środa, 29 czerwca 2016

[ 4 ] Retrospekcja



Poniższy tekst, odratowany (razem z wieloma innymi plikami) przez Świetlika z dysku twardego mojego starego komputera, napisałam w wieku szesnastu lat:


Zdarza mi się uczucie tęsknoty za innym światem, gdzie mogłabym być w pełni sobą. Za światem lepszym niż ten na granicy snu i rzeczywistości. Lubię być wtedy blisko nieba. Wydaje mi się, że jestem bliżej tego, za czym tęsknię. Nieraz zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno nie pochodzę z jakiejś obcej planety. To by dużo wyjaśniało, może nawet mój dziwny charakter. Chyba jednak kosmici nie podmienili mnie przy urodzeniu, skoro jestem ponoć młodszą kopią [mojego kuzyna] Włóczykija.

Zawsze byłam inna. W zamierzchłych czasach ubóstwiałam dinozaury i posiadałam bogatą kolekcję samochodzików, która przyciągała stadko chłopców z okolicy. Najbardziej jednak lubiłam bawić się sama. Właściwie byłam samowystarczalnym dzieciakiem, do szczęścia potrzebowałam tylko żółtych nożyczek w kształcie osiołka, papieru, purpurowej narzuty na łóżko – i swojej wyobraźni. Ożywiałam wycinane zwierzątka, układałam jednorazowe historyjki, rysowałam komiksy na rulonach szorstkiego papieru, których dostarczała mi babcia. Drażniły mnie inne dzieci, które nie rozumiały mojego świata i nie umiały przyjąć do wiadomości, że pluszowy piesek, raz nazwany Mikusiem, pozostaje nim na zawsze. Najgorsze były odświętnie ubrane dziewczynki z minami dam, fanki lalek Barbie. Jedną w nagłym porywie irytacji wepchnęłam do kałuży przed kościołem. Pragnęłam zostać badaczem przyrody. Piaskownicę zmieniłam w ogródek, buszowałam w krzakach, łapałam żaby, hodowałam winniczki. W wieku czterech lat nauczyłam się czytać. Dwa lata później ślęczałam już nad „dorosłymi” pismami o psach, z których rozumiałam początkowo co drugie słowo, i rozpoznawałam większość ras. 

Początek edukacji w przedszkolu zapoczątkował okres niezrozumienia, samotności i strachu. Rysowanie tego, co wszyscy, robienie tego, co wszyscy, zakaz podrzucania do góry pluszaków i męczące przysłuchiwanie się, jak rówieśnicy literują czytanki o Ali i Asie, nie mogło mi się spodobać. W podstawówce niewiele się zmieniło. Nikt mnie nie lubił. Ja też nikogo nie lubiłam. Cieszyło mnie chorowanie, gdy mogłam do woli się naczytać i naoglądać anglojęzycznego Cartoon Network. Zaległości nadrabiałam hurtowo, bez najmniejszych problemów. Zostałam sklasyfikowana jako nadwrażliwy dzieciak, który nie potrafi nawiązywać kontaktów z rówieśnikami. Pewien lekarz nazwał mnie mimozą. Historia ogółem nieciekawa. 

C. też był sam. Nie interesowały go ani piłka nożna, ani marki samochodów. Jako ośmiolatek potrafił szyć i marzył o karierze projektanta mody. Bawił się lalkami i nie potrafił nawiązać kontaktu z przedstawicielami płci męskiej. Miał zbyt bujną wyobraźnię i opinię nieśmiałego, skrytego dzieciaka, który ciągle kłamie. Dogadaliśmy się od razu. Nie rozdzieliły nas starania Z. i dwuletnia separacja, narzucona przez mamę C. 

Łatwo nie było. Znowu zostałam sama, z dala od jedynego przyjaciela, jakiego miałam. A „gdy człowiek uświadamia sobie, że jest sam, wpada z reguły w panikę. I przerzuca się wtedy w drugą skrajność – wciska się we wszystkie możliwe kluby, drużyny, towarzystwa, zrzeszenia”. Ja wcisnęłam się w Olimpiadę Wiedzy Biblijnej. Tak poznałam Pytajnika. Dopiero w gimnazjum zrozumiałam, że nigdy nie będę normalna, i w pełni to zaakceptowałam. 

Gdybym miała streścić, na czym dziś polega moja nienormalność, potrzebowałabym co najmniej pięciu kartek A4, a i tak wypisałabym jedynie najważniejsze rzeczy. W gigantycznym skrócie: nie jestem ładna, nie jestem modna, nie przeszkadza mi to. Nienawidzę dyskotek, pizzy, kobiecych ciuchów, łażenia po sklepach z takowymi, butów na obcasie i licytowania się, czyj tusz do rzęs lepszy. Dobrze się uczę przy niewielkim wkładzie czasu i wysiłku, co jest tym bardziej niezwykłe, jeśli wziąć pod uwagę, że zwykle mam najniższą frekwencję w klasie, wyłączając wagarowiczów. W zamian jestem zupełnie nierozgarnięta, wybierając się gdziekolwiek (jeszcze mi się nie zdarzyło zabrać ze sobą wszystko, co zabrać powinnam), i nie posiadam za grosz orientacji w terenie. W ubiegłe wakacje przeczytałam czterdzieści cztery książki. Zdaniem niektórych, jestem nie tyle molem książkowym, co fanatyczną maniaczką. Ścianę nad łóżkiem zarezerwowałam dla obrazów Stephena Mackey, wyciętych z niemieckiego kalendarza, a ścianę nad łóżkiem dla plakatów z LOSTów. Podobno jedno powinno wykluczać drugie. Muzyka, której słucham, pewno też powinna się wykluczać. Lubię banalne i stare (naprawdę stare) gry komputerowe. Nigdy nie dorosnę, o czym świadczy kroczenie po krawężniku i rozmawianie z psami i kotami na ulicy. Większość pozwala mi się pogłaskać. Ludzie, prócz nielicznych wyjątków, służą mi głównie w celach obserwacyjnych. Czasami muszę być sama, zwłaszcza gdy wybieram się na polowanie. Żadnych C., włażących w obiektyw. Żadnych facetów w średnim wieku, gapiących się na mnie, gdy siedzę rozkraczona na krawężniku i próbuję uwiecznić sflaczałą piłkę w czyimś przydomowym ogródku. Nikogo, ot. Fotografować uwielbiam, nie przeszkadza mi ani kiepski aparat, ani prawdopodobny brak umiejętności. Moją największą pasją jest jednak łowienie absurdów. Wierzę, że absurdem jest wszystko, trzeba tylko spojrzeć z właściwej strony. Codziennie wypijam ze trzy termosy herbaty, na oko, bom nigdy nie liczyła. Mam prawie tysiąc widokówek, z czego połowę odziedziczonych po Włóczykiju. Kocham noc, niebo nocą, balkon nocą, nocną ciszę. I swoje okolice. Prawdopodobnie jestem jedyną nastolatką, która zamierza spędzić resztę życia w X. Nie przeszkadza mi nawet, że nadal potrafię się tu zgubić. Potrafię też zderzyć się ze znakiem drogowym, drzewem lub drzwiami. I pisać na klawiaturze z prędkością 387,9 znaków na minutę. I… Nie, wystarczy. 

Czasami żałuję, że nie urodziłam się piętnaście lat wcześniej. Miałabym wtedy jedną naprawdę-naprawdę-naprawdę bratnią duszę – Włóczykija. Włóczykija, który kolekcjonował widokówki i kamienie, składał origami, czytał przy obiedzie i wstawał o czwartej, żeby o wschodzie słońca już leżeć w szuwarach z aparatem (gorszym niż mój, i to znacznie) i czekać na ptaki. Jestem zdania, że urodziliśmy się na tej samej gwieździe, ale Włóczykij chciał przybyć pierwszy i lata świetlne zrobiły swoje.



Dlaczego publikuję to po tylu latach? Po pierwsze, po prostu dlatego, że nie chcę, aby zginęło; po drugie, uważam ten tekścik, napisany lata temu z myślą o zupełnie innym blogu, za ważny. W wieku dojrzewania ktoś powiedział mi, że każdy normalny nastolatek przynajmniej przez pewien czas, jeśli nie zawsze, czuje się inny niż wszyscy. Ja już w dzieciństwie zauważałam, że moje potrzeby i zainteresowania różnią się od potrzeb i zainteresowań innych dzieci, ale dopiero jako nastolatka zaczęłam sobie uświadamiać, że moje przeżycia i reakcje emocjonalne w różnych sytuacjach też nie są typowe. A zaczęłam to sobie uświadamiać, czytając książki dla nastolatek, rubryki z poradami psychologów w czasopismach dla młodzieży i blogi rówieśniczek w Internecie. Zdumiewało mnie to, co odkrywałam. Jako nastolatka podejmowałam pierwsze próby pisania o swoich stanach emocjonalnych i myślach, jak również tłumaczenia sobie niezrozumiałych zjawisk dotyczących mnie i ludzi. Spotkałam także - a może przede wszystkim - osoby, które bardzo dużo wniosły w moje życie, i nawiązałam pierwsze relacje oparte na szczerych rozmowach. Dlatego właśnie uważam ten okres za bardzo ważny w moim życiu.

Jednocześnie, czytając swoje wypociny z lat nastoletnich, uświadamiam sobie, jak wiele od tego czasu się wydarzyło. Chociaż istota mnie jest taka sama, a potrzeby i upodobania zmieniły się tylko nieznacznie (lubię pizzę, i to bardzo), w sposobie myślenia i postrzegania świata zaszły ogromne zmiany. Jestem też pod wrażeniem swojej autentycznej pewności siebie w wieku kilkunastu lat, gdy byłam przekonana o własnej nieomylności. Teraz, gdy z roku na rok coraz bardziej zdaję sobie sprawę, jak znikoma jest moja wiedza w porównaniu z tym, ile wiedzieć bym chciała, do pewności siebie bardzo mi daleko, a poczucie wyższości wyparowało gdzieś po drodze. Mimo wszystko nie śmieję się z dawnej siebie. Cieszę się, że właśnie taka byłam, bo chyba tylko dzięki temu udało mi się przetrwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz