środa, 22 czerwca 2016

[ 2 ] Dorośli

Nigdy nie chciałem być dorosły.
~ Peter Maffay, Nessaja



W ramach składania w całość układanki zwanej Rosomakiem, odgrzebałam stare opinie na mój temat z czasów, kiedy chodziłam do pierwszych klas szkoły podstawowej. I znalazłam tam m.in. następujące kąski:



Z opinii pedagoga szkolnego:

Rosomak przejawia zaburzenia emocjonalne, które wynikają z jej niedojrzałości emocjonalnej (emocje na poziomie 4-5-latka). Ma zaburzone poczucie bezpieczeństwa w sytuacjach bez matki i poza domem.

Szkoła jako środowisko jest odczuwane przez Rosomaka jako zagrożenie, dlatego coraz częściej zdarzają się jej ataki płaczu, histerii, złości zwlaszcza w sytuacjach, gdy nie ma w pobliżu wychowawczyni lub innej dorosłej osoby.

Dziecko zupełnie nie radzi sobie w kontaktach z rówieśnikami. Na jej pracach plastycznych nie ma ludzi, najczęściej są to psy lub inne zwierzęta.

(Tak nawiasem: zastanawia mnie, dlaczego nikt z dorosłych po prostu nie zapytał mnie wprost, dlaczego nie rysuję ludzi. A nie rysowałam ich świadomie, ponieważ wiedziałam, że zwierzęta rysuję znacznie lepiej. Poza tym w wieku siedmiu, ośmiu lat marzyłam o ilustrowaniu książek o zwierzętach.)

Mimo tego, iż Rosomak jest bardzo dobrą uczennicą, nie uczestniczy aktywnie w życiu swojej klasy, np. nie bierze udziału w przygotowaniu akademii, apelu (...).

Ta opinia jest dla mnie po latach najbardziej irytująca, przede wszystkim ze względu na podejście pedagoga do kontekstu sytuacji, w której mnie poznał, a mianowicie momentu, gdy nie porafiłam już znieść psychicznie trwającego od początku edukacji szkolnej zastraszania mnie przez innych uczniów. Irytuje mnie też - wyrażone w opinii z niemałą pewnością siebie - przekonanie, jakoby moje problemy wynikały z niedojrzałości emocjonalnej spowodowanej nadopiekunczością rodziców. Moje emocje nie zmieniły się przez całe życie - nadal odczuwam tak samo, zmieniły się jedynie, w wyniku pracy nad sobą, moje zachowania w obecności innych ludzi. Przede wszystkim, to, co w opiniach nazywano atakami płaczu czy reakcjami histerycznymi, miewam przez całe życie, tyle że od czasów gimnazjum umiem skutecznie to odraczać do powrotu do domu, a w wielu sytuacjach również w porę temu zapobiegać


Z opinii wychowawcy:

Rosomak nie potrafi opanować gniewu - głośno wyraża swe niezadowolenie - w sytuacjach szczególnie dlań niepewnych reaguje płaczem.

Nie zawsze przestrzega norm ustalonych w klasie, choć jednocześnie ma bardzo wyostrzone poczucie sprawiedliwości. Jej wypowiedzi ustne nie są zabarwione szczególnym ładunkiem emocjonalnym - podaje logiczne, rozwinięte zdania, dostrzega związki przyczynowo-skutkowe, lecz rzadko wyraża swój uczuciowy stosunek wobec opisywanych faktów. Rówieśnicy nie są dla niej równoprawnymi partnerami, traktuje ich dosyć władczo, narzuca swą wolę, nie znajduje porozumienia z innymi.

Wykazuje szczególnie opiekuńczy stosunek do zwierząt - potrafi ciekawie opowiadać o ich życiu, zwyczajach, wykazując przy tym sporą wiedzę.

W czasie wspólnych prac grupowych, ruchowych zabaw jest bierna, oczekuje ciągłej asekuracji i nie potrafi współdziałać.

Tę opinię dla odmiany uważam za najbardziej trafną.


Z opinii psychologa nr 1:

Wysoka inteligencja, (...) dezorganizacja psychiczna i somatyczna, zaburzenia emocjonalne znacznie nasilone. Nadwrażliwość emocjonalna, niski próg tolerancji na frustrację, reakcje histeryczne, brak koncentracji, stały niepokój, lęki, płaczliwość, domaganie się o stałe zainteresowanie. Słaba samokontrola zachowania.


Z opinii psychologa nr 2:

Obserwuję szybki rozwój i postęp stosowanych metod terapeutycznych. Dziewczynka chce i potrafi współpracować; zadziwia motywacją do współpracy, dojrzałością myślenia, bystrością i spostrzegawczością.

Pełna wątpliwości co do wartości własnej osoby. Jest dzieckiem pełnym niepokoju, bardzo bojaźliwa, ze skłonnością do roztrząsania i podsycania niepokoju. Silnie zaznaczona potrzeba uwagi i bycia akceptowaną przez otoczenie. Potrzebę zdobycia akceptacji utrudniają zachowania mające na celu kierowanie zachowaniem innych i narzucanie swojej woli.

Nie zauważam niewłaściwych postaw matki, która z łatwością podejmuje szeroki kontakt z dzieckiem, a równocześnie konsekwentnie wyznacza granice.


Obaj psycholodzy, z tego, co wiem, reprezentują obecnie nurt psychodynamiczny (moim zdaniem, ta informacja ma znaczenie).



Bezpośrednią przyczyną, dla której szkoła zaczęła wysyłać mnie do psychologów, było kilka sytuacji, gdy pod nieobecność wychowawcy, przebywając z innymi dziećmi bez nadzoru dorosłej osoby, wpadłam w panikę, ponieważ inni mi dokuczali - krzyczałam, płakałam, czasem reagowałam agresją. Zdarzyło mi się też nie lada ciężkie przewinienie polegające na tym, że gdy podczas przerwy mnie straszono, wpadłam bez pukania do pokoju pedagoga, wzywając pomocy, i nie chciałam opuścić pokoju, pomimo że pedagog był zajęty. Wielokrotnie mówiłam nauczycielom, że inni - zarówno z mojej klasy, jak i starsi - regularnie dokuczają mi, jednak to mnie było widać, a przede wszystkim słychać, nigdy ich. Starszych długo nie umiałam nawet rozpoznać, byli dla mnie wrogim tłumem bez twarzy, nie konkretnymi jednostkami. 

Gdy byłam już na studiach, spotkałam dzieci, które przypomniały mi moje dzieciństwo. Były to małe dzieci z zespołem Aspergera. Niestety, kilkanaście lat temu nikt w szkole nie rozmawiał ze mną tak, jak ja rozmawiałam z tymi dziećmi. Zwykle ktoś denerwował się na mnie za to, że ośmielałam się wyrażać własne zdanie, jeść po swojemu czy oczekiwać od nauczyciela nieco więcej uwagi niż inne dzieci, by na przykład poopowiadać mu o psach.

Dorośli nie potrafili ustalić, co należy ze mną zrobić. Pedagog szkolny doszukiwał się winy w postawach moich rodziców (ich rzekomej nadopiekuńczości), zalecał większą ilość obowiązków domowych i kontaktów z rówieśnikami poza szkołą. Rodziców wzywano do szkoły. Psycholog numer 1 doradzał leczenie psychiatryczne, na co moi rodzice nie zgodzili się. W moim odczuciu był niesympatyczny, wzbudzał też moją nieufność, ponieważ wyraźnie starał się znaleźć coś nie tak w mojej rodzinie, a ja byłam tego doskonale świadoma. Musiałam m.in. wypełniać kwestionariusze z pytaniami typu "Jaka jest największa wada twojej mamy / twojego taty", na które nie umiałam odpowiedzieć (rodzice zawsze dobrze traktowali mnie, siebie nawzajem i innych ludzi), pisałam więc m.in., że największą wadą taty jest palenie papierosów. Musiałam też rysować siebie i moją rodzinę jako zwierzęta. Pamiętam, że narysowałam siebie jako żółwia i powiedziałam, że chciałabym jak żółw móc schować się, kiedy tylko zechcę. Psycholog numer dwa podkreślił w wydanej opinii konieczność wspólnej pracy wszystkich dorosłych nad moim funkcjonowaniem i przez jakiś czas, jak sam ujął, "obejmował mnie opieką terapeutyczną" - pamiętam, że czasami czytał mi fajne bajki, poza tym nic szczególnego ten epizod w moje życie nie wniósł. Psycholog ten był sympatyczny i miło sie z nim rozmawiało, i to by było na tyle. 

NIKT z ww. dorosłych nie podjął żadnych działań wobec osób, które dokuczały mi w szkole, zwłaszcza wobec najbardziej sprytnych dokuczających, spokrewnionych z jedną z nauczycielek. NIKT nie zrobił też nic dla mojego jedynego przyjaciela, którego dręczono bardziej dotkliwie niż mnie. 



PS Swoją drogą, do dzisiaj uwielbiam ten fragment "Animaniaków", szczególnie dosłowne rozumowanie Wakko:



2 komentarze:

  1. > Psycholog numer 1 doradzał leczenie psychiatryczne, na co moi rodzice nie zgodzili się. W moim odczuciu był niesympatyczny, wzbudzał też moją nieufność, ponieważ wyraźnie starał się znaleźć coś nie tak w mojej rodzinie, a ja byłam tego doskonale świadoma. Musiałam m.in. wypełniać kwestionariusze z pytaniami typu "Jaka jest największa wada twojej mamy / twojego taty", na które nie umiałam odpowiedzieć (rodzice zawsze dobrze traktowali mnie, siebie nawzajem i innych ludzi), pisałam więc m.in., że największą wadą taty jest palenie papierosów.

    Obecnie dostrzegam całkiem sporo wad moich rodziców, zwłaszcza ojca. Jestem również świadomu, że popełnili mnóstwo błędów wychowawczych. Ale doszukiwanie się źródeł problemów dziecka w jego domu niezależnie od tego, co się dzieje poza tym domem, dowodzi: a) niekompetencji, b) oderwania od rzeczywistości spowodowanego wyznawaną ideologią / uprawianą pseudo-nauką, c) lenistwa, d) złej woli, e) dowolnej kombinacji a, b, c i d. Jeśli moi rodzice mogli w jakikolwiek sposób zaradzić moim problemom, to mogli to zrobić załatwiając mi edukację domową i izolując mnie od agresywnego, szkolnego tłumu, do którego zaliczali się również niektórzy nauczyciele.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem,że żaden z psychologów nie wpadł na to że może być ZA.

    OdpowiedzUsuń