Postanowiłam, że będę systematycznie przenosić niektóre
statusy z pewnego portalu społecznościowego na bloga, aby stworzyć coś w
rodzaju pamiętnika. Przyznam się bez bicia: zgapiłam ten pomysł od Dagmary.
A dlaczego? Ano dlatego, że zdarza mi się wracać do tych wpisów, by
poprawić sobie humor, a także dlatego, że czasem piszę o bieżących
problemach w kontaktach z ludźmi. Na pierwszy ogień poszedł styczeń.
1.01
Czas spać. A jutro - wracać do domu, niestety... A od jutra - znowu odliczać dni:
DO DŁUGIEGO WEEKENDU - 4 dni robocze i 1 wizyta u stomatologa;
DO FERII ZIMOWYCH U SZCZURA - 9 dni roboczych, ok. 12-14 dni ogółem;
DO WIOSNY (kalendarzowej) - 79 dni;
DO ZMIANY CZASU NA LETNI - 84 dni;
DO WAKACJI - 104 dni robocze.
DOBRANOC, STARY ROKU!
2.01
Nie potrafię robić fajnych zdjęć swoją lustrzanką z obiektywem makro (na
taki było mnie stać, Świetlik mówił, że nie tylko do makro się nada).
Zastanawiam się, czy w tym roku dokupić inny obiektyw (nie może jednak
być drogi), czy powinnam się poddać i kupić jednak jakiś aparat
kompaktowy. Nie ogarniam korzystania z lustrzanki. Nie mam wielkich aspiracji w tym zakresie, zawsze robiłam zdjęcia intuicyjnie i było OK, podobały mi się i
to mi wystarczało. Te wszystkie ustawienia są dla mnie totalnie
nieintuicyjne. Nigdy nie wiem na bieżąco, jak je dobrać, podobnie jak
nigdy nie wiem, jak panować nad swoją ekspresją twarzy. Myślałam, że się nauczę, ale czytanie o fotografii nic mi nie daje, nie "czuję" tego.
10.01
Jestem potwornie zmęczona ludźmi. W tym tygodniu w pracy zebranie, nie wiem, jak
wytrzymam po pracy dodatkowy kontakt z ludźmi. Pewnie nie będę
rozumiała, co mówią, i będę się uśmiechać jak Jaś Fasola. Nie potrafię
spać i boli mnie łeb, i bolą mnie dźwięki. Chcę odpocząć od ludzi i prawie nikogo nie widywać.
W dodatku nie mogę się dziś zmobilizować, by odebrać maile. Widziałam, że przyszły nowe, m.in. od korepetytorki, ale czuję totalny
opór przed sprawdzaniem poczty. Taką niemoc. Normalnie na starość
świetliczeję (takie problemy z mailami miał zawsze Świetlik). Jak to
przełamać?
PS Chyba to przez urodziny. Były. Niedawno. I przez to
ciągłe odpisywanie ludziom i odbieranie telefonów teraz nie mogę się zmusić, by maila
sprawdzić.
11.01
Czytam swoje pamiętniki z lat 2003-2005. Jejku, czego tam nie ma...
12.01
Gdy byłam nastolatką (lat 15 czy 16), czytywałam przez pewien czas
harlekiny dla nastolatek. Dlaczego? Nie wiem, chyba po to, żeby się
wyzłośliwiać. Poza tym było mi głupio odmawiać bibliotekarce, gdy mi je
proponowała, a warto było mieć dobre układy z bibliotekarką, by
samodzielnie buszować po wszystkich działach. Zwykle połykałam te
harlekinki w godzinę, wyłapując błędy i idiotyczne zdania, a później
dodawałam do nich swoje złośliwe komentarze i robiłam coś w rodzaju
zestawień. Gdy ostatnio się dokopałam do kilku takich w Czeluściach Dysku, stwierdziłam, że niektóre z nich nadal mnie śmieszą.
13.01
Kwiatek u Szczura padł, biedny... Jeszcze 2 tygodnie temu żył.
PS Uściślając, to nie był de facto kwiatek, a roślina doniczkowa, ale ja tak o nich myślę.
Już mnie zaczynają irytować te wszechobecne memy o San Escobar. Niektóre
rzeczy są śmieszne, gdy się je raz usłyszy, ale przestają, gdy wszyscy
zaczynają powielać w nieskończoność żarty na dany temat na fejsbuku. Tak
było z książkami Deco Morreno, tak jest i teraz. Ludzie, zmieńcie
płytę.
14.01
Nadszedł moment, na który od dawna czekałam - przyjechałam do Szczura na ferie!!! Nie muszę iść do pracy!
Niestety, dopadła mnie jakaś infekcja i jestem zasmarkana. Bardzo,
bardzo trudno się ze mną przebywa, gdy mam katar, bo staję się wtedy dwa
razy bardziej nadwrażliwa na wszystko, a co za tym idzie, dwa razy
bardziej upierdliwa. Bolą mnie dźwięki, światło, dotyk ubrań. Boli mnie
dotyk wody, więc trudno mi się zagonić do mycia. Zwykle też mam lęki i depresyjne myśli. Generalnie jestem z tych, co
umierają na katar, pomimo nieustannego powtarzania sobie racjonalnych
myśli.
Szczuru, robimy dzisiaj horkruksa?
15.01
Dzisiaj czuję się gorzej, bolą mnie bardzo łeb i oczy.
Wczoraj
przez 5 godzin oglądałam filmy o Harrym Potterze, mimo że nie potrafię i nie
lubię oglądać tak długo filmów, bo mi to męczy oczy (mam słaby wzrok,
do tego jestem nadwrażliwa na jaskrawe i migające światła), a przy
katarze jestem wrażliwa dwa razy bardziej. Po obejrzeniu końcówki 6., a
potem 7. części, Szczur wywierał na mnie presję, żeby oglądać ostatnią.
Nie chciałam, ale on się wtedy zaczął denerwować, mówić niemiłe rzeczy i
podnosić głos. Był zdenerwowany, bo siedzenie w domu i nicnierobienie
go dołuje. Proponowałam, żeby on oglądał, a ja sobie w tym czasie poleżę
i wystarczy mi posłuchać, ale wtedy dalej się denerwował. Nie chciałam
się pokłócić, albo żeby miał meltdown. No i obejrzeliśmy. Oczywiście
filmy IMO były fajne, bo uwielbiam świat HP, i to pomimo wycięcia z
fabuły wielu ciekawych wątków oraz dokonania znacznych uproszczeń.
Emocjonalnie bawiłam się nieźle, mimo że znałam zakończenie, ale przez
ostatnich kilkanaście minut już czułam, że ból od oczu rozsadza mi głowę
(jest to niewątpliwie subiektywne, ale jestem nadwrażliwa na ból).
Zasnęłam się z bólem i obudziłam z bólem. A wystarczyłoby prawdopodobnie
podzielić te filmy na dwa dni.
Teraz jest nowy dzień. Szczur
poszedł do pracy, a ja mam ferie zimowe i powinnam się dobrze bawić. Ale
co mogę robić sama w domi, gdy mnie tak bardzo boli łeb z lewej strony,
że nie umiem ani czytać, ani oglądać, ani skupić się na czymkolwiek?
Ranią mnie dźwięki i światło jak po wielogodzinnej imprezie. A potem on
przyjdzie i będzie sądził, że podczas gdy on ciężko pracował, ja sobie
świetnie wypoczęłam, a ja się czuję, jakby mi oko rozsadzało czaszkę.
Bardzo nie lubię takich sytuacji, gdy ja doskonale wiem, co w danym
momencie jest dobre dla mnie, ale inni twierdzą, że mam robić co innego.
Przez całe życie się to regularnie zdarza. Zazwyczaj kończy się dla
mnie tak, jak ja mówię, bo przez tyle lat zdążyłam już poznać swoje
potrzeby, ale nie mam wystarczająco dużo energii, żeby się na okrągło
opierać innym ludziom. Nie lubię konfliktów, zwykle źle się przez nie
czuję psychicznie, więc się wycofuję. Najbardziej nie lubię, gdy inni
podnoszą głos, wtedy od razu czuję to takie "niedoczucie" skóry i silną
potrzebę drapania się. Oczywiście o wiele częściej są to sytuacje z
udziałem NT, głównie mojej mamy. Sytuacja ze Szczurem to raczej wyjątek,
ale jak mam w wolnym czasie wybór między meltdownem czy innym wybuchem
aspiego albo ciszą, też często wybieram ciszę, kosztem siebie. A
potem cierpię.
Ostatnio stresują mnie też ludzie z pracy, którzy
usiłują wyciągać mnie na spotkania integracyjne odbywające się
wieczorami po pracy albo w weekendy. Nie wiem już, co mam im mówić, bo
nieustannie ktoś mnie o to nagabuje, a ja nie jestem w stanie wieczorami
ani w weekendy dokładać sobie sytuacji społecznych i negatywnych
bodźców. Na takim wyjeździe nawet nie miałabym własnego pokoju, a ja
potwornie potrzebuję regeneracji po normalnym tygodniu pracy i ten wolny
czas jest dla mnie wszystkim. Potrzebuję ciszy, spokoju i braku ludzi w
weekendy, pomijając Szczura i czasem jakąś inną bliską osobę. Nie
jestem w stanie słuchać wtedy wrzasków i narażać się na nieprzyjemne
bodźce, bo wiem, że oni następnego dnia pójdą do pracy w normalnym
stanie ducha, a ja nie dam rady.
Dzień mogę spisać na straty. Nic fajnego już dziś pewnie nie zrobię.
17.01
Postanowiłam zrobić przynajmniej jedno origami na każdy dzień ferii, o
ile mi samopoczucie pozwoli. Nie jestem żadnym mistrzem origami, wychodzą mi
tylko proste rzeczy, ale niesamowicie mi to pomaga na lęki i depresyjne
myśli. Jest jak zastrzyk radości.
Triopsy zdecydowanie tam są, w pojemniku. I chyba odrobinę się wydłużyły, aczkolwiek nadal trudno je dostrzec.
Jej, czy nie ma żadnych preparatów na porost triopsów? Nic nie widać.
18.01
Cholera, w ogóle nie chce mi się spać, a jest trzecia.
Minęły dwa dni, odkąd zauważyłam triopsy, a one nic nie rosną.
Najgorsze, że 4-5 dni od wprowadzenia jaj do wody powinno się posprzątać
detryt, woda staje się mętna i wyraźnie trzeba, ale triopsów w ogóle
nie widać. Nie mam pojęcia, jak sprzątać, by ich nie wyrzucić.
19.01
YouTube mnie niepomiernie wkurza. Robię origami, oglądając filmik, a tu
nagle wyskakuje mi jakiś Pikachu i zasłania ćwierć ekranu. Klikam na
bok, żeby go wyłączyć, a strona mnie przenosi zupełnie gdzie indziej! I
jak potem ustalić, w którym miejscu origami się było?
20.01
[ALERT: NIE CZYTAĆ, JEŚLI BOLĄ CIĘ ZĘBY OD NADMIARU SŁODYCZY!]
Szczur zaszalał i kupił mi prawdziwe małe akwarium z termometrem,
ogrzewaniem i w ogóle wszystkim oprócz mieszkańców. Uznaję to za prezent
urodzinowy.
W dodatku kupił to wszystko sam, a ja nie musiałam nigdzie jeździć i nic załatwiać.
Cudowny Szczur!
Kochany Szczur!
21.01
W
piątek zaobserwowałam dwa maleńkie triopsy, które jednak od
poprzedniego dnia znacznie urosły. Poruszały się po dnie pojemnika i tuż
nad nim, podskakując.
Dzięki sprzętowi zakupionemu przez
Szczura udało mi się ustabilizować warunki panujące u triopsów. Po
południu wpuściłam kolejną grupę potencjalnych triopsów do akwarium.
Temperatura wynosi 26 stopni i nie zmieniła się od wielu godzin, więc
wreszcie odetchnęłam z ulgą.
22.01
Po wprowadzeniu w życie rad Marka dotyczących hodowania triopsa jest dużo lepiej. Zaczynam rozumieć, dlaczego bywa on nazywany Mistrzem (Marek, nie triops).
Triopsy przez cały czas mają stałą temperaturę, 26 stopni, zapewnianą
przez lampkę. Przed dolaniem wody najpierw ogrzewamy ją obok akwarium i
nie wlewamy tak dużo naraz.
W małym pojemniku jest jeden okazały
(4 mm?), ogoniasty triops i kilka małych. W akwarium już po jednej
dobie od wprowadzenia jajeczek zauważyłam dwa maluchy, teraz (kilka
godzin później) jest ich więcej. Jestem wniebowzięta.
3:23... Bezsenność.
23.01
Czuję, że stracę korepetycje z hiszpańskiego, a bardzo je lubiłam. Wszystko
przez to, że nie umiem się zmusić, żeby się kontaktować z dziewczyną,
która je prowadzi.
Było wszystko OK, dopóki miałyśmy od początku
ustaloną tę samą godzinę tego samego dnia każdego tygodnia. Pojawiałam
się po prostu na skype i tyle. Zawsze się stresowałam przed wchodzeniem
na skype, ale i tak wolę to niż korki twarzą w twarz, gdy pod wpływem
czyjegoś wzroku tracę całą inteligencję i dukam coś bez sensu. Ponieważ
bardzo lubię hiszpański, a lekcje wymagały skupienia na przysyłanych
materiałach, po lekcji zawsze czułam przypływ pozytywnych emocji.
Ulubione języki tak na mnie działają, uwielbiam je słyszeć.
W okresie świątecznym miałyśmy przerwę przez parę tygodni. Niestety z
powodu święta w Hiszpanii i dni, gdy jeżdżę do Szczura, parę lekcji
musiało wypaść. Potem ja napisałam maila, zbierając się do tego parę
godzin, by umówić się ponownie. Korepetytorka odpisała z propozycjami
godzin, ale ja nie potrafiłam się już ponownie zebrać, żeby odpisać.
Wlazłam na skype o podanych godzinach, ale ponieważ nie odpisałam,
oczywiście korepetytorki na skype nie było (nie wiem, na co liczyłam,
chyba na jakiegoś farta). Teraz musiałabym znowu napisać i powtórzyć
całą akcję, ale totalnie nie umiem się do tego zabrać. Czuję wręcz
fizyczny opór. Konieczność odpisywania dwa lub więcej razy obcej osobie
jest okropna. Mam też telefon, ale to już w ogóle masakra, dzwonić do
obcej osoby, w dodatku z Polski do Hiszpanii - no nie dam rady. Dzwonię
do biblioteki, czasem daję radę dzwonić do dentysty i do jakiegoś
sklepu, jeśli zawsze mówię to samo, te same formułki, ale tutaj odpada.
A tak lubiłam te korki i tak trudno mi było w ogóle napisać, by nawiązać kontakt na początku...
Po drodze wyniknął inny kłopot, z biblioteką.
Jadąc do
Szczura, wiedziałam, że mam książki do oddania i że przed wyjazdem nie
dam rady ich oddać. Planowałam, że zadzwonię i przedłużę termin
wypożyczenia. W zeszłym tygodniu nie potrafiłam się jednak zebrać, by
zadzwonić gdziekolwiek coś załatwiać, co dodatkowo wzmocnił problem z
pizzą. Myślałam jednak, że mam jeszcze czas do dzisiaj, ale dzisiaj się
okazało, że przeliczyłam się co do daty i już mi system nalicza karę.
Trzeba było się zmusić w ten pieprzony piątek. Wstyd!
Teraz ojciec będzie musiał podjechać do biblioteki. A wysyłać tatę w
miejsce, w którym dotąd nie był, żeby tam rozmawiał, to też kosmos.
24.01
Triopsy
przeniesione do akwarium (prawie) pełnego wody, z grzałką (25 stopni),
termometrem i lampką. Maluchy od razu zaczęły się gromadzić nad grzałką.
Ogoniasty po przebyciu choroby sierocej (pływanie w kółko tam i z
powrotem) uspokoił się i zaczął zwiedzać akwarium.
Ja pierwszy
raz zażyłam melatoninę. Cel na dziś: zasnąć o 2, a nie o 3 ani o 4.
Życzcie mi powodzenia, żeby mi serce nie waliło i żebym już nie miała
lęków w nocy, bo poprzednia była koszmarna. Poprzednie trzy w zasadzie.
Czułam się, jakbym wróciła do dzieciństwa.
A my ze Szczurem
przedyskutowaliśmy ostatnie konflikty i obejrzeliśmy w końcu razem
"Krainę lodu". I chyba pierwszy raz od tygodnia jest fajnie.
Właśnie zjadłam najprostszy możliwy obiad: ryż, paluszki rybne, ogórki i
pomidor. I był PRZE-PYSZ-NY, dużo bardziej niż wtedy, gdy się staram!
25.01
Wczoraj był fajny dzień. Wydaje mi się, że po melatoninie śpię lepiej niż wcześniej, przynajmniej nie wybudzam się.
Załatwiłam parę spraw: kupiłam maści, kupiłam książki, przygotowałam co nieco do pracy, kupiłam bilet, zrobiłam Szczurowi pranie. Zjadłam
bardzo prosty i smaczny obiad, byłam na spacerku, czytałam, a po
południu pojechaliśmy ze Szczurem odebrać mój nowy komputer. (Komputera,
jak każdego nowego sprzętu elektronicznego, innego niż wcześniejszy, póki
co się boję i dzisiaj nadal przeglądam net na szczurzym, a nowego nie
mam ochoty włączać, ale będę go powoli oswajać). Wysłałam dwie pocztówki
z postcrossingu. Wieczorem oglądaliśmy komedię pt. "Ted", która była
porąbana, ale i tak wolę oglądać przed snem porąbane komedie niż coś
trzymającego w napięciu. Cieszę się, że Szczur nie jest podobny do
głównego bohatera. Wczoraj lepiej się dogadywaliśmy niż w ostatnim
czasie, było miło. A triopsy mają się dobrze, rosną i dokazują w
akwarium.
Dzisiaj ranek był
niezbyt udany, Szczur się bardzo stresował przed pracą i źle się czuł,
ja nie umiałam się wykaraskać z łóżka. Ale teraz zamierzam mieć miły
dzień. Na początek mam ochotę robić zakładki z elementami origami, ale
nie mam chyba odpowiedniego papieru. Jedyny, jaki mam, to papier do
origami. Zobaczymy, co się z tego da zrobić.
Trzeba dzisiaj jeszcze przygotować co nieco do pracy, a później zastanowić się, czy jest
możliwe odebranie szczurów przed weekendem, by móc w sobotę jeszcze
razem zwiedzić jakieś nowe miejsce. Te wspólne wyjazdy w nowe miejsca
bardzo nam pomagają psychicznie. Ale tego się chyba nie da zrobić bez
dzwonienia, a na razie myśl o dzwonieniu gdziekolwiek jest mi niemiła.
Muszę zebrać się do kupy.
Z cyklu "Tajemnice szczurzego domostwa":
Dlaczego w szufladzie z ręcznikami kuchennymi jest... SKARPETA?
Z maila od przyjaciela:
Rzucisz okiem na ten tekst? Ty masz ciekawą właściwość - widzisz literówki tam, gdzie ja sprawdzałem i było "dobrze".
"Ciekawa właściwość", ale to brzmi!
Według japońskich legend, jeśli ktoś zrobi tysiąc papierowych żurawi,
spełni się jego życzenie. (Swoją drogą, stąd się wziął tytuł książki
Kawabaty - "Tysiąc żurawi").
Kiedyś czytałam też wersję, że
tysiąc żurawi wykonanych przez jedną osobę i podarowanych drugiej osobie
ma dać im wspólne szczęście.
Nie wiem, czy takie z krzywymi dziobami też się liczą, ale chciałabym móc dać Szczurowi tysiąc żurawi.

26.01
Szczur poszedł wczoraj spać o 20 i spał do rana, więc ja robiłam
origami, sprawdzałam tekst przyjaciela, zamawiałam pomoce do pracy,
umawiałam się na pocztówkę z Togo i przeglądałam net.
O 1 w nocy
Szczur się obudził i powiedział mi, że nie mamy transporterka dla
szczurów. Obecnie zastanawiam się nad wyprawą do sklepu i zakupem
transporterka (jeśli tego nie zrobię, będziemy mieli mniej wspólnego
czasu wieczorem, więc jest motywacja).
Pogoda jest prześliczna, wygrzebałam się z łoża wcześniej niż zwykle.
Niestety, wygląda na to, że kolejna przyjaciółka się na mnie obraziła.
Jak zwykle o to samo, czyli brak kontaktu. Przez tydzień nie odpisywałam
na wiadomości, nie chciałam rozmawiać przez telefon i nie odsłuchałam
wysłanych mi nagrań, co poskutkowało fochem. No nic, nie mam pomysłu, co
z tym zrobić. Poczekam, aż minie. Naprawdę nie potrafię ze wszystkimi
kontaktować się tak często, jak oni sobie tego życzą.
Takie oto szczurki dostanie jutro Daga!
27.01
Bardzo, bardzo lubię Dagę!!! Jest przemiła!
Postanowione: jeśli kiedyś będę się urządzać "na swoim", to będę miała przyprawy w takich ładnych pojemniczkach jak Dagmara!
28.01
Kierunek: Oporów.
Dlaczego w restauracji ludzie drą się i wrzeszczą podczas śmiechu, jakby brakowało im piątej klepki?
Jutro wyjeżdżam od Szczura... Nienawidzę stąd odjeżdżać.
Staram się to na razie hamować, ale jest mi przeraźliwie, przeraźliwie smutno.
Chciałabym chociaż móc się rozpłakać i płakać godzinę czy dwie, aż już
nie dam rady. Ale płakać też nie mogę, bo potem będą mnie bardzo bolały
głowa i oczy następnego dnia. Nie wiem, co zrobić z tymi emocjami.
29.01
No to czas wracać...