niedziela, 30 grudnia 2018

[67] Motyle 2018: Z ćmami na dobre i na złe


Nadszedł czas na coroczną serię postów o minionym sezonie na motyle, składających się z moich notatek z hodowli. Ponieważ w ostatnich latach każdy kolejny sezon jest dla mnie piękniejszy i bogatszy, wspomnień do utrwalenia nie brakuje, a wybór tylko kilkunastu z kilkuset zdjęć to za każdym razem bardzo niewdzięczne zajęcie.

Tym razem planuję co najmniej cztery motyle posty, a zacząć postanowiłam od zaopiekowanych przeze mnie polskich ciem. Na razie celowo pomijam tegoroczne dwa pokolenia Safonidów (znamionówek starek) - relacja na ich temat pojawi się osobno. W tym roku spotkałam zarówno nowe gatunki ciem, jak i kilka starych znajomych, które próbowałam hodować jeszcze w czasach studiów, zanim zainteresowałam się motylami bardziej serio. Dzięki tym małym stworzeniom przeżyłam chwile zachwytu i ogromnej satysfakcji, ale jak zwykle nie brakowało też porażek - przegranych z pasożytami. Bywało wzruszająco, stąd nieco melodramatyczny tytuł.

Zapraszam do świata Ciem! :-)



Brudnica nieparka

04/27
Pierwsza larwa w tym roku!
Znalazłam ją na róży, ale na sto procent to nie błonkówka. Bór raczy wiedzieć, co to jest... Jest tycia, ale widać, że już teraz bardzo włochata.




04/30
Larwa je różę, załatwia się i póki co nie wykazuje żadnych ciekawych zachowań. Jest jeszcze bardzo, bardzo mała. Gatunku ustalić nie sposób, aczkolwiek zastanawiam się, czy to przypadkiem nie jest wykluty na wolności Safonid.

05/01
Mała gąsienica z róży je i jest tak samo tajemnicza, jak do tej pory.

05/02
Jest już nieco większa i zaczyna budzić we mnie chęć poznania tajemnicy, co to za gatunek. Niedługo będą foty.
Dzisiaj niewiele jadła, wieczorem siedziała na wieczku pojemnika.

05/04
Cały wczorajszy dzień spędziła na wieczku, nie jedząc. W nocy przeszła wylinkę. Znalazłam malutki kawałeczek włochatej skóry. Teraz gąsienica je. Nadal jest bardzo mała, ale widzę, że pewne szczegóły jej wyglądu zaczynają się zmieniać - z tyłu pojawiły się jej dwie pomarańczowe wypustki. Próbowałam robić foty, ale żadnych szczegółów na nich i tak nie widać, tych wypustek również. 

05/06
Bez zmian. Larwa je, dość zwinnie się porusza i w pewnym sensie przypomina mi hodowaną kiedyś brudnicę. Dzisiaj w ramach eksperymentu oprócz róży z ogrodu dałam jej też trochę dzikiej róży. Będę sprawdzać, czy je też inne rośliny. 

05/09
Przedwczoraj stwierdziłam, że eksperyment z dziką różą się powiódł - taką też je.

05/13
Z niecierpliwością czekam na kolejną wylinkę tej larwy, która póki co grzecznie je różę i rośnie. Im jest większa, tym bardziej przypomina mi brudnicę nieparkę, którą kiedyś hodowałam.

05/16
Dzisiaj miałam okazję obserwować ciekawy moment - kolejną wylinkę czarnej gąsienicy. Już od wczoraj siedziała ona na wieczku i nie jadła, ale dziś trafiłam w porze karmienia na ruchy charakterystyczne dla wylinki (spychanie z siebie skóry). Kilkadziesiąt minut później stara skóra leżała już obok, a moim oczom ukazała się głowa przypominająca pyszczek. A zatem miałam rację, że to brudnica. Nie wiem jeszcze, która. 




05/20
Je różę i rośnie. Porusza się szybko. 

05/24
Gąsienica brudnicy znowu zamierza zrzucać skórę. Siedzi na ściance z częściowo już obluzowanym "pyszczkiem", czyli skórą z głowy, co wygląda specyficznie. 

05/25
Jeszcze wczoraj siedziała na wieczku z obluzowaną skórą na głowie, dzisiaj zastałam ją już w nowej skórce i z wielkim pycholem. W weekend muszą być foty, po prostu muszą.
Karmię ją teraz dziką różą, żeby nie splądrować całej róży w ogrodzie mamy.

05/27
Bez zmian, choć mam wrażenie, że ona codziennie jest większa niż poprzedniego dnia. 




05/31
Jest ogromna i grzecznie je. 

06/02
Brudnica od dwóch dni siedzi na wieczku, znowu chce zrzucać skórę. Wygląda trochę śmiesznie, jakby miała dwie głowy. Dałam jej róży, ale nie ruszyła. 

06/03
Zrzuciła wczoraj skórę, ale nadal nie je, siedzi na ściance i zabiera się do robienia jakiegoś oprzędu - oby to była zapowiedź Wiadomo Czego. 

06/04
Brudnica jednak nie zrobiła jeszcze kokonu i postanowiła mnie zestresować. Opuściła oprzęd na ściance i przeniosła się na szmatkę, nadal nic nie jedząc. Na widok jedzenia reaguje wycofywaniem się, więc odpuściłam i czekam. 

06/06
Przesiaduje na wieczku, ale po włożeniu jej liści do pojemnika zeszła i zaczęła bardzo głośno chrupać.

06/10
Bez zmian - je i ani myśli się przepoczwarczać.  




06/13
Je. 

06/16
Brudnica dalej je i jest już niewiele mniejsza od mojego małego palca. To ogromny, żarłoczny stwór. 

06/22
Najprawdopodobniej będzie się przepoczwarczać! Siedzi na wieczku, a dookoła niej znajduje się biały oprzęd. Ta gąsienica towarzyszyła mi - uwaga, uwaga - od początku maja! To prawdziwa rekordzistka. 

06/25
Brudnica przez dwa dni siedziała w oprzędzie, dzisiaj jest poczwarką. Jako poczwarka ma bardzo ciemny kolor, prawie czarny. 

07/09

Wczoraj wydarzyło się coś niezwykłego. Zaczęło się od tego, że brudnica - moja pierwsza wyhodowana brudnica, ta, którą żywiłam przez 2 miesiące - wyszła z poczwarki! Okazało się, że to samica. Śliczna! Niestety, kiedy ją znalazłam, była zaklinowana w kokonie i nie potrafiła sama wyjść. Wyjmowałam ją ja, mechanicznie otwierając kokon. Czas spędzony w kokonie bez możliwości rozprostowania skrzydeł pozostawił swoje skutki - jej skrzydła są pogniecione, a jedno ze skrzydeł miała w kokonie wygięte do góry i tak już jej zostało. Latać raczej nigdy nie będzie.
Po wyjęciu samicy z kokonu początkowo ogarnęła mnie czarna rozpacz. Moja pierwsza brudnica - niesprawna... Upewniłam się, że żyje, i wtedy zobaczyłam, że wysuwa z odwłoka narząd odpowiedzialny za rozpylanie feromonów. Postanowiłam, że spróbuję mimo wszystko ją rozmnożyć.
Najpierw siedziałam przez godzinę na ławce, mając samicę obok siebie w pudełku na kawałku kory, nic to jednak nie dało. Przeczytałam w necie, że samce najchętniej zaplemniają samice siedzące na drzewie na wysokości 2 metrów. Zabrałam sznur od urwanego hamaka i przywiązałam nim do pnia brzozy kawałek kory z samicą, na wysokości mojej głowy, czyli mniej więcej 1,7 metra nad ziemią. Oddaliłam się, prawie pukając się w głowę, bo niespecjalnie wierzyłam, że to coś pomoże. Jakie było moje zdziwienie, gdy parę minut później, o wpół do dziewiątej, zobaczyłam, że przyleciał samiec!
Samiec i samica pozostawali złączeni przez kilka godzin. Przesiedziałam na dworze kolejną godzinę. Musiałam jednak zabrać ich do domu, bo zapadała już noc, a oni nie przerywali. Dopiero rano samiec był gotowy do odlotu. Samica zaczęła składać jaja. Są dla mnie niewidoczne gołym okiem, całe pokryte włosami z odwłoka samicy. Dokładnie tak jak tu:
https://bugguide.net/node/view/48071
Bardzo się cieszę, że pomimo niesprawnych skrzydeł samicy udało się tego doświadczyć. A jaja będę próbowała przezimować - zobaczymy, co z tego wyjdzie.
 





07/15
Jaja brudnicy po powrocie na wieś umieściłam w szopie. 


Niedźwiedziówki nożówki

04/30
Wczoraj na spacerze po najbliższym lesie znaleźliśmy ze Szczurem dwie niedźwiedziówki. Jedną wypatrzył na pokrzywie Szczur, drugą ja - na nieznanej nam z nazwy roślinie. Zabraliśmy je. Od razu podjęłam próbę przestawienia larw na inną roślinę, a mianowicie najzwyklejszy mniszek lekarski vel mlecz. Co najmniej jedna z larw zareagowała pozytywnie. Liście zostały w znacznym stopniu obgryzione.  

05/01
Niedźwiedziówki robią strajk głodowy. Wczoraj jedna przesiedziała cały dzień na wieczku, druga jadła. Dzisiaj już obie siedzą na wieczku. Czyżby wylinka była blisko?

05/02
Od rana obie siedziały na wieczku, przez cały dzień nie tknęły jedzenia. Wieczorem zastałam jedną z nich już po wylince, nadal siedzącą na wieczku obok drugiej. Mimo ciemności udało mi się zrobić (co prawda niezbyt udaną) fotkę smartfonem, która dobrze pokazuje kontrast pomiędzy gąsienicami przed i po tej wylince. W tle leży stara skóra. Większa z larw jest jeszcze nieco nastroszona i wymiętoszona niczym jakieś kosmate zwierzątko tuż po narodzinach. Posadziłam ją na liściach. 




05/04
W nocy druga niedźwiedziówka także przeszła wylinkę i dołączyła do pierwszej na liściach.

05/06
Bez zmian. Te larwy, jak zwykle bywa z przedstawicielkami ich gatunku, jedzą za dwóch.

05/13
Od piątku obie są już po wylince i pochłaniają ogromne ilości mlecza, aż rozlega się chrupanie.
Wczoraj dołączyłam do nich dwie niedźwiedziówki znalezione w lesie na pokrzywach. Te są jeszcze małe, o dwa instary mniejsze.





05/16
Bez zmian, cała kompania wcina aż miło. Przynosić im muszę dziennie ponad dziesięć sporych mleczy.

05/20
Jedna z małych niedźwiedziówek od wczoraj wisi na wieczku, a jedna z dużych dostała dzisiaj powera i zaczęła uganiać się po swoim mieszkanku tam i z powrotem. Mam nadzieję, że choć ona niebawem się przepoczwarczy, bo całe to towarzystwo zajada jak najęte. Musiałam dzisiaj zerwać mlecze na łąkach, bo nie ma ich już zbyt wiele w ogrodzie.




05/24
W ciągu ostatnich dwóch, trzech dni jadły wyraźnie mniej niż dotychczas. Musiałam wyrzucać niezjedzone liście. Oznaczało to, że jedna lub dwie gąsienice przygotowują się do wylinek lub przepoczwarczenia. Wczoraj dałam im dodatkowo pokrzywy, jednak nie została zjedzona.
Jedna z mniejszych larw spędziła niedzielę i poniedziałek na wieczku, we wtorek przeszła wylinkę i znowu je.
Dzisiaj (w środę - podkreślam, bo piszę to grubo po północy) przyłapałam dużą nożówkę na robieniu kokonu pomiędzy wieczkiem z materiału a ścianą pojemnika. Zostawiłam ją w spokoju.
Z pozostałymi gąsienicami zrobiłam sobie serię zdjęć, pozwalając im chodzić po moich rękach. Nigdy wcześniej nie robiłam sobie zdjęć z gąsienicami, a okazało się to bardzo przyjemne.

05/25
Duża niedźwiedziówka, która jako pierwsza zaczęła robić kokon, zrobiła go ostatecznie pomiędzy papierem toaletowym a liśćmi. To nie jest typowe dla nich zachowanie, więc podejrzewam, że moje ostrożne wyjmowanie pozostałych w ramach sesji zdjęciowej musiało mimo wszystko w jakiś sposób zakłócić jej spokój. Nic złego się jednak nie stało. Gdy będę pewna, że jest już poczwarką, poobcinam liście przytwierdzone do kokonu tak, żeby mogła bezpiecznie wyjść. Dzisiaj oglądałam kokon (są prześwitujące) i widziałam, że w środku jest jeszcze gąsienica.
Również dzisiaj druga duża niedźwiedziówka zaczęła robić kokon, na wieczku. Z kolei jedna z małych wlazła na wieczko niedaleko tamtej i siedzi tam do teraz. Z najwyższą ostrożnością wyjmowałam dzisiaj stare liście i wkładałam nowe dla tej jedynej, która aktualnie je. 

05/27
Druga ze starszych niedźwiedziówek zrobiła kokon, siedzi już w środku i czeka na przepoczwarczenie.
Mniejsza, która była na wieczku, zmieniła dzisiaj skórę.
Wczoraj Szczur wypatrzył w lesie jeszcze jedną niedźwiedziówkę, biegnącą skrajem lasu. Zabraliśmy ją. W związku z tym na etapie jedzenia i załatwiania się są u mnie jeszcze trzy larwy.

05/31
Od paru dni druga duża niedźwiedziówka znajduje się w kokonie zrobionym na wieczku. Wczoraj zauważyłam, że już się przepoczwarczyła, więc zostawiłam ją w domu razem z innymi poczwarkami, gdy pakowałam się na wyjazd.
Pozostałe trzy niedźwiedziówki, te młodsze, jedzą i mają się dobrze. 

06/03
Już dwie nie jedzą i siedzą na wieczku, po krótkim okresie biegania dookoła. Władowałam im jednak do ich lokum mnóstwo mlecza, na wypadek, gdyby się rozmyśliły i zeszły jeść jak ostatnio. 

06/04
Jedna wisi na szmatce robiącej za wieczko, dwie siedzą na liściach. Odchodów jest niemało, więc to jeszcze nie czas bezpośrednio przez przepoczwarczeniem, jednak jedzą znacznie mniej. Codziennie zostaje sporo mleczy. 

06/06
Ostatnie dwie niedźwiedziówki wlazły dziś pod papier toaletowy i siedzą tam razem, wśród oprzędu. 

06/10
Została ostatnia, która parę dni temu jednak się rozmyśliła, a dzisiaj biega po pojemniku i nie może się zdecydować, gdzie robić kokon. Dostała ode mnie jeszcze liść na pożegnanie. Reszta w kokonach.

06/12 
Niedźwiedziówka bardzo hałasuje, robiąc kokon. To takie dźwięki, jakby ktoś targał materiał.  

06/13
Ostatnia niedźwiedziówka już jest w kokonie, choć jeszcze nie przepoczwarczyła się. Wczoraj jeszcze wychodziła z kokonu, więc dzisiaj nawet paluszkiem nie tykam tego pojemnika, by przypadkiem nie zmieniła zdania. 

06/14
Niedźwiedziówka nadal nieprzepoczwarczona, choć w kokonie.  

06/22
Dzisiaj wypuściłam pierwszą dorosłą niedźwiedziówkę - samca, który opuścił kokon przedwczoraj. Niestety, wczoraj musiałam go przetrzymać w domu ze względu na gwałtowne zjawiska pogodowe. Przed wypuszczeniem zrobiłam jeszcze temu pięknemu stworkowi sesję zdjęciową. Niedźwiedziówki w dzień niewiele się ruszają i nie chcą latać, więc nie było to trudne.




06/26   
Wyszła z kokonu kolejna niedźwiedziówka, również samiec. Tradycyjnie zostawiłam go jeszcze u siebie, żeby pozwolić mu bezpiecznie wysuszyć skrzydła i go obfotografować. Zrobiłam mu nawet pamiątkowe zdjęcie porównawcze z attacusem. Bardzo ładny, duży osobnik, choć przy Atku wygląda jak drobinka.




06/27
Wypuściłam samca niedźwiedziówki, niestety tym razem bez zdjęć, bo wyjątkowo mu się spieszyło na wolność. W przeciwieństwie do swego opieszałego poprzednika, pomaszerował żwawo w liście - wyjątkowo żwawo jak na ten gatunek. Powstrzymywać go nie chciałam, żeby mnie nie zbryzgał kremową cieczą jak dzień wcześniej podczas sesji z attacusem.

07/02
Dzisiaj wyszła kolejna niedźwiedziówka. W przeciwieństwie do rusałek, które przepoczwarczyły się w tym samym czasie, dało się trzymać na ręce i fotografować. W zamian niedźwiedziówka pobawiła się w escape room - uciekła mi z pojemnika przykrytego szmatką, gdy wyszłam z pokoju, i po powrocie znalazłam ją na parapecie. To prawdziwy Houdini i takie też otrzyma imię.

07/03
Wypuściliśmy ze Szczurem w ogrodzie społecznościowym samca niedźwiedziówki oraz dwa admirały.

07/11
Wyszedł wczoraj z kokonu kolejny samiec niedźwiedziówki. Wypuściłam go dziś w lesie razem z samicą brudnicy.

07/15
Ostatnia niedźwiedziówka opuściła kokon. Samica! Chodziła jak nakręcona, więc trudno było nawet zrobić jej zdjęcia, a co dopiero mówić o próbie kontrolowanego rozmnożenia. Wypuściliśmy ją ze Szczurem w ogrodzie.




Namiotniki

05/13
Za radą Oli w piątek zabrałam do domu kilka namiotników znalezionych na drzewie obok piekarni, razem z gałązką i ich kokonem. Dzisiaj, w niedzielę, wymieniłam im gałąź na nową.
To przedziwne stworzenia! Żyją stadnie, w kokonach, które same robią. Raz byłam świadkiem, jak jedna z larw wychyliła się do połowy z kokonu, ugryzła kawałek liścia i tyłem wsunęła się z powrotem.





05/16
Ze względu na ich zwyczaje, są to podopieczni mało uciążliwi - przynoszę im liście rzadziej niż innym, bo raz na cztery dni. Co cztery dni zmieniam jednak liście i częściowo rozrywam ich kokon, zmuszając je do snucia nowego, ponieważ produkują mnóstwo odchodów jak na sześć gąsienic średniej wielkości. Dostawa liści była dzisiaj.
Wizualnie larwy nie zmieniły się.
Wśród starych liści z pojemnika namiotników namierzyłam długiego, zielonego miernikowca. Cóż było robić, podsadziłam go na liściu, a on wlazł z powrotem charakterystycznym miernikowcowatym krokiem..
.

05/20
Bez zmian. Dzisiaj wymieniłam im gałązki, więc niedługo rzucą się na nowe jedzonko. Niestety, zawieruszył się gdzieś miernikowiec, który z nimi mieszkał - nie udało mi się go dzisiaj znaleźć. W liściach do wyrzucenia na pewno go nie było, przejrzałam je dokładnie. Obawiam się, że zwiał, bo miernikowce są zdolne do wszystkiego.

05/24
U namiotników prawdziwa rewolucja! Nie zaglądałam do nich przez ostatnie dwa dni, dlatego mocno się zdziwiłam, gdy dziś zastałam je w małych kokonach wewnątrz namiotu. Wygląda to bardzo specyficznie. Małe kokony są prześliczne: śnieżnobiałe, nieco przejrzyste. Wszystkie stykają się ze sobą, jakby przytulone. Nie wszyscy jeszcze zrobili do końca swoje kokony. Jednocześnie przygotowania do tej akcji musiały trwać od paru dni, bo od poprzedniego sprzątania prawie nie ma przybyło odchodów.




05/25 
Kontrolowałam je wczoraj. Już wszystkie larwy są w osobnych kokonach i zaczęły się przepoczwarczać. Poczwarki są widoczne przez prześwitujące kokony - mają żółty kolor.

06/17
Stała się rzecz niewesoła...
Rano, gdy zaglądałam do namiotników, nic jeszcze nie zapowiadało katastrofy. Dopiero wieczorem odkryłam, że w ich pojemniku jest mnóstwo muszek, i pospiesznie odizolowałam go od pozostałych pojemników. Poszłam na dwór i tam otworzyłam pojemnik. Wyjęłam kokony, żeby je sfotografować - niestety były podziurawione, co nie pozostawiało wątpliwości, co im się przydarzyło. Muszek było za dużo, by je odławiać, więc wyniosłam to wszystko na pole i tam zostawiłam. Po powrocie pozabijałam jeszcze kilkoro uciekinierów siedzących na oknie i na szafce. Mam nadzieję, że żaden nie dostał się do innych larw.
Żal mi tych namiotników... Przyjemnie było obserwować ich nietypowe zachowania i bardzo chciałam zobaczyć, jakimi motylami się staną. Trzeba jednak przyznać, że spośród wszystkich moich motyli paradoksalnie to one były najbardziej narażone na pasożyty - ze względu na tworzenie przez nie "namiotów" musiałam podawać im pożywienie w postaci całych gałązek zamiast pojedynczych liści. Liście jestem w stanie dokładnie obejrzeć, ale wśród takich gałązek łatwo przeoczyć jakieś muszki. Możliwe też, że gąsienice nabawiły się muszek jeszcze na wolności - były już dość duże, gdy je zabrałam. 






Widłogonka siwica

07/23
Stało się coś niesamowitego!
Już od kilku dni powtarzałam Szczurowi, że zaraz po powrocie do Polski wyruszamy do lasu, bo brakuje mi gąsienic do hodowania. Dzisiaj pojechaliśmy i jakie było moje zdziwienie, gdy już na skraju lasu znalazłam zielonego miernikowca, a godzinę później na wierzbie nad punktem czerpania wody zauważyłam... widłogonkę! Widłogonkę! Jest cudna!!!




07/28
Minęły już cztery dni, odkąd mam w domu widłogonkę, drugą w swoim życiu. To szczególna gąsienica, która różni się od innych silnymi reakcjami na wszelkie bodźce związane z dotykiem lub zmianą położenia w przestrzeni. Każdy taki bodziec powoduje przyjmowanie postawy obronnej przez gąsienicę, czyli unoszenie przedniej i tylnej części ciała oraz wysuwanie czerwonych "widełek" z wypustków. Szczur mawia, że widłogonka ma zaburzenia lękowe.
Nie wiem, co spowodowało śmierć mojej pierwszej widłogonki, rok temu. Mogły to być drobnoustroje, ale nie mam pewności, czy nie doprowadziło do tego częste niepokojenie gąsienicy, która bardzo mi się podobała i w związku z tym była przeze mnie często oglądana. Obecnie staram się mieć z nią tak mało kontaktu, jak to tylko możliwe. Codziennie daję jej liście wierzby, przenoszę ją na nie bezdotykowo i zaglądam do niej maksymalnie dwa razy dziennie. Nie fotografuję jej zbyt często, nie dotykam, bo ona na najlżejszy ruch w swoim otoczeniu, nawet na mój oddech, natychmiast reaguje.
Jestem zadowolona, że gąsienica je i załatwia się, i czekam z niecierpliwością na kolejne stadia rozwojowe.

08/01
Cały wczorajszy i dzisiejszy dzień widłogonka spędziła, nie jedząc. Przygotowywała się do wylinki. Martwiło mnie trochę, że już od wczorajszego ranka zwisała z niej stara głowa, ale dziś nadal nie było postępów. Kiedy jednak wróciłam do domu o 21, widłuś był już w nowej skórze, a przed nim leżała stara. Jego barwy nieco się zmieniły, między innymi na głowie przybył mu różowy fałd. Pół godziny później, gdy zajrzałam do niego ostatni raz, by dać mu liście wierzby, jego skóra była już ciemniejsza. Stara skóra zniknęła, więc jest to pierwsza u mnie larwa, poza obcokrajowcami attacusami, która zjadła swoją skórę.




08/08
Widłogonka od paru dni, dokładnie od niedzieli 5 sierpnia, ma nieco inny wygląd pyszczka, pojawiły się takie fałdki wyglądające jak oczy. Pyszczek w niedzielę był różowy, obecnie jest brązowy. Widać też, że gąsienica urosła. Je wierzbę, dość głośno chrupiąc. 

08/16
Widłogonka umarła. Od czterech dni nie jadła i nie załatwiała się, dwa razy jakieś małe kawałki dziwnej masy z niej wypadły, nie wyglądające ani na odchody, ani na innego owada. Do wczoraj chodziła, ruszała się. Liczyłam, że to przedłużająca się wylinka. Wieczorem zastałam ją nieruchomą, wypadł z niej większy kawałek tej dziwnej masy - nie wiem, co to, może jaja jakiegoś pasożyta (?), bo wyglądała, jakby od pewnego miejsca nie było w niej już nic.
Bardzo się spłakałam, bo była niezwykła, od początku lipca miałam z dłużej żyjących gąsienic tylko ją i się przyzwyczaiłam. Jestem przyzwyczajona do pasożytów, ale to była już trzecia moja próba z widłogonką, a wszystko wydawało się układać dobrze. Odechciało mi się żyć na ten moment...
 

Narożnice zbrojówki

09/02
Dzisiaj podczas spaceru znalazłam na młodej brzozie około dwudziestu gąsienic narożnicy zbrojówki. Larwy zjadły już ponad połowę liści z drzewka; niektóre siedziały na ogołoconych gałązkach - jeszcze trochę i zabrakłoby jedzenia. Zabrałam połowę larw. Są już duże i tłuste, liczę na szybkie przepoczwarczenie. Zamierzam dawać im też inne rośliny.
Kiedyś już hodowałam narożnicę zbrojówkę, ale zwiała mi i już jej nigdy nie zobaczyłam. Ten gatunek zimuje w postaci poczwarek zakopanych w ziemi.





09/03
Narożnice jedzą jak szalone.

09/05
Larwy do dzisiaj jadły jak szalone, pozostawiając po sobie tylko gałązki pozbawione liści i stos odchodów. Ledwo nadążałam z karmieniem ich. Dziś po powrocie z pracy zastałam jednak dużo niezjedzonych liści. Parę larw próbowało wciskać się pod papierowy ręcznik, jakby chciało w nim drążyć korytarze.
Nasypałam do pojemnika ziemi ogrodowej i włożyłam do niej larwy. Choć do tej pory raczej spokojne i mało ruchliwe, narożnice nagle jakby oszalały, ledwo poczuły pod sobą ziemię. Zaczęły biegać, wić się, obmacywać pojemnik i włazić na siebie nawzajem.
Zanim o 19 wyszłam z domu, dwóch już nie było na powierzchni. Gdy wróciłam, wszystkie były zakopane i to tak skutecznie, że nic nie widać ani z wierzchu, ani przez przezroczyste ścianki.


Pojemnik z narożnicami obecnie zimuje w szopie.


Wieczernica szczawiówka

09/23  
Poszłam sobie na wieczorny spacer, z gatunku tych samotnych spacerów, które uwielbiam, i zupełnie nieoczekiwanie znalazłam na roślinie tuż przy drodze (chyba szczawiu) larwę wieczernicy szczawiówki. Przepiękna, duża już gąsienica z charakterystycznie wygiętą w dół głową, kolorowa! Poznałam gatunek od razu, bo już ją kiedyś wyhodowałam, choć tylko raz w życiu. Oby teraz był drugi raz. Jest kolejny powód, żeby doczekać wiosny!




09/25
Szczawiówka wczoraj nie dostała nowej porcji jedzenia, więc dziś dałam jej dwie rośliny żywicielskie: głóg i wierzbę. Z tego, co widzę, wcina już głóg. 

09/28
Zrobiła kokon pośród papieru toaletowego, którym wyłożone było dno pojemnika. 


Szewnica miętówka
 
09/25
Piętnastominutowy spacer po głóg dla wieczernicy zaowocował znalezieniem kolejnej gąsienicy. Szewnica miętówka szła sobie po mojej własnej ulicy! Zabrałam, dałam pokrzywy i mlecza, ale ona już chyba nie chce jeść. Siedzi z boku pojemnika.
Nie mogę uwierzyć, jak łaskawy w tym roku jest dla mnie Bóg Owadów! Od paru lat chciałam ponownie znaleźć szewnicę! To prześliczny Ciem.


09/27
Szewnica miętówka niestety nie przeżyła, znalazłam u niej poczwarkę muchy. Przeczuwałam, że coś jest nie tak, gdyż dziwnie się zachowywała - ani nie robiła kokonu, ani nie jadła, tylko siedziała na uboczu, mimo że na wylinkę była już za duża. Ta mucha nie zaskoczyła mnie więc.


Jaja brudnicy, poczwarki narożnic i wieczernicy spędzają zimę w szopie - na ewentualne efekty trzeba poczekać do wiosny. Niech przychodzi jak najszybciej!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz