piątek, 19 kwietnia 2024

[163] Pamiętniki lutowo-marcowe

 
2.02
Wyciągnęłam Szczura na prelekcję "Smok w mitach i wierzeniach świata" w Muzeum Azji i Pacyfiku. Pan Jan Gliński z Fundacji Dantian sypał jak z rękawa ciekawostkami o smokach.  Dowiedzieliśmy się, że azjatyckie smoki można rozpoznawać po liczbie pazurów: chińskie na każdej łapie mają ich po pięć, koreańskie - po cztery, a japońskie - po trzy. Jakoś nigdy nie zwróciłam na to uwagi. Co ciekawe, smoki mogą być jednocześnie obu płci, choć zdarzają się też takie tylko i wyłącznie męskie. Według niektórych wywodzą się od tęczy, inni zaś twierdzą, że od ryb. Jedno jest pewne: do najbardziej przyzwoitych sworzeń to one nie należą.
Nigdy bym się nie spodziewała, ilu ludzi przyjdzie na tę prelekcję. Życie przyzwyczaiło mnie, że dookoła prawie nikt nie interesuje się tym samym, co ja. Tymczasem muzeum dosłownie pękało w szwach. Organizatorzy chyba też się tego nie spodziewali. Krzeseł nie wystarczyło dla wszystkich, więc niektórzy stali lub siedzieli na podłodze!
Szczura ucieszyło, że nie tylko dla niego jest ważne, by nie mylić smoka z wiwerną.





4.02
(po drugiej w nocy)
Ależ wieje tej nocy... 
Silny wiatr tutaj słychać inaczej niż w moim rodzinnym domu. Tam, na wsi, dużo świszcze i gwiżdże. Tutaj trzepocze jakąś plandeką, pobrzękuje dzwonkami na czyimś balkonie, stuka bramami.

5.02
Na spokojnym zazwyczaj osiedlu niespodziewanie rozegrały się sceny jak z filmu.
Około czternastej siedziałam sobie w fotelu i czytałam, gdy dobiegły mnie głośne okrzyki od strony patio: "Otwórz drzwi wejściowe! Otwórz drzwi!". Wołanie powtórzyło się kilka razy, więc wyszłam na balkon zobaczyć, co się dzieje. Na patio stali policjanci, strażacy i ratownicy medyczni. Wszyscy zadzierali głowy do góry. 😱
W pierwszej chwili pomyślałam, że może ktoś ukrywa się przed policją albo gdzieś wybuchł pożar. Poczułam niepokój, zwłaszcza na myśl o tej drugiej ewentualności. Gdyby jednak w którymś mieszkaniu się paliło - zastanowiłam się - strażacy staraliby się jak najszybciej tam dostać, wchodząc przez balkon lub wyważając drzwi z drugiej strony. Tymczasem pod balkonami zaczęto szybko rozstawiać sprzęt ratowniczy, który widywałam w różnych filmach, gdy ratowano kogoś skaczącego z okna. Wyglądało to jak trampolina. Teraz już wiem, bo sprawdziłam, iż nazywa się to skokochron - rano jeszcze nie wiedziałam. Na widok tego sprzętu zrozumiałam, że ktoś najprawdopodobniej zamierza targnąć się na swoje życie.
Szczur, który wrócił ze spaceru z Piękną, powiedział mi, że na ulicy po przeciwnej stronie bloku też roi się od służb. Stały tam trzy wozy strażackie, ambulans i trzy samochody policyjne. Nigdy wcześniej nie widziałam akcji ratunkowej z udziałem tylu ludzi i pojazdów - i to akurat dobrze. Nikomu nie życzę, by on albo ktoś z jego bliskich znalazł się w podobnej sytuacji. 
Cała akcja trwała może godzinę. W końcu za którymś razem, gdy wyjrzałam przez okno, zobaczyłam strażaków składających sprzęt. Wozy strażackie po kolei odjechały, po nich dwa policyjne. Najwyraźniej udało się przekonać osobę, której życie było zagrożone, żeby wsiadła do ambulansu. Karetka została pod blokiem najdłużej, w końcu jednak i ona odjechała na sygnale. W międzyczasie zajęłam się swoimi domowymi obowiązkami, ale moje myśli jeszcze długo wracały do tego, co widziałam.


Grafika wygenerowana przez Bing AI według moich wskazówek


7.02
Przedwczoraj uświadomiłam sobie, że ferie upływają w mgnieniu oka, a ja nie zrobiłam większości rzeczy, które sobie zaplanowałam. Nawet - wstyd się przyznać - nie skończyłam żadnej książki, choć przywiozłam ich kilka! Wszystko przez drzewo genealogiczne. Stwierdziłam, że trzeba to zmienić, i zabrałam się do roboty.
Dzisiaj jestem już znacznie bardziej zadowolona: przeczytałam dwie książki, powtórzyłam większość materiału do egzaminu, pozbyłam się przeterminowanych kosmetyków i produktów spożywczych, zaczęłam układać 1000-elementowe puzzle Anne Stokes z dziewczyną i smokiem, a przede wszystkim umyłam lodówkę. Tego ostatniego strasznie nie chciało mi się robić, ale wiedziałam, że muszę się za lodówkę zabrać teraz, bo latem męczą mnie upały i ostatecznie zawsze odkładam to "na świętego Dygdy, co go nie ma nigdy".
Tłusty Czwartek to nie całkiem moja bajka, gdyż od tłustego jedzenia zdecydowanie wolę słodkie. Pączki smakują mi najbardziej, gdy upiecze je moja mama. Uwielbiam za to faworki - kojarzą mi się z wizytami u babci, gdzie w pobliskiej cukierni rodzice kupowali faworki - ale jeszcze nie potrafię ich piec. Zrobiłam więc czekoladowe babeczki ze skórką pomarańczową. Nie wiem, czy Szczur pomoże mi je zjeść, czy też będę musiała zrobić to sama, bo na gości póki co się nie zanosi (chyba że zdjęcia babeczek zachęcą kogoś do odwiedzin w Norze - w takim przypadku zapraszam!). Tak czy siak, wyszły smakowicie.


Puzzle po ułożeniu



9.02
Tłusty Czwartek w tym roku jakoś przyćmił w mediach społecznościowych dzisiejsze święto - Dzień Pizzy. U nas jednak była, i to już wczoraj. Zrobiliśmy sami. Znając życie, dzisiaj pewnie były różne promocje, więc na pizzę czekałoby się bardzo długo 🍕

15.02
Pierwsza zapowiedź przedwiośnia.




18.02
Na ten weekend nie miałam sprecyzowanych planów, ale nigdy bym nie przypuszczała, że będę tak źle się czuć. Przywlekłam jelitówkę, zapewne z pracy. Choroba zaatakowała mnie w sobotę po obiedzie. Szczegółów opisywać nie będę, bo każdy wie, jak to paskudztwo wygląda. Jestem tak przeczołgana, że nie umiem ustać na nogach.
Ogólnie nie przepadam za piciem wody, na co dzień piję głównie bardzo słabą herbatę. Teraz jednak każdy łyk wody smakuje jak ambrozja.

23.02
Internet poinformował mnie, że piątek był Światowym Dniem Walki z Depresją. 
W stories na profilu @wyjatkowa.hania na Instagramie przeczytałam takie zdanie napisane przez @agaszuscik: "Diagnoza onkologiczna równa się ogromny kryzys. To za dużo dla jednego człowieka czy jednej rodziny". A co można dodać, kiedy ta diagnoza nie pozostawia żadnego okienka na nadzieję?
W mojej rodzinie obecnie wszyscy są w kiepskim stanie psychicznym, mimo że zaopiekowani medycznie. Po tacie widać najmniej, gdyż on ma skłonności do przykrywania negatywnych emocji żartami i podśpiewywaniem. Udało mi się sprawić, że mama powiedziała lekarzom o swoim samopoczuciu, więc teraz ona też bierze leki. Ja dzięki swoim na zewnątrz nieźle funkcjonuję, ale gdy nie mam zajęcia (staram się je mieć jak najczęściej), ciągle dopadają mnie ponure myśli. Nie potrafię planować dalej niż kilka dni do przodu, bo nie umiem wyobrazić sobie, co będzie z tatą za trzy czy sześć miesięcy. Może i powinnam myśleć o swojej przyszłości, ale jak, kiedy tata jest leczony paliatywnie? Nie mam serca do tego. Nawet nie wiem, ile czasu nam zostało we troje. A kiedy już śpię, śnią mi się paskudne rzeczy: szpitale, choroby, ludzie z jakimiś ranami...
Boję się kolejnych pór roku. Zimą jakoś łatwiej mi żyć z tym wszystkim, jakbym była kompatybilna ze światem dookoła, ale na myśl o trzydziestostopniowym upale i letnich ubraniach czuję ucisk w gardle. 


Grafika wygenerowana przez Bing AI według moich wskazówek


24.02
W poprzedni weekend Piękna wiernie towarzyszyła mi w czasie choroby. Teraz przyszedł czas, żeby odwdzięczyć jej się tym, co lubi najbardziej, czyli długim spacerem wzdłuż łąk, gdzie można w nieskończoność wąchać i sznupać. 
Wracając do domu, Piesa pierwszy raz od jesieni spotkała swojego kawalera. 

12.03
Niedawno zostało otwarte egzotarium w Sosnowcu, które w ciągu ostatnich paru lat przeszło gruntowną przebudowę. W niedzielę mnie i Szczurowi nareszcie udało się tam dotrzeć. Zabraliśmy też moją kuzynkę. Dobrze mi zrobił ten wyjazd, bo ostatnie dwa tygodnie miałam bardzo męczące - zastępstwo za zastępstwem i tak każdego dnia, a tata znowu był w szpitalu. W egzotarium w końcu poczułam się naprawdę zrelaksowana.
Podobnie jak w przypadku planetarium, na pewno będę trochę tęsknić za starym budynkiem, ale nie da się ukryć, że to miejsce od dawna zasługiwało na porządne dofinansowanie. W nowym wydaniu wygląda pięknie - przypomina palmiarnię w Gliwicach, tyle że zwierząt oczywiście jest więcej. Terraria są olbrzymie, dużo większych rozmiarów niż dawniej. Pojawiły się nowe gatunki zwierząt, a przede wszystkim całe mnóstwo roślin. Ekspozycję podzielono na strefy klimatyczne, co da się odczuć na własnej skórze, zwłaszcza w części tropikalnej. Pufy i ławki dają możliwość zatrzymania się na dłuższą chwilę, żeby poobserwować zwierzęta w trybie pełnego relaksu.
Tuż przed zamknięciem egzotarium załapaliśmy się na karmienie ptaków. Na widok opiekunki niosącej miski z jedzeniem ptaki narobiły takiego hałasu, że trudno było usłyszeć, co mówi osoba obok. Tukan chętnie jadł z miski trzymanej w ręce, a papugi bezpośrednio z ręki.








24.03
W piątek znalazłam w skrzynce pocztowej kolejną wyczekiwaną pocztówkę z Afryki. Botswana jest czterdziestym pierwszym afrykańskim państwem w mojej kolekcji. Do zdobycia zostało jeszcze dziesięć państw, nie licząc Somalii, gdzie nie ma poczty, oraz Sudanu Południowego, gdzie sytuacja jest bardzo trudna.




30.03
W czwartek pojechałam do Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, by podejść do egzaminu teoretycznego. Powtarzałam samej sobie, że nic się nie stanie, jeśli nie zdam i będę musiała spróbować kolejny raz, a mimo to lekki stresik był. Zwłaszcza w drodze do ośrodka, gdy zaczęłam się bać, że... zgubię się w okolicy i nie zdążę na egzamin. Maltretowałam w kółko piosenkę Luny "The Tower", która nastraja mnie bojowo.
Przed egzaminem wszyscy zdający mieli chwilę na zapoznanie się z instrukcją obsługi programu i rozwiązanie pięciu pytań próbnych (nie mają one wpływu na wynik). Już po przeczytaniu tych kilku pytań poczułam, że się rozluźniam, bo żadne mnie nie zaskoczyło. Z pozostałymi było podobnie - moja pamięć wzrokowa od razu rozpoznała niektóre zdjęcia i filmy, co podziałało uspokajająco. Trafiło się kilka podchwytliwych pytań, ale większość znałam z aplikacji, z którą się uczyłam. Musiałam być dobrze przygotowana, ponieważ zdałam bez problemu.
Fajnie mieć już z głowy tę część egzaminu. Z częścią praktyczną nie pójdzie tak łatwo, ponieważ stres o wiele bardziej wpływa na moją uwagę i koordynację niż na pamięć długotrwałą. Poza tym nadal jestem nogą, jeśli chodzi o parkowanie tyłem (i pomyśleć, że to Szczura ulubiony sposób parkowania!) - muszę nad tym popracować. Nastawiam się mentalnie, że mogę potrzebować wielu podejść do egzaminu, podobnie jak swego czasu Włóczykij. Zamierzam jednak się nie poddawać i próbować, dopóki nie zdam. Bardzo, ale to bardzo zależy mi na prawie jazdy. 
A tu i teraz... cieszę się, że wykorzystałam na egzamin dzień wolny od pracy i że pozbyłam się jednego obowiązku: regularnego zajmowania się aplikacją z testami. Nareszcie mogę wyrzucić ze swojej łepetyny szereg niepraktycznych informacji. Oczywiście część przyswojonej wiedzy musi ze mną pozostać na całe życie, ale takie dane jak dopuszczalna długość wystającego ładunku czy prędkość ciągnika rolniczego - niekoniecznie. W razie potrzeby zawsze mogę zapytać wyszukiwarkę. A już maksymalna prędkość, z jaką wolno przewozić dziecko do lat siedmiu na motocyklu, to dla mnie totalna abstrakcja, gdyż nie planuję ani dziecka, ani motocykla.

Cytat dnia:
Młody (syn kuzyna): Wiecie, jaki jest mój ulubiony owad? Wielbłądka pospolita, bo ugryzła tatę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz