sobota, 24 listopada 2018

[64] Motyle 2018: Gość nie z tego świata


To było jak sen.

Obudziłam się i nagle uświadomiłam sobie, leżąc z zamkniętymi oczami, że jest pierwszy dzień wakacji. Jeszcze nie czułam autentycznej radości, bardziej zdumienie. Wciąż nie do końca do mnie docierało wszystko, co się z tym wiąże: że na dwa miesiące koniec ze znienawidzonym wczesnym wstawaniem, że mogę na razie zapomnieć o planowaniu pracy, że czekają na mnie podróże, przygody... Trochę się bałam, że gdy otworzę oczy, wszystko zniknie. Otworzyłam i wtedy zobaczyłam JĄ.

Przez dłuższą chwilę nie byłam pewna, na co patrzę. Bez okularów widzę tylko mgliste zarysy przedmiotów znajdujących się dookoła. Kiedy mój mózg nareszcie połączył w całość te niewyraźne plamy barw, nie potrafiłam  uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, bo rzeczywistość wydała mi się jeszcze bardziej nierealna niż przed otworzeniem oczu. Kilka razy pytałam Szczura, czy na pewno już nie śnię.

A jednak ONA istniała naprawdę. Gigantyczna, kolorowa ćma na białej poduszce trzymanej przez Szczura, który rozsiadł się w fotelu obok mojego łóżka...

Gość nie z tego świata.


Zanim kupiłam gąsienice Atków, sporo czytałam o ich hodowli, podziwiałam zdjęcia, oglądałam filmy na YouTube. Nic jednak nie było w stanie przygotować mnie na emocje, jakich doświadczyłam na widok mojej pierwszej pawicy atlas - to było jedno z silniejszych pozytywnych doznań w moim życiu, jakby mój mózg zalał ocean hormonów szczęścia. Mogę policzyć na palcach obu rąk wszystkie dotychczasowe sytuacje, w których poczułam coś podobnego. Myślę, że był to również najpiękniejszy, najszczęśliwszy mój dzień w tym roku.

Od dawna wiedziałam, że pawice atlas w swojej dorosłej postaci żyją kilka dni, nic nie jedząc i nie pijąc, ponieważ mają zredukowany aparat gębowy. Zaskoczyło mnie jednak, że ćma przeżyła niemal pełne dwa tygodnie. W tym czasie dała się poznać jako spokojne, majestatyczne stworzenie - dni spędzała prawie całkowicie nieruchomo, siedząc w jednym miejscu, pozwalała się brać na ręce, przenosić i fotografować do woli. Skrzydła otwierała tylko wtedy, gdy poczuła podmuch powietrza, nigdy jednak nie próbowała latać w dzień. Dopiero nocami ożywała, krążyła po przeznaczonym dla niej pokoju i codziennie składała po kilka niezaplemnionych, mocno przytwierdzonych do powierzchni jaj: a to na szybie, a to na ścianie, innym znowu razem na firance. Rano znajdowałam ją w różnych dziwnych, niekoniecznie bezpiecznych miejscach (na przykład tuż obok drzwi), więc zazwyczaj sadzałam ją na liściach roślin doniczkowych, żeby odpoczywała bezpiecznie. Po tygodniu straciła kawałeczek skrzydła, ale nie przeszkadzało jej to w dalszym lataniu. Słabła bardzo powoli, a zmarła dopiero po zniesieniu kilkudziesięciu jaj, ze znacznie "odchudzonym" odwłokiem.

Codziennie zaglądałam do pawicy, czasami również w nocy. Gdy w ciemności latała mi nad głową, szybko biło mi serce, jakby pod moją nieobecność do pokoju wpadł nietoperz albo ptak. Nie da się tego porównać do lotu polskich ciem. Jej oczy świeciły w ciemności, co potęgowało wrażenie niezwykłości tej sytuacji.

Zawsze rozczulały mnie odnóża tej wielkiej ćmy - jedyna jej część ciała, która przypominała mi, że to stworzenie było kiedyś dobrze mi znaną smoczą gąsienicą. Kiedy usiadła na jakiejś powierzchni, odczepienie jej stanowiło nie lada wyzwanie, podobnie jak parę miesięcy wcześniej odczepienie larwy. I tak samo silny pozostał chwyt jej odnóży na mojej ręce.

Równie mocno trzymała się życia.




 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz