sobota, 3 sierpnia 2019

[81] Tajemnica pewnego pudla


Jeżeli ktoś potrzebowałby przykładu na to, jak dziwne formy może przybrać okazywanie antypatii w szkole albo na czym polega podatność osoby ze spektrum na niewybredne żarty rówieśników, to mam dla Was nie lada gratkę.

Robiąc porządki w swoim dawnym pokoju, a obecnie składziku, gdzie miała stanąć nowa szafa materiałowa (Bestia zniszczyła poprzednią), dokopałam się do dwóch worów z maskotkami. Przeglądałam je z pewnym wzruszeniem, bo w czasach bzika na punkcie psów kolekcjonowałam pluszowe psy, każdemu z nich nadając imię i osobowość. Znalazłam też ukochaną fokę od chrzestnej, kota od kumpla z gimnazjum (ów kumpel nieco później okazał się gejem i na resztę życia otworzył mnie na osoby homoseksualne), stareńkiego delfinka i inne pluszaki. Przeznaczyłam do oddania dzieciom kuzyna dwie będące w najlepszym stanie maskotki: żabę i pudla, którego w ogóle nie pamiętałam. Przygotowałam też gigantycznego misia od byłego chłopaka do podróży samochodem, żeby posłużył innym dzieciom. Żabę i pudla zostawiłam mamie w kuchni.

Wieczorem mama przyszła do mnie z pytaniem, czy ja wiem, co kryje w sobie ten pudel i czy naprawdę chcę dać go dzieciom kuzyna. Powiedziałam ze zdziwieniem, że nie wiem. Co może skrywać pluszowy pies?

Okazało się, że jak pudla pociągnąć za głowę, to... jego szyja wydłuża się, ukazując nadprogramowy element przypominający męskie genitalia. Nie miałam o tym pojęcia. Nie oglądałam go aż tak dokładnie. Mamę natomiast zainteresowało, że jak na maskotkę jest on dziwnie twardy w dotyku, jakby w środku miał jakiś mechanizm, ale ani nie wydaje dźwięków, ani nie posiada pojemniczka na baterie.

Niestety nie pamiętam już na sto procent, kiedy dokładnie weszłam w posiadanie tego pudla. Mama przypomniała sobie tylko, że przyniosłam go kiedyś ze szkoły. Chciałabym też wiedzieć, kto mi go dał. Jestem pewna, że żaden z moich kumpli ani bliskich koleżanek, bo od nich ceniłam każdy prezent. Pamiętałabym jakieś rozmowy na ten temat albo wygłupy. Z bliską osobą śmialibyśmy się razem, gdyby celem prezentu miał był żart w pozytywnym znaczeniu tego słowa (mający mnie rozbawić). Jako wzrokowiec doskonale pamiętałabym też samego pluszaka, jak większość otrzymanych prezentów, ja natomiast w ogóle nie pamiętałam nawet samego pudla, a co dopiero podtekstu w nim ukrytego. Skoro szybko go schowałam bez żadnych emocji, to znaczy, że nie był dla mnie ważny - najwyraźniej dostałam go od kogoś obcego i uznałam, że jest strasznie kiczowaty. A skoro nie wiem, od kogo, prawdziwą intencją osoby obdarowującej musiał być żart, ale chamski.

Prawdopodobnie ktoś z klasy zrobił mi taki dowcip na mikołajki w liceum, chcąc się ze mnie wyśmiać, bo nic innego mi do głowy nie przychodzi. Choć w tamtym okresie nie doświadczałam przemocy ani otwartych konfliktów w szkole, miałam w niej tylko dwie bliskie osoby: przyjaciółkę i chłopaka. Nie było dla mnie tajemnicą, że kilka dziewczyn z klasy śmieje się ze mnie i mojej przyjaciółki z powodu naszej odmienności - raz dostałyśmy nieprzyjemny anonimowy liścik, innym razem neutralna koleżanka zdradziła nam, że obgadywano nas na imprezie. W tym wieku zupełnie się nie przejmowałam takimi rzeczami, miałam swój świat i swoje klocki. Mikołajki, jako jedyny dzień w roku, gdy w szkole dostawało się anonimowe prezenty od losowych rówieśników, mogły stanowić dla kogoś łatwą okazję do okazania swojej antypatii. Ja jednak nawet się nie zorientowałam w podwójnej naturze tego pluszaka.

Pudel był różowy, a ja przez długi czas nienawidziłam koloru różowego, więc zapewne szybko wrzuciłam go do szafy. Nie przyszłoby mi do głowy ciągnąć pluszaka za głowę, bo i po co? W dodatku zawsze bardzo słabo łapałam podteksty seksualne. Pamiętam, jak w gimnazjum koledzy z klasy mieli ubaw, gdy pod nieobecność nauczyciela narysowali na tablicy słynnego pieska Leszka (kreskówki o nim były wtedy na topie wśród chłopaków) obdarzonego sporym penisem, a ja nie rozumiałam, co w tym śmiesznego, bo przecież każdy samiec psa ma penisa. Z tego samego powodu nie mogłam pojąć, dlaczego nauczyciela tak rozdrażnił piesek Leszek.

Stereotypowy autysta z seriali: chcesz zrobić sobie z niego jaja, a on odkrywa twoje ukryte intencje po ponad dziesięciu latach.

Miałam ochotę podrążyć temat i spróbować się dowiedzieć, kto kupił pudla, dla czystej satysfakcji, bo nie lubię niedomkniętych historii. Przepytałam trzy osoby w moim wieku, które bliżej znam od ośmiu i więcej lat, na okoliczność znajomości z pluszakiem. Nikt go nigdy nie widział, co potwierdza hipotezę niechcianego prezentu mikołajkowego.

A pudel? Chyba po prostu się go pozbędę, bo nie znalazłam powodu, dla którego  byłoby warto go zatrzymać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz