niedziela, 7 stycznia 2024

[160] Z dnia na dzień

 
Ostatnio nie jest mi łatwo wyrażać swoje myśli słowami - ani pisząc, ani tym bardziej wypowiadając je na głos. W nowy rok weszłam w dobrym nastroju i w gronie przyjaciół, ale kilka dni później zdałam sobie sprawę, że pod tym dobrym nastrojem czaił się strach. Dawno aż tak się nie bałam, co przyniesie kolejny rok. I nie tylko on - ogólnie bardzo, ale to bardzo boję się przyszłości.

Mój tata odzyskał siły po operacji, dobrze zareagował na wdrożony latem lek, a jesienne badania wykazały, że przerzuty zmniejszyły się o dwie trzecie. W grudniu pojawily się jednak inne problemy zdrowotne - prawdopodobnie skutki uboczne terapii onkologicznej - które stawiają pod znakiem zapytania dalsze leczenie tym lekiem. Zbliżają się terminy kolejnych badań. Atmosfera w domu jest raczej minorowa. Tata ma lepsze i gorsze dni, w te drugie chodzi rozdrażniony i wpada w złość z błahych powodów. Mama w wyniku przewlekłego stresu ma objawy psychosomatyczne, za mało sypia i traci na wadze. Namawiam ją na wizytę u mojej lekarki.

Jeśli chodzi o mnie, obiektywnie nieźle funkcjonuję, dopóki biorę sertralinę, mam co robić i nie muszę wybiegać myślami zbyt daleko. Szczur bardzo mnie wspiera. Moja praca, gdzie znam każdy kąt i czuję się jak u siebie, spacery z Piękną, czytanie książek czy zajmowanie się zainteresowaniami pozwalają mi na dłuższy czas odpędzać negatywne myśli. Staram się za wszelką cenę utrzymywać się na powierzchni, ale wychodzi mi to właśnie pod warunkiem, że koncentruję się na chwili obecnej. Planuję kolejny dzień, tydzień, co najwyżej miesiąc. Jeżeli coś wymusza na mnie myślenie o przyszłości, momentalnie paraliżuje mnie strach. Boję się, żeby tata nie został pozbawiony możliwości leczenia - jeśli nie obecnym lekiem, to innym. Boję się stracić tatę. Jak mam cokolwiek planować? Skąd mogę wiedzieć, czy w określonym momencie będę w stanie coś zrobić, czy nie, skoro nie wiem, co wtedy będzie się działo z tatą i jak będę się czuć?
 
 
Grafika wygenerowana przez Bing AI według moich wskazówek


Kiedy nie czuję się dobrze w towarzystwie słów, obrazy pozwalają powiedzieć więcej. Sama niewiele potrafię narysować, ale od czasu do czasu sięgam po generator grafiki AI, który odkryłam jesienią dzięki Dagmarze. Zbieram siły, żeby zacząć publikować te grafiki, między innymi tutaj. Obrazek dołączony do tego posta również został wygenerowany przez sztuczną inteligencję według moich wskazówek. W pierwszych dniach nowego roku wpadłam na jeszcze jeden pomysł. Ponieważ z moim poczuciem sprawczości jest ostatnio niezbyt dobrze, a z energią do działania niewiele lepiej, zrobiłam listę rzeczy, z których jestem dumna. Będę do niej wracać, gdy czuję się szczególnie beznadziejnie przez to, że nie mam obecnie siły być tak aktywna, produktywna i zaangażowana we wszystko jak inni.

 
 
 Rzeczy, z których jestem dumna

Jestem dumna z tego, jak wygląda moje życie pomimo ciągłej walki z lękami i ich somatycznymi objawami, a także innych problemów zdrowotnych. Ile wysiłku w to wkładam, wie tylko kilka osób. Nie raz i nie dwa dosłownie uczyłam się od nowa wychodzić z domu, zaczynając od kilku minut na dworze i stopniowo wydłużając ten czas.
 
Jestem dumna, że zbudowaliśmy ze Szczurem związek, o jakim kiedyś nie miałam odwagi marzyć. Taki oparty na wzajemnym zrozumieniu, wsparciu i szacunku, w którym czujemy się bezpiecznie, nie musimy niczego sobie udowadniać ani udawać. Nie jesteśmy idealni - zdarza nam się pokłócić, nawalić w komunikacji albo mieć trudności z pogodzeniem skrajnie różnych potrzeb. Ani razu jednak nie żałowałam, że jestem ze Szczurem, a niedługo stuknie nam osiem lat razem.
 
Jestem dumna, że przygarnęłam zwierzaki po przejściach - agresywnego kota i lękliwego psa - i zmieniłam ich życie na lepsze.

Jestem dumna, że przetrwałam dwanaście lat edukacji w szkole masowej. Gdybym mogła zamienić te lata na edukację domową, na sto procent byłabym dziś zdrowsza fizycznie i psychicznie. Ale przetrwałam.

Jestem dumna, że odważyłam się ponownie otworzyć na nowych ludzi po tym, jak kilkoro bliskich osób zawiodło moje zaufanie.

Jestem dumna, że poszłam na studia na kierunku, który sama wybrałam, a nie na politechnikę, jak chcieli moi rodzice.

Jestem dumna, że ukończyłam studia, mimo że był to dla mnie bardzo trudny czas, gdy miałam kilka silnych kryzysów psychicznych.

Jestem dumna, że od ładnych kilku lat pracuję w zawodzie, w którym chciałam pracować. Kiedy zaczynałam, niektórzy głośno wyrażali powątpiewanie w moje możliwości. Parę razy usłyszałam, że się do tego nie nadaję albo nie dam sobie rady. Owszem, początki nie były łatwe, czasem po powrocie do domu płakałam w poduszkę, ale podobne doświadczenia w nowej pracy miało sporo moich krewnych i znajomych. Po tych kilku latach niczego nie żałuję. Praca nauczyła mnie o wiele więcej niż studia.

Jestem dumna, że nie bagatelizuję problemów dzieci i zawsze reaguję, gdy mam do czynienia z przemocą. Zawsze chciałam być takim dorosłym, jakiego ja i C. nie spotkaliśmy w naszej podstawówce.
 
Jestem dumna, że w ciągu kilku lat nauczyłam się przygotowywać posiłki i nie najgorzej ogarniać dom, mimo że wydawałam się być przypadkiem beznadziejnym w dziedzinie gospodarstwa domowego. 

Jestem dumna, że na miarę swoich możliwości podróżuję, mimo lęków związanych z wyjazdami odkrywam nowe miejsca, a nawet (przy ogromnym wsparciu Szczura) zaczęłam trochę chodzić po górach.

Jestem dumna, że wykorzystałam najtrudniejsze miesiące pandemii, żeby się rozwijać. I że odważyłam się poprosić lekarkę o pomoc, gdy moja psychika i ciało bardzo jej potrzebowały.

Jestem dumna, że mimo swoich deficytów i słabości postanowiłam jeszcze raz podejść do nauki jazdy, a później nie zrezygnowałam, gdy nie widziałam żadnych postępów. Teraz postępy są już widoczne, a instruktor coraz częściej mnie chwali. Chcę jeździć dobrze i bezpiecznie. Wierzę, że w końcu zostanę kierowcą, choć potrzebuję więcej czasu na naukę niż przeciętna osoba.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz