czwartek, 25 czerwca 2020

[102] Pamiętniki wiosenne (cz. I)


14.03
Podczas gdy ludzie przeżywają trudny czas, małymi kroczkami idzie do nas wiosna. Podjechaliśmy ze Szczurem na skraj lasu, gdzie człowieków ani śladu, a trawa jeszcze bardziej płowa niż zielona, ale można się już bawić w wypatrywanie pączków. W ogrodzie wychodzą pierwiosnki i krokusy. Prawie codziennie widuję przez okno sójki. Hiacynty wyciągają długie liście. Przebiśniegi sąsiadki wyglądają na coraz bardziej zmęczone życiem.
Przeziębienie minęło, mamie też (szybciej niż mnie). Stawy mają się kiepsko. Psychicznie czuję się lepiej niż kilka dni temu, ale zasypiam bardzo późno, a w dzień muszę narzucać sobie srogi rygor - gdy dużo słucham i oglądam na temat wirusa, staję się lękowa i mam kłopoty jelitowe. Najlepiej czułabym się, gdyby domownicy nie oglądali ciągle telewizji, a jedynie raz dziennie czytali wiadomości. Kiedy minimalizuję ekspozycję na wiadomości, a głowę zajmuję jakimiś zaległymi czynnościami czy po prostu domowymi obowiązkami, czuję się już bardziej oswojona z sytuacją, jakbym zaczynała się trochę adaptować do nowej struktury dnia. Cały czas muszę jednak pamiętać o tym racjonalnym dawkowaniu sobie informacji.
Pracy brakuje mi chyba najmniej - w gruncie rzeczy tęsknię za samą pracą, ale za zebraniami, wczesnym wstawaniem i autobusami nie tęsknię nigdy (co bynajmniej nie oznacza, że obecna sytuacja mnie cieszy). Najbardziej brakuje mi nie kina czy galerii handlowej, tylko możliwości wystawienia telewizorów za okno.
Czytam książki, oglądam anime (na razie głównie te spokojne i pozytywne), staram się zidentyfikować swoje kupione ostatnio za taniochę minerały i kamienie szlachetne, po trochu wracam do wieczornej gimnastyki. No i sprzątam chętniej niż zwykle.
Dziękuję wszystkim bogom tego świata za trzy rzeczy: 1) że mieszkam na wsi, 2) że mam możliwość pracy zdalnej oraz 3) że mam nieograniczony dostęp do Internetu, dzięki czemu mogę na przykład przez dwie godziny rozmawiać z kumplem bez spotykania się w realu. Niech jeszcze któryś z tych bogów zabierze się za wirusa, bardzo proszę.

17.03
Gdybyście kiedyś potrzebowali czegoś skutecznego na zajady, polecam miód i tran.
Po infekcji miałam bardzo suche wargi i zajady - nic dziwnego, bo i osłabienie, i stres. Nie chciałam jednak chodzić teraz do apteki i stać tam w kolejce przez drobną dolegliwość. Przeczytałam w necie, że wystarczy do odrobiny miodu dodać parę kropel tranu i posmarować kąciki ust na noc. Zadziałało zaskakująco szybko, podczas gdy specyfikom z apteki zajmowało to zwykle prawie tydzień. Po dwóch dniach prawie nie ma śladu
po zajadach.
Zawsze mnie zaskakuje, jak dobrze mi robią zioła i inne naturalne produkty.

Jednym z moich ulubionych sposobów na poczucie braku kontroli nad rzeczywistością są porządki. Zabrałam się więc za sprzątanie - najpierw zawartości foldera "Pobrane" na swoim laptopie, potem starego plecaka. Oba miejsca to takie jakby Trójkąty Bermudzkie, gdzie znika wszystko i więcej niż wszystko. A podczas sprzątania plecaka Bestia znalazł skarb nad skarby, najcudowniejszą zabawkę, wynalazek wszechczasów, miód na duszę kota... czysty patyczek kosmetyczny. Jak mógł wcześniej żyć bez niego?

21.03
Za mną masakryczny wieczór. Przez jakieś sześć czy siedem godzin męczyliśmy się z komputerem. Próba instalacji Skype'a doprowadziła do tego, że dźwięk przestał działać. Dalsze działania Szczura poskutkowały usunięciem wszystkiego z kompa (na szczęście mam backup chyba wszystkiego, co było ważne). Później mimo wielu prób nie udawało się zainstalować nowszej wersji Ubuntu, a na starej nic nie chciało się instalować, nawet Mozilla. Na końcu jakimś cudem przywróciliśmy system do pierwotnej wersji, przynajmniej prowizorycznie.
Były krzyki, przekleństwa, powstrzymywane łzy, ale wraz z opanowaniem sytuacji stopniowo przyszło wyciszenie.
Mój partner jest kochany, bo eksowie zapewne poddaliby się po godzinie, a on jeszcze przez cały ten czas był głodny.
Zanim położyliśmy się spać, zdałam sobie sprawę z nieoczekiwanego faktu: chyba pierwszy raz od dwóch tygodni przez cały wieczór nie pomyślałam o wirusie.

23.03
Z dzisiejszego dnia jestem zadowolona, chociaż nie poćwiczyłam. A to dlatego, że wzięłam udział w całkiem fajnym webinarze, który może przydać mi się w pracy. I że webinar w ogóle się odbył, bo przez godzinę organizatorzy mieli bardzo duże problemy techniczne i nie dało się zalogować do platformy szkoleniowej. O wpół do siódmej zaczynałam już wątpić w sukces tego przedsięwzięcia, więc zabrałam się za porządkowanie biurka, ale godzinę później przyszedł mail od organizatorów i później już wszystko było w porządku. No i znowu udało mi się na kilka godzin zapomnieć o wirusie.
Jest jeszcze jeden powód mojego zadowolenia: z powodu pandemii twórcy moich ulubionych gier przeglądarkowych zaproponowali graczom kilka przecen i gratisów. Z niektórych nie omieszkam skorzystać.

24.03
Dzisiaj dzwoniła do mnie pani z gabinetu stomatologicznego, żeby przełożyć wizytę na maj. Przynajmniej jedna (no dobra, w moim przypadku trzecia - pierwsza to odwołana konferencja Szczura, po której zawsze miał kryzys psychiczny, a druga to brak wielkanocnego spotkania z nielubianą częścią rodziny) konsekwencja wirusa, z której nie potrafię być szczerze niezadowolona. No, nie potrafię i nic na to nie poradzę. Niezadowolone mogą być tylko zęby...

26.03
Przez kilka ostatnich dni pogoda nie zachęcała do wychodzenia, więc rzadko wyściubiałam nos z domu, pomimo że na wsi da się przespacerować, nie spotykając żywej duszy. Od wczoraj ręka znowu dość mocno mi dokucza, być może na skutek edytowania zdjęć lub grania w otome. Wczoraj tylko upiekłam babkę i ogarnęłam pracę. Dziś porządkuję szafę z materiałami do pracy, w której są niemal wyłącznie lekkie rzeczy, oglądam zaległe filmy anime i czytam "Mitologię nordycką". Gdy nie mam kontaktu z ludźmi mówiącymi pesymistyczne rzeczy, czuję się lepiej niż tydzień czy dwa tygodnie temu.
Byłabym zapomniała: gram ze Szczurem we "Wrota Baldura 2". Gramy po naszemu, to znaczy Szczur klika, a ja mu podpowiadam, tylko że z udostępnianiem ekranu. Nasza postać ma teraz tylko dwie towarzyszki, bo towarzysze z pierwszej części odeszli albo zginęli. Prawdziwe girl power.
Obiecałam sobie odezwać się do wszystkich bliższych znajomych z dawnych czasów, których naprawdę lubię, i dowiedzieć się, jak się mają. Nawet jeśli z niektórymi nie mam już stałego kontaktu, bo nasze drogi rozeszły się w dorosłym życiu, to miło jest czasem tak po prostu porozmawiać z kimś, kogo się zawsze lubiło, a nie tylko było się zmuszonym do przebywania z nim w szkole.
Mama zaczyna szyć maseczki domowej roboty dla rodziny, takie z wymiennym wkładem. A przynajmniej przymierza się - obejrzała kilkanaście nagrań na YouTube, ściągnęła wykroje, zamówiła materiały. Plusem jest i to, że kiedy mama zajmuje się czymś twórczym, rzadziej ogląda telewizję i snuje katastroficzne wizje, więc atmosfera w domu staje się bardziej pozytywna. To już coś. Szkoda, że tatę jest dużo trudniej zająć czymś innym niż telewizja.

28.03
Dzisiaj odświeżyłam sobie przepis na domową pizzę.

1.04
Z cyklu "Kot - kto go zrozumie?":
Północ. Siadam w fotelu i próbuję pogłaskać kota leżącego w sąsiednim fotelu. Bestia mnie gryzie.
Dwadzieścia minut po północy. Próbuję drugi raz. Bestia mnie gryzie.
Trzydzieści minut po północy. Zganiam Bestię ze stołu, bo chce łazić po materiale na maseczki.
Czterdzieści minut po północy. Siadam w fotelu z komórką. Bestia wystawia szyję nad oparciem fotela. Nie reaguję. Bestia wskakuje mi na kolana, mości się i podtyka mi swoją głowę pod samą szyję. Odsuwa komórkę swoją głową i kładzie łapę na mojej ręce. Mruczy.

4.04
Tak sobie w nocy pomyślałam... jak pięknie teraz musi być w Tatrach, gdy tysiące Januszów i Grażyn nie przewalają się codziennie przez park, kładąc się na krokusach, zajeżdżając konie, domagając się od ratowników transportu znad Morskiego Oka, wrzeszcząc na swoje dzieci i rzucając śmieci pod ławki. Szkoda, że akurat tacy turyści są niepoprawni i niezdolni do refleksji, czy przyroda też za nimi tęskni.

Szpaki wróciły. Od paru dni się tu kręcą. A nie było ich w ogrodzie, odkąd Bestia zabiła jednego ptaka z "naszej" pary mającej tu gniazdo.
Trochę się ociepliło, więc pierwszy raz od paru dni nabrałam ochoty, żeby wyjść na dwór. Tym razem poszłam na bardzo pokątny, że użyję nazewnictwa Asi, spacer po ogrodzie. Postanowiłam poszukać żyjątek i innych ciekawych rzeczy. I wyobraźcie sobie, że było ich całkiem dużo!
W ciągu ostatnich paru dni rozwinęły się kolejne kwiaty, ale to nie wszystko. Namierzyłam trochę żyjątek, piórek, dwa bratki rosnące "na dziko", mnóstwo porozbijanych orzechów (to chyba dzieło jakiegoś ptaka, bo jesienią wszystkie wyzbieraliśmy), a nawet trzy norki (lub norkę z trzema wejściami - nie wiem, bo nie wchodziłam). Ktoś zamieszkał pod murem sąsiada - może nornik?





5.04
Przeczytałam "Mitologię nordycką" Gaimana. Mogłaby być świetną lekturą dla nastolatków do konfrontowania z mitologią Greków i Rzymian, a czyta się lekko. Gaiman tym razem w formie, nie to, co czasami w opowiadaniach.
Gdybym czytała to w wieku trzynastu lat, może potrafiłabym uwierzyć w Odyna i Thora.
Udało mi się też na odległość pomóc cioci w zainstalowaniu od zera Skype'a na tablecie. Trwało to dość długo, ale... Jestem z siebie dumna.

6.04
Dzisiaj po ogarnięciu spraw wpracowych wyznaczyłam sobie zadanie: pozbierać łupiny orzechów w ogrodzie. Myślałam, że jedno wyjście wystarczy. Uzbierałam około dwustu pięćdziesięciu łupin, czyli dwie doniczki, a to bynajmniej nie koniec. Reszta zostanie na inny raz. Ktokolwiek wyjadał ich zawartość, na pewno nie głodował.
Przy okazji znalazłam dużo biedronek.




7.04
Dzisiaj śniło mi się, że:
- Szczur wyznał mi, że dołączył do jakiejś sekty, której zadaniem jest zabijanie osób łamiących zakaz wychodzenia z domu podczas epidemii.
- Chciałam porozmawiać z Markiem i wysłać mu jakieś zdjęcie. Po pewnym czasie on mi odpisał, że zamierza ograniczyć kontakt z ludźmi i jeśli chcę się z nim skontaktować, muszę wysłać mu mailem formularz.
Mózgu, dokąd zmierzasz?

Poszłam dzisiaj dla odmiany na niedługi spacer wśród łączek (a właściwie to nieużytków). Nie spotkałam nikogo poza pawikiem, cytrynkiem i żabą, której zakłóciłam odpoczynek w trawie. Słońce grzeje bardzo mocno, po roślinach widać, że potrzebują deszczu.
Przede wszystkim chciałam sprawdzić, czy brzozy rosnące głębiej na łące mają gałęzie na tyle nisko, żeby móc z nich brać listki dla brudnic. (Zazwyczaj pomagały mi brzozy z osiedla, gdzie pracuję.) Mają. Trzeba tylko utorować sobie drogę przez gałązki i przejść kawałek, który po deszczu robi się podmokły. Swoją drogą, to ładne drzewa.
Wróciłam, mając gacie na tyłku całe w jakichś pyłkach, ale co poradzić?

10.04
U sąsiadki stało się coś niezwykłego - w jedną noc pojawiły się setki żółtych kwiatów! Gdy wyjrzałam nad murem, odkryłam, że całe jej niewielkie podwórko tak wygląda. Ustaliłam z Markiem, że to ziarnopłon wiosenny. Śliczny kwiatuszek!




12.04
Pomimo specyficznej sytuacji na świecie, święta wielkanocne u mnie w domu są tak samo kolorowe i smakowicie pachnące jak zawsze. Pierwsze święto od lat spędzam tylko z rodzicami i z naszymi zwierzakami, więc to dla mnie norma. Grunt, że jesteśmy w komplecie. Mamy kontakt online z fajnymi ciociami i kuzynostwem. Pierwszy raz jednak nie odwiedzą nas w lany poniedziałek krewni z pobliskiej miejscowości, których bardzo nie lubię. Z powodu tych krewnych od wielu lat stresuje mnie lany poniedziałek, zazwyczaj w tym dniu od rana byłam lękowa. Myśl, że oni nie przyjadą, jest póki co tak abstrakcyjna, że jeszcze nie potrafię się z tego cieszyć. Może jutro zacznę.
Z racji pracy zdalnej w tym roku posprzątałam przed świętami dużo więcej niż zwykle. Nie przeszkadzało mi to, sprzątałam dla siebie, żeby mieć zajęcie. Upiekłam dwie babki i rogaliki z serem, a mama ciasto miodowo-orzechowe (można powiedzieć, że to wariacja na temat mazurka). Udało się nawet upolować zawczasu sporo wielkanocnych słodyczy. Jajek malować mi się nie chciało, ale wyjęliśmy świąteczne dekoracje. Nie jestem osobą religijną, więc z domowych tradycji najbardziej brakuje mi pocztówek - i tych od rodziny i znajomych, i od osób z Postcrossingu. Komu się dało, wysłałam e-kartkę.
Przez dwa dni gorzej się czułam psychicznie, ale częste rozmowy ze Szczurem mi pomogły. Nie wiem, jak on to robi, że prawie zawsze potrafi mnie rozweselić.
Wczoraj umyłam ostatnią rzecz, jaka została mi do umycia w moim pokoju - terrarium. Przyniosłam z szopy poczwarki rusałek i przystosowałam terrarium dla nich. Z kolei dzisiaj, gdy już się najadłam i zaczęłam czuć, że w moim brzuchu jest zdecydowanie za dużo słodkości, umyłam leżak. Będzie mi służył do siedzenia pod drzewem, słuchania i obserwowania ptaków. Wczoraj widziałam ptaka z bardzo bliska, spacerował w bluszczu metr ode mnie, jednak nie rozpoznałam gatunku.
Z trzech kawałków marchewki, które położyłam obok znalezionych norek, dwa zniknęły. Nie wiadomo jednak, czy to mieszkaniec norki je zjadł, czy może jakiś ptak. Albo... słynny wielkanocny zajączek.





13.04
Pierwsza burza w tym roku.

18.04
W ostatnich dniach mam kłopoty ze snem, czasem do czwartej nie potrafię zasnąć. Zapewne dlatego, że nie umiem powstrzymać się od czytania o znanych przypadkach zaginięć, w niektóre dni robię to wręcz kompulsywnie, a potem myślę o tych zaginięciach. Nie boję się, ale jestem nadmiernie pobudzona intelektualnie, gdy trzeba spać. Trudno mi coś na to poradzić, bo zawsze mnie ciekawiły te sprawy, a w obecnej sytuacji mam nadmiar czasu, więc moja głowa fiksuje się na temacie, który pozwala nie myśleć ciągle o wirusie. Wszystko byłoby OK, gdyby nie fakt, że jestem później nadmiernie pobudzona.
Oczywiście czytam i oglądam też inne rzeczy, w ilości większej niż normalnie, ale inne na tak długo nie angażują mózgownicy.
Mój pokój jest już wysprzątany wzdłuż i wszerz, zawartość komputera podobnie, więc coraz trudniej o angażujące głowę zajęcia. Pracuję zdalnie, codziennie ćwiczę, regularnie odkurzam, ale nie męczy mnie to wszystko tak jak zwykły dzień pracy wśród ludzi i jazdy autobusami, po którym zamykam się w pokoju i padam jak mucha. Dostałam od mamy maseczkę, więc chyba czas wrócić do codziennych krótkich spacerów po wsi i szukania śladów wiosny. Muszę wykombinować sobie jeszcze coś do roboty.
Wczoraj pierwszy raz upiekłam chlebek, co prawda nie na zakwasie, tylko na sodzie. Według przepisu z YT. Tacie smakuje, mamie przeszkadza intensywny zapach sody - nie tylko autyści mają nadwrażliwość węchową. Teraz czas spróbować chlebka na suchych drożdżach lub na zakwasie.




19.04
Pierwszy raz od kilku dni poszłam na spacer i pierwszy raz w maseczce, którą uszyła mi mama. Ale to nie koniec pierwszych razów - pierwszy raz w tym roku przeszłam się swoją ulubioną trasą dookoła wzgórza. Zamierzam wrócić do regularnych spacerów tamtędy, żeby się stopniowo przyzwyczajać - zarówno do samych spacerów (niedługo sezon na gąsienice), jak i do maseczki. A po drodze, jak zwykle, zauważyłam kilka ładnych ładnotek.

20.04
Od kilku dni próbujemy ze Szczurem znaleźć we "Wrotach Baldura 2" niedźwiedzia, którego da się zaprosić do naszej drużyny. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Dzisiaj śniło mi się, że do mojego ogrodu wtargnął niedźwiedź i oboje ze Szczurem próbowaliśmy się go pozbyć. Miś zachowywał się nie jak prawdziwy niedźwiedź, ale jak upierdliwy, wyrośnięty szczeniak - węszył po ogrodzie, deptał rośliny, wtargnął do szopy. Bałam się, że w szopie, rozpychając się swoim wielkim cielskiem, zrobi krzywdę moim poczwarkom. Przez pewien czas ukrywaliśmy się w pomieszczeniu nad szopą, a gdy niedźwiedź wycofał się i poszedł za dom, zwialiśmy do domu. Nadal jednak niepokoiliśmy się, bo miś uderzał w drzwi wejściowe. Powiedziałam Szczurowi, że zaraz je wyważy.
Sytuacja zmieniła się w mgnieniu oka, gdy moja mama wróciła do domu. Mama powiedziała niedźwiedziowi, że ma dla niego miodek, a on podreptał za nią jak grzeczny piesek.
Nie... nic podejrzanego nie piłam!

Przygotowujemy z mamą zakwas do pieczenia chleba. Nigdy dotąd tego nie robiłam i jestem ciekawa, jak zakwas będzie się z dnia na dzień zmieniał.

22.04
Dzisiaj pierwszy raz od bodajże pięciu tygodni pojechałam w swoje miejsce pracy. Mimo że wychodzę czasem na spacery, a do ogrodu niemal codziennie, czułam się, jakbym wyruszała na wyprawę życia.
Kiedy zobaczyłam szefa, uderzyło mnie, że wygląda jakoś inaczej niż zwykle, choć pozornie tak samo. W pierwszej chwili nie wiedziałam, z czego to wynika. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz widziałam szefa nieogolonego.
To mnie trochę uspokoiło. Nie tylko ja mam ostatnio pewne braki higieniczno-wyglądowe.

24.04
Złożyłam rozliczenie PIT-u. Zajęło mi to dużo mniej czasu niż rok temu, gdy przez kilka godzin wahałam się, czy na pewno jest dobrze i czy już mogę wysłać. Oczywiście wsparłam Dagmarę swoim 1% podatku.
W ogrodzie spotkałam takiego maleńkiego koleżkę. Jak widzicie, bycie w domu sprzykrzyło mu się już tak bardzo, że z niego wyszedł.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz