piątek, 17 czerwca 2016

[ 1 ] Kosmate myśli


ALL I'VE EVER WANTED FROM THIS WORLD
IS TO LET ME BE ME.

(3 Doors Down)




Mogłam mieć dziesięć, maksymalnie jedenaście lat, gdy koleżanka z ławki - jedyna dziewczynka, która często i chętnie bawiła się ze mną na przerwach - podczas przejażdżki rowerem postanowiła "zahaczyć" o moje podwórko. A na tymże podwórku zastała mnie przycupniętą w skupieniu nad tekturowym pudłem po butach.
Pamiętam nienaturalną ciszę, jaka zapadła po mojej odpowiedzi na pytanie, co robię. Następnie koleżanka wyjątkowo szybko podjęła decyzję o powrocie do domu. ("Zapomniałam odrobić matematykę, tata się zdenerwuje i znowu da mi szlaban" czy coś w tym stylu). I odjechała.
Pamiętam też, że po pożegnaniu z koleżanką, nadal metodycznie wyjmując para po parze ślimaki z mojej hodowli i wymieniając liście na świeże, pierwszy raz uświadomiłam sobie antypatię innej osoby wobec tych cichych, pozornie flegmatycznych stworzeń. Jestem pewna, że ludzie z mojego otoczenia wiele razy okazywali niechęć wobec zwierząt, które mnie fascynowały, ale nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek wcześniej ją zarejestrowała. Nigdy mnie to nie obchodziło. Tamtego dnia pierwszy raz zastanowiłam się: dlaczego? 
Może to dlatego - myślałam - że winniczki nie mają tylu różnych wzorów na skorupkach, są takie duże i zostawiają dużo śluzu. Ale wstężyki? NIE DA SIĘ nie lubić wstężyków.

Teraz mam o kilkanaście lat więcej i o wiele większą wiedzę o ludziach, dlatego koleżanki z pracy nie mają pojęcia, że od tygodnia śpię w jednym pokoju z dorodną, kosmatą larwą niedźwiedziówki nożówki. Nie wiedzą też, że tym, co obecnie zajmuje najwięcej miejsca w moich myślach, nie są wpracowa dokumentacja (tę uzupełniałam na bieżąco) ani mistrzostwa Europy w piłce nożnej, ale trzy pytania: ile w danym dniu zjadła larwa, ile wydaliła i czy uda się jej dobrnąć do stadium poczwarki. Ani o tym, że przed wyjściem z domu muszę u larwy posprzątać, a od jej dalszych losów uzależniam swoje wakacyjne plany. Prawdę mówiąc, wie o niej tylko parę osób i uważam, że to wystarczy. Zwłaszcza, że Wojtkowi, bo takie imię nadał gąsienicy jej ojciec chrzestny, nie zależy na popularności.

Zasypiając, czasami słyszę, jak larwa niedźwiedziówki obgryza liście jabłoni, i mogę przysiąc, że z mojego punktu widzenia (a raczej słyszenia) jest to jeden z najprzyjemniejszych dźwięków na Ziemi.

***

W wieku kilku lat prowadziłam w małej bibliotece w mojej miejscowości mniej więcej takie dialogi z bibliotekarką - miłą, starszą panią z siwymi lokami na głowie:
- Chciałabym dzisiaj wypożyczyć sześć książek.
- Może być "Jacek, Wacek i Pankracek"?
- A o czym to jest?
- O przygodach trzech chłopców, którzy zaczynają chodzić do szkoły, o ich kolegach i koleżankach z klasy.
- Nie chcę książek o dzieciach, wolę o zwierzętach.
Z czasem przekonałam się, że książki o ludziach też są niczego sobie. Najpierw jednak w bibliotece musiało zabraknąć książek o zwierzętach.


Na tym blogu będę pisać czasem o ludziach, czasem o zwierzętach, a najczęściej o mojej dziwnej osobie i o tym, co jest dla mnie ważne.

2 komentarze:

  1. Jak wiesz, też jako dziecko zbierałum ślimaki. Ale nigdy nie trzymałum ich długo, zawsze je wypuszczałum jeszcze tego samego dnia. Za to do dzisiaj je ratuję, gdy wypełzną na chodnik. Wyjątek robię dla ślimaków nagich, ale tylko dlatego, że nie można ich złapać za muszlę.

    OdpowiedzUsuń