać, abym włożyła białą sukienkę. Nie zgodziłam się, bo sukienek nie znosiłam, a ponadto ta była na mnie o wiele za ciasna. W odpowiedzi Czarek sam się w nią wcisnął, mimo że ważył więcej niż ja, a dla mnie wybrał inne fatałaszki. Następnie odgrywaliśmy scenki, połączone ze śpiewem; cała sytuacja zabawy z przebierankami powtórzyła się jeszcze niejeden raz.




Kiedy próbuję sobie przypomnieć te dni, nie mam większych problemów z pamięcią - na pierwszym miejscu widzę Czarka w białej sukience z koronką, jak z przeszczęśliwą miną tańczy i śpiewa na schodach w moim ogródku, udając pewną piosenkarkę. Tak też zastał go syn sąsiadów, a nasz rówieśnik i kolega z klasy. Byliśmy nieco zakłopotani, ale natychmiast zaprosiliśmy go do zabawy. Wprawdzie on nie zgodził się na "welony", futrzane rękawiczki i inne tego typu cuda, Czarek znalazł jednak coś adekwatnego i bawiliśmy się w najlepsze. Przykładowo, Czarek był panną młodą, a syn sąsiadów - panem młodym. Albo Czarek był mamą, syn sąsiadów - tatą, a ja - dzieckiem.

A później się zaczęło.

Syn sąsiadów miał, oprócz nas, sporo dobrych kolegów, z którymi grał w piłkę. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że inni chłopcy z klasy wiedzą o wszystkim: że dziesięcioletni Czarek popołudniami bawi się lalkami z dziewczynką, przebiera się w sukienki. Przestaliśmy bawić się z synem sąsiadów, ale było już za późno. Chłopcy czasem mi dokuczali, z kolei Czarkowi dokuczali, gdy tylko mieli okazję, wykazując się przy tym znacznym sprytem. Nikt nigdy ich nie widział, zwłaszcza ja, dlatego nie miałam pojęcia o rzeczywistej skali zjawiska, choć wiedziałam, że klasa nie lubi nas. Zwykle osaczali go przed WF-em, gdy nie było w pobliżu ani dorosłych, ani dziewczynek, które mogłyby pójść na skargę. Nazywali go ciotą i pedałem, straszyli. Wymyślili również żeńskie imię dla niego, którego używali pod nieobecność dorosłych; w ich ustach imię to brzmiało obelżywie. Czarek bał się, opuścił się w nauce, zaczął kłamać, by unikać WF-u. Kiedyś zastałam go kopiącego z całej siły ścianę na korytarzu, choć z natury był najspokojniejszym dzieciakiem pod słońcem. O niektórych wyzwiskach nie wiedziałam nawet ja - Czarek wstydził się rozmawiać o tym, choć byłam nieco odważniejsza, bardziej pyskata i mogłam powiedzieć dorosłym. Nie wiedziałam właśnie dlatego.

Na kilka dni przed rozpoczęciem kolejnego roku szkolnego Czarek przyszedł do mnie i powiedział, że został przeniesiony do innej szkoły. Okazało się, że opowiedział o wszystkim rodzicom, a ci wściekli się, zrobili awanturę u dyrekcji i postanowili zmienić mu szkołę. Płakaliśmy oboje. Po jego wyjściu płakałam dalej, dopóki starczyło mi łez. W moim odczuciu był to najgorszy dzień w moim dotychczasowym życiu, ponieważ zostałam bez przyjaciela w szkole, gdzie nikt mnie nie lubił i czułam się sama jak palec. Dzień szoku, który zatrząsł moim światem i moim poczuciem bezpieczeństwa. Bałam się też o Czarka. Błagałam rodziców, by porozmawiali z jego rodzicami, ci jednak nie zmienili zdania. Moim rodzicom powiedzieli, że mam na niego zły wpływ.

Zanim poznałam Czarka, byłam sama. Próbowałam bawić się po trochu ze wszystkimi, z różnym skutkiem, ale nie brakowało mi szczególnie dobrej koleżanki czy kolegi. Dopiero, kiedy Czarek zmienił szkołę, dowiedziałam się, czym jest samotność. Początkowo czułam, że nienawidzę szkoły, nauczycieli, rówieśników. Bałam się, jak sobie poradzę, ale rzadko mi dokuczano. Chłopcy wiedzieli, że mam język nie od parady. Mimo to cała sytuacja była dla mnie tragedią.

Gdy ktoś mnie pyta, co zmieniłabym, gdybym mogła cofnąć się w czasie... myślę, że jest takich rzeczy kilka. Zaczynając od początku, powiedziałabym Czarkowi zawczasu, żebyśmy nie przebierali się w ogrodzie i nie bawili się z tym chłopcem. Zapewne i tak nic by to nie dało, bo - jak się wiele razy przekonałam - ludzie wyczuwają wszelką inność tak, jakby mieli pod skórą detektor normalności. Ale może przynajmniej zostalibyśmy w tej samej szkole.

Na wypadek, gdyby któreś z Was, czytających to, znalazło się kiedyś w podobnej sytuacji, jak rodzice moi i Czarka, chcę Wam coś przekazać czarno na białym, żebyście zakodowali to w swoich głowach raz na zawsze: rozłąka z najlepszym przyjacielem nie uczyni nikogo bardziej dziewczęcym czy chłopięcym. Serio. Uczyni go tylko o wiele bardziej samotnym.



2 komentarze:

  1. "powiedzieli, że mam na niego zły wpływ"

    A więc przenieśli go do innej szkoły nie dlatego, żeby go chronić przed dziećmi wyśmiewającymi jego preferencje, tylko żeby go odciąć od tych preferencji. Jego rodzice sami nie akceptowali tego, że zachowywał się "zbyt dziewczyńsko". To bardzo smutne. Ciekawe jak on to pamięta? Czy w dorosłym życiu ma jakieś nietypowe preferencje genderowe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na te pytania nie umiem odpowiedzieć, bo nie utrzymujemy już kontaktu - kiedyś może napiszę o tym więcej. Ale po zmianie szkoły przez Czarka przyjaźniliśmy się dalej, poszliśmy do jednego gimnazjum i tam przyjaźniliśmy się nawet bardziej. I nie żałuję tego, bo przez wiele lat mogliśmy na siebie liczyć. Nie żałuję nawet pomimo tego, że ta przyjaźń skończyła się bardzo niewesoło, stało się coś, co na zawsze stanęło murem między nami.

      Jakiś czas temu odnaleźliśmy się w Internecie, parę razy rozmawialiśmy, ale to był typowy powierzchowny smalltalk. To, co było kiedyś, jest już nie do odbudowania. Nawet gdyby nie stało się to, co się stało pod koniec, obecnie mieszkamy bardzo daleko od siebie. Na podstawie obserwacji jego strony na portalu społecznościowym stwierdziłam, że zasadniczo wewnątrz się nie zmienił, nadal interesuje się modą, podziwia te same wokalistki. Zawsze, gdy wrzuca do sieci coś o modzie, dotyczy to mody damskiej. Czasem mam uczucie, że gdzieś między wierszami czytam to, co czytałam kiedyś. O jego życiu prywatnym jednak nic nie wiem, podobnie jak on o moim. Zresztą, my nigdy o tożsamości płciowej nie rozmawialiśmy, także jako dzieci czy nastolatkowie. Pojawiało się to w sferze działań, a nigdy w sferze słów.

      Usuń