niedziela, 12 czerwca 2022

[133] Pamiętniki marcowo-kwietniowe

 
1.03
Zawieźliśmy z rodzicami do siedziby OSP artykuły na zbiórkę dla Ukraińców. Na razie kupiliśmy głównie środki higieniczne, konserwy, gerberki. Nie piszę o tym, żeby się bezsensownie chwalić czy coś, tylko żeby zachęcić Was do pomocy. Jeśli macie możliwość dołączenia do jakiejś akcji pomocowej, warto z niej skorzystać. Każda pomoc się liczy. W OSP widziałam torby małe i duże, produkty dla ludzi i dla zwierząt.
Syn sołtysa i jego przyjaciele ze straży pożarnej wszystko sortują, pakując do pudeł. W samej tylko naszej gminie powstało dziesięć punktów, gdzie można przynosić rzeczy. Gmina przygotowuje się też na przyjęcie kilkunastu uchodźców.




9.03
Tak jak się spodziewałam, powrót do pracy pomógł mi się odnaleźć. Prawie wszyscy wrócili z urlopu zdrowi, więc mogę bez przeszkód zajmować się swoimi obowiązkami, a wśród nich nie brakuje wyciszających czynności. 
Poprzedni weekend spędziłam po domowemu i byłam z tego zadowolona. Zajęłam się różnymi przyziemnymi sprawami: płaceniem rachunków, robieniem zakupów dla cioci, kompletowaniem prania... Spałam do oporu i obejrzałam dwa filmy - jeden poważny, a drugi romantyczny i niezbyt sensowny. W tym czasie Szczur pojechał do swoich rodziców, którzy przygotowywali się do przyjęcia uchodźców.
W niedzielę odwiedziłam z rodzicami ciocię i kuzynkę. Miałam pewne wątpliwości, czy powinnam pojechać, bo ciocia należy do osób o bardziej katastroficznym podejściu do życia, a w obecnej sytuacji rozmowy w takim tonie niekorzystnie działają na moją psychikę. Chęć zobaczenia rodziny jednak wzięła górę. I cieszę się, że pojechałam - razem było nam wszystkim raźniej. Zjedliśmy minipizze, które przygotowałam z mamą dzień wcześniej, kluski cioci i przekąski z ciasta francuskiego z jabłkiem. Bardzo lubię takie spotkania w gronie rodziny lub przyjaciół, gdzie każdy przynosi coś innego do jedzenia. 😊 Siłą rzeczy nie umiałam jednak nie myśleć o ludziach, którzy są teraz głodni, spragnieni, zmarznięci i pozbawieni swoich bliskich.
W związku z tym, że u rodziny Szczura zamieszkali uchodźcy, postanowiłam zrezygnować na pewien czas z bardziej ogólnych działań charytatywnych i skoncentrować się na tej konkretnej rodzinie. Potrzeb na pewno będzie sporo, jako że rodzina jest liczna, a dzieci w różnym wieku. Na razie nie zobaczę ich osobiście, ale spróbuję skoordynować pomoc w swoim otoczeniu. Kilka koleżanek z pracy zadeklarowało, że chcą podarować dzieciom zabawki, wyprawkę szkolną, a nawet wózek. Rodzice zastanawiają się, kogo jeszcze spośród krewnych i znajomych można by zaangażować.
Choć Dzień Kobiet jest mi raczej obojętny, w tym roku całkiem niechcący zafundowałam sobie specyficzny prezent: wizytę u dentystki. Długo nie umiałam tam dotrzeć, bo po przejściu 👑 przez dwa miesiące non stop borykałam się z uciążliwymi aftami. W międzyczasie nadkruszony kieł zaczął pobolewać mnie w różnych sytuacjach. Miałam świadomość, że czeka mnie leczenie kanałowe, a czas ucieka. Gdy tylko afty nie pojawiły się przez tydzień, skorzystałam z wizyty umówionej przez mamę. Padło na ósmego marca. Całe szczęście, że odważyłam się pójść jak najszybciej, ponieważ ząb był już w nieciekawym stanie i za miesiąc mogłoby być tylko gorzej. 
Ułożyłam drugie walentynkowe puzzle od Szczura, z rusałką. Ten zestaw był znacznie łatwiejszy: o połowę mniej elementów, bardziej zróżnicowane kolory. Bestia podwędził mi jeden element, ale znalazłam go pod szafą.


 
 
20.03
Od niedawna mieszka ze mną prześliczna Piesa.
Jeszcze dwa tygodnie temu całkiem poważnie myślałam o rasowym psie z pobliskiej hodowli, ale jednocześnie przez cały czas śledziłam strony o kundelkach do adopcji. We wtorek odwiedziłam fanpage pewnej organizacji i... wsiąkłam. Moje serce podbiła nieduża, podpalana suczka. Choć długo nie umiałam zebrać się do telefonowania do hodowli, do opiekunów Piesy zadzwoniłam zaraz następnego dnia. Była dostępna do adopcji. Zapytałam Szczura, co o tym myśli. Szczur powiedział: "To co, w sobotę jedziemy?".
Podróż w obie strony zajęła nam większość dnia. Na miejscu poszliśmy na zapoznawczy spacer z opiekunkami psów, Piesą i innymi podopiecznymi do adopcji. Popytałam o różne sprawy, opowiedzieliśmy paniom o naszych dotychczasowych zwierzakach, podpisałam umowę adopcyjną. Później nadszedł czas zapakować się do auta. Obawiałam się, jak będzie się jechało samochodem z obcym nam jeszcze psem, ale sunia zachowywała się bardzo spokojnie. Nawet się nie zsiusiała i tylko raz, niedługo po wjeździe na autostradę, puściła ogromnego pawia. Szczur nie posiadał się ze zdziwienia, jak zmieściło się w niej tyle jedzenia. Myślę, że za dużo zjadła przed podróżą - kto wie, czy nie podjadała swojej mamie.
Sunia ma około roku i większość swojego życia spędziła jako pies podwórkowy, razem z czterema innymi psami. Mieszkała w brudnej szopie. Pod opiekę stowarzyszenia trafiła po śmierci właścicielki. Została zaszczepiona i odrobaczona, dostała książeczkę zdrowia. Od lutego mieszkała w czystym, przestronnym kojcu razem ze swoją mamą, wychodziły na wspólne spacery na długich smyczach.
Po przyjeździe na Śląsk Piesa była przerażona. Głównie leżała na podłodze pod stołem, bo nie chciała nawet wejść na kocyk. Wodziła za nami wzrokiem z przestrachem i zastygała w bezruchu, gdy ktoś do niej podchodził. Daliśmy jej jeść, pić, delikatnie nawiązywaliśmy kontakt. Rozłożyłam kocyk, który sunia dostała od opiekunek, pod stołem. Przed snem dwa razy wyprowadziłam ją na smyczy do ogrodu, żeby się załatwiła. Ewidentnie była wyczerpana dniem pełnym emocji. Całą noc spokojnie przespała i dopiero o dziewiątej rano ponownie wyszła na dwór.
Dzisiejszy dzień upłynął mi w większości na zapoznawaniu Piesy z najbliższym otoczeniem. Zwiedzała pokoje na piętrze, zaczęła na nasz widok merdać ogonem i nieśmiało podchodzić. Wychodziliśmy do ogrodu na przedłużonej smyczy, a w południe pozwoliliśmy jej pobiegać bez smyczy, oczywiście pod stałą kontrolą. Suczka najlepiej czuje się na dworze - zaczyna tam tryskać energią, obwąchuje wszystkie kąty, znaczy teren. Odważnie startuje do ptaków, które pod nieobecność psa rozzuchwaliły się. Nawet zaczęła szczekać i obszczekała psią sąsiadkę zza płotu Sabę.
Prawdopodobnie zmienimy suni imię, ponieważ jest średnio komfortowe do wołania, a ona i tak nie reaguje na nie. Myślałam nad imieniem Tehru, po bohaterce "Tehanu", ale suczka najlepiej zareagowała na prostsze imię zakończone na "a" i może tak już zostanie. Wpadłam na pomysł, że na blogu dla zachowania prywatności będę ją nazywać Piękna, ponieważ to świetnie pasuje do Bestii.
Bestię i Piękną zapoznaję na zasadach socjalizacji z izolacją. Wczoraj zaniosłam kotu kocyk do powąchania, dzisiaj pozwalam im obu chodzić po domu i mieszać swoje zapachy, ale bez otwartej konfrontacji. Bestia widział suczkę z szafy, ona jego nie. On również się boi, kilka godzin spędził na szafie jak w każdej nowej sytuacji, jednak nie jest źle. Je, pije, załatwia się, pozwala się dotykać bez agresji. Kładzie się w ulubionych miejscach i tam odpręża się.
W najbliższym czasie czeka mnie sporo pracy ze zwierzakami. Piękną trzeba oswoić z wieloma rzeczami związanymi z mieszkaniem w domu, nauczyć ją zasad życia razem i podstawowych komend. Pięknie utrzymuje czystość i za jakiś czas na pewno będzie wychodziła na dwór sama, ale póki co trzeba ją kilka razy wyprowadzać na smyczy, bo spuszczona nie chce wracać do domu i bawi się w berka. Na razie bardzo boi się schodów na piętro. Przez to, że żyła w stadzie, ma dużo lepszy kontakt z innymi psami niż nasza poprzednia Piesa i widać, że tego potrzebuje. Czeka nas kąpiel i wizyta u weterynarza, a za pewien czas także sterylizacja. Trzeba też spędzać dużo czasu z Bestią, żeby nie czuł się odstawiony na drugi tor.
Wiosna zapowiada się bardzo obfita w pierwsze razy i nowe doświadczenia.

22.03
Piękna coraz odważniej eksploruje ogród. Zajrzała nawet do szopy, gdy weszłam tam skontrolować owady. Dzisiaj nie musiałam już wynosić jej na dwór ani wnosić do domu na rękach, bo wychodziła i wchodziła z własnej woli. Chyba zrozumiała, że nie musi unikać powrotu do domu, skoro za parę godzin znowu znajdzie się na dworze.
Oboje z Bestią są na tyle spokojni, że dzisiaj otworzyłam już drzwi do mojego pokoju, tak że mogli się widzieć. Piesa przyszła do dużego pokoju, gdzie kot leżał na kanapie, i przez chwilę patrzyli na siebie. Piękna cicho zawarczała, ale po delikatnym upomnieniu wycofała się na swój kocyk. Felek na chwilę wstał, jednak nie wskoczył na szafę. Po wyjściu psa ponownie się położył w ulubionym miejscu. Dostał solidną porcję pieszczot. Drzwi pozostały już otwarte, każde odpoczywało w innym pokoju.
Zaczynamy uczyć się imienia, przychodzenia na zawołanie, zakładania obroży i smyczy bez lęku, znaczenia słów "spacerek" i "do domu".
Piękna rozluźniła się na tyle, że zaczyna się bawić. Znalazła w ogrodzie orzech, a w domu jakiś zakurzony kasztan. Pod moją nieobecność wygrzebała też skądś kocie piłeczki. Zauważyłam, że bardzo lubi, gdy jej rzucać różne przedmioty - czasem je przynosi, a czasem podchodzi mi pokazać, ale nie ma ochoty oddać. 😜 Jej mina mówi "Zobacz, co tu mam! Nie dam!" Musimy koniecznie kupić zabawki.

25.03
Piesa nieźle zaadaptowała się do warunków panujących w domu i naszego rytmu dnia. Rano, gdy tylko wstanę do pracy, słyszę za sobą dreptanie łapek. W ciągu dnia chodzi za mną z pokoju do pokoju, a kiedy znikam na dłużej, przechadza się po pomieszczeniach i szuka mnie. Pod moją nieobecność psoci: szuka skarbów, zanosi na swoje legowisko ścierki lub poduszkę, wyrwała oczy misiowi. Entuzjastycznie reaguje na mój powrót z pracy i na każde wyjście na dwór. Nie pozwoliła mi jeszcze wziąć się na kolana, ale jest w stosunku do mnie coraz śmielsza. Trąca mnie nosem albo łapką, gdy chce zwrócić na siebie uwagę. Dopomina się o pieszczoty. Otwiera się też na moją mamę, z kolei do taty zachowuje największy dystans.
W tym tygodniu tylko raz kończyłam pracę w południe, więc ten dzień przeznaczyłam głównie na zajmowanie się zwierzakami. Pilnowałam Pięknej i Bestii, którzy obserwowali siebie nawzajem, nagradzając ich pieszczotami za zachowanie spokoju. Na spacerze zahaczyłam o podwórko sąsiadki, żeby Piesa poznała nową osobę. Zamiast noszenia zachęcałam ją do używania schodów. Sporo czasu spędziłam, czekając na górze i na dole, ale było warto. Po południu Piesa pierwszy raz zeszła sama z podestu na parter. Gdy tylko się przełamała, dalej poszło z górki. Wieczorem próbowała już sama wchodzić na piętro, a następnego dnia lęk przed schodami jakby zniknął. Tym samym skończyło się ciągłe dźwiganie psa.
Wczoraj byłyśmy u pani weterynarz. Stresowałam się tą wizytą, a konkretnie tym, jak zachowa się Piękna, ale było dużo spokojniej niż się spodziewałam. Oczywiście bała się - drżała w samochodzie, zastygała w bezruchu w gabinecie. Zachowywała się jednak bez zarzutu. Z zaciekawieniem obwąchiwała trawniki i chodniki dookoła gabinetu, a doberman stojący w kolejce nie zrobił na niej wielkiego wrażenia. Wetka obejrzała Piękną i potwierdziła, że jest ona młodym psiakiem. Ma aktualne szczepienia, więc może śmiało chodzić na prawdziwe spacery. Ustaliliśmy grafik odrobaczania psa i kota, poradziłam się we wszystkich nurtujących mnie sprawach: żywienia, dbania o zęby, kastracji. Wetka założyła czip i obcięła Pięknej pazury. Wiedziałam, że sunia ma wilczy pazur, ale okazało się, że na jej tylnych łapach są aż trzy dodatkowe pazury. To dopiero kobieta z pazurem!
Dzisiaj najbardziej ucieszyło mnie, że Piesa zaczyna sygnalizować, co chce robić. Przez pierwszych parę dni chowała się pod stołem na posłaniu. Przed każdym wyjściem na dwór musiałam wyciągać ją stamtąd, znosić na parter i stawiać na nogi, żeby założyć jej szelki, bo momentalnie kładła się i okazywała lęk. Teraz to już inny psiak. Trąca mnie nosem, łapką, żeby ją pomiziać. Gdy ma ochotę na spacer, staje się pobudzona i próbuje zwrócić na siebie uwagę domowników. Merda ogonem na widok szelek i smyczy w mojej ręce. A na dworze... na dworze ustawia się pod bramą, kiedy chce iść "na dwójkę" na pole sąsiadów (jakoś wybitnie sobie upodobała to miejsce), a pod drzwiami, gdy chce wracać do domu. Nie żałuję, że ją adoptowałam, o nie! Czasami mam wrażenie, że z dnia na dzień kocham ją coraz bardziej.

26.03
Przyjechał Szczur i razem zabraliśmy Piesę na pierwszy prawdziwy spacer po parku. Wszystko ją tam ciekawiło. Niuchała, obserwowała i wyrywała przed siebie, aż trudno jej było zrobić ostre zdjęcie.

2.04
To już dwa tygodnie, odkąd mieszka ze mną Piękna Piesa. Jak to zleciało! W domu najchętniej spędza czas na swoim kocyku pod stołem, a na zewnątrz dostaje powera i widuję ją głównie od strony ogona. Odkąd spadł śnieg, wychodzi na dwór jeszcze bardziej rozochocona - na spacerach podskakuje niczym źrebak. Dziś po obiedzie dodatkowo wytarzała się w śniegu.
Piękna dała się poznać jako radosny, towarzyski psiak, pełny "ukrytej" energii, choć lękliwy i zdystansowany wobec ludzi. Mnie ufa najbardziej, coraz częściej trąca mnie nosem i pozwala mi na pieszczoty na leżąco, ale do taty i Szczura jeszcze się nie przekonała. Nie boi się nagłych odgłosów, za to gwałtowne ruchy ludzi sprawiają, że nie czuje się bezpiecznie. Nadal pozostaje też zwierzakiem podłogowym, nawet nie próbuje wskakiwać na fotele czy kanapę. Niektórzy oduczają psy wchodzenia na łóżko, a ja się śmieję, że będę musiała ją tego nauczyć. Tak czy siak, robi postępy. Oswoiła się już z kocim współlokatorem, schodami i odkurzaczem, poznała najbliższe ulice, dwa razy pojechała samochodem Szczura na krótkie wycieczki. Od zabawek dedykowanych psom woli ścierki oraz skarby znajdowane samodzielnie na spacerach. W poniedziałek wygrzebała skądś czaszkę, chyba ptasią, i oddała mi ją bardzo niechętnie. Wieczorem, być może w akcie zemsty, ukradła mi z talerza kromkę chleba.
Fizycznie i psychicznie czuję się nieźle, w pracy mam drobną niekorzystną zmianę w planie, ale - odpukać! - jest stabilnie. Kiedy mam czas wolny i nie zajmuję się Piękną ani nie odsypiam po pracy, najczęściej czytam sagę "Uśmiech losu" albo oglądam filmy na platformach streamingowych. (No i czasem odkurzam, bo Piesa bardzo linieje). Chcę jeszcze kilka filmów obejrzeć, nim zrobi się cieplej, ponieważ już czuję, że zimowa zajawka na filmy powoli dobiega końca. W poniedziałek na spacerze zobaczyłam pierwszego w tym roku bażanta. W ogrodzie zakwitły szafirki, które dostałam kiedyś od babci Świetlika, obecnie jednak śnieg wszystko przykrył. Od dwóch dni pada prawie bez przerwy. Tak jak przewidywałam w święta Bożego Narodzenia i w ferie, zimie znowu się coś pomerdało w okolicach Wielkanocy.
W czwartek wybrałam się do okulistki, bo ostatnio nagminnie szczypią mnie oczy, zwłaszcza po przebudzeniu. Dostałam krople i maść, a przy okazji okulistka zbadała mi wzrok. Bardzo mnie ucieszyło, że moja wada nadal się nie powiększyła. Ponieważ jest duża, okulary dla mnie kosztują około tysiąca złotych i trudno mi dobrać wygodne, a jednocześnie nie szpecące oprawki. Gdy byłam dzieckiem, wada z roku na rok leciała na łeb, na szyję. Od pięciu lat jest stabilna i oby tak zostało jak najdłużej. 
Weekend spędzam po domowemu, śpiąc do późna, robiąc drobne porządki i zajmując się zainteresowaniami. W taką pogodę niechętnie wyściubiam nos na zewnątrz. Całe szczęście do poniedziałku nie muszę wybierać się do pracy.

6.04
Jestem bardzo dumna z moich zwierzaków.
Wczoraj po powrocie z pracy zapakowałam się do wyra, bo po weekendzie czuję się trochę przeziębiona. Widząc to, Bestia pierwszy raz, odkąd mieszka z nami Piękna, przyszedł do mnie do łóżka, przytulił się i ogrzewał mnie przez dłuższy czas. Nie przeszkadzało mu, że Piesa odpoczywała na swoim legowisku w tym samym pokoju. Ona bacznie obserwowała Bestię, ale nawet nie zawarczała. Po pewnym czasie rozluźniła się i oboje odpoczywali w moim pokoju aż do obiadu.

10.04
Jak myślicie, kto w moim domu najbardziej lubi zmienianie zasłon i firanek?



 
13.04
Kilkanaście dni temu przestałam brać zolpidem i wróciłam do melatoniny. Samo odstawienie leku nie sprawiło mi problemu, ale długo się tym sukcesem nie nacieszyłam. Teraz z kolei biorę za dużo przeciwbólowych, bo nie umiem spać i mam przez to migreny. "Tyle wygrać"... 🤦

15.04
Przez ponad tydzień niewiele pisałam, ponieważ byłam trochę przeziębiona i nic ciekawego się u mnie nie działo. Wiedziałam dokładnie, kiedy się przeziębiłam - w niedzielę bardzo zmarzłam na polu, spacerując z Piękną, która długo nie chciała się załatwić. Nic konkretnego mi nie dolegało poza uczuciem zimna i uciążliwą wydzieliną w gardle, ale czułam się rozbita i popołudniami głównie leżałam. Mama i tata na parę dni przejęli wyprowadzanie psa.
Wczoraj nareszcie wyszłam z Piesą na długi spacer, korzystając z pięknej pogody. Postanowiłam, że w końcu pokażę jej całą trasę, którą nazywam "drogą niedźwiedziówek", mimo że niedźwiedziowki spotykałam tam wiele lat temu, zanim w pobliżu wybudowano autostradę. Piesa tak się cieszyła, że wyrywała do przodu jak szalona. Ja też poczułam się szczęśliwa. Było prawie dwadzieścia stopni, nie potrzebowałam kurtki ani czapki. Pierwszy raz w tym roku zaobserwowałam rusałkę i usłyszałam bażanta. Niestety, zobaczyłam też mnóstwo śmieci, które po stopnieniu śniegu ukazały się w całej swojej wątpliwej krasie na łąkach. Miejscami na poboczu leży tyle potłuczonego szkła, że strach przechodzić tamtędy z psem. Nie zabrakło nawet testu ciążowego...
Ponieważ poczułam się lepiej i stawy póki co mi nie dokuczają, w tym tygodniu zabrałam się ostro za wiosenne porządki. Nie, nie "myję okien dla Jezusa". Okna mamy umyte tylko od wewnątrz i nie przejmuję się tym, a sprzątam dla siebie, żeby nie czuć się depresyjnie, gdy promienie słońca wpadają do domu. Wysprzątałam solidnie korytarz, przedpokój i łazienkę, włącznie z zakamarkami takimi jak tragicznie usyfiony kąt za pralką, gdzie na co dzień się nie zagląda. Na dzisiaj zostały mi duży pokój i globalne odkurzanie, bo Piękna mocno linieje. A później zamierzam po swojemu, spokojnie spędzać święta - w dużej mierze z książkami, ale liczę też na przyjemne wiosenne spacery z podglądaniem, co w przyrodzie piszczy.





18.04
Zgadnijcie, co dzisiaj widziałam?
Sarny. Cztery naraz!
Zabrałam Piękną na spacer w nowe miejsce - na drogę między polami, gdzie jest cicho i tylko sporadycznie można spotkać człowieka. Kilka lat temu po prawej rozciągało się pole rzepaku, ale teraz ktoś coś tam buduje, co od razu obudziło we mnie smutek. Już, już chciałam zawrócić, jednak zmieniłam zdanie i postanowiłam pójść jeszcze trochę dalej. Piesa niuchała jak szalona. Wtem ścieżkę przed nami przecięła sarna, a za nią kolejna... i kolejna... Wytężyłam wzrok na maksa i ostatecznie naliczyłam cztery. Biegły razem, aż zniknęły mi z oczu.

22.04
Tata znalazł w szopie motyla. Pawik prawdopodobnie spędził tam zimę, a teraz się obudził. Tata schwytał go do worka, żeby mi pokazać, a ja przeniosłam go na kwiatek. Był jeszcze słaby, ale pewnie szybko dojdzie do formy.
Kto wie, czy to nie jeden z moich zeszłorocznych pawików, które jesienią wypuszczaliśmy z kuzyńcami w ogrodzie!



 
 
24.04
Nad moją okolicą właśnie przetoczyła się pierwsza burza w tym roku.
A wczoraj... wczoraj wieczorem było pięknie. Podjechaliśmy pod las i poszliśmy na długi spacer we trójkę: Szczur, Piękna i ja. Piesa znowu wyrywała przed siebie jak szalona, trzymając nos przy ziemi. Dotarliśmy do zalewu, gdzie - ku mojemu zdziwieniu - tym razem nie zastaliśmy żadnego wędkarza. Panowała więc cudowna cisza, nie zakłócana muzyką z radia ani rechotem podchmielonych mężczyzn. Akurat zachodziło słońce. Po brzegu spacerowała kaczka, udało nam się też zobaczyć lecącą czaplę, a w drodze powrotnej - nietoperze.





26.04
Brzozy wypuszczają pierwsze liście. Niektóre szybciej, inne opieszale (jak ta ze zdjęcia), ale tak czy siak... pobudka narożnic i brudnic już niedługo.
 
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz