piątek, 22 czerwca 2018

[58] Autotomia


Od kilku tygodni uczę się siebie od nowa.

Dowiedziałam się, między innymi, że granica pomiędzy podekscytowaniem a lękiem jest bardzo płynna, a tęsknotę można pomylić ze złością. Że potrafię być jak pies, który stoi przy bramie i patrzy, jak bliski mu człowiek oddala się - choć nic namacalnego, realnego nie zniewala mnie, nie potrafię po prostu odwrócić się i odejść, jak gdyby jakaś niewidzialna smycz napinała się coraz bardziej, im dłużej jestem daleko od drugiej osoby. Że marzę o scenariuszach nieosiągalnych w tym życiu i w tej rzeczywistości kulturowej, a już na pewno nie na dłużej niż chwilę.

Trudno jest w tym wieku definiować na nowo swoją tożsamość, szczególnie gdy trzeba do niej dodawać coraz to kolejne aspekty sprzyjające poczuciu wyobcowania. Już trzeci raz uczę się akceptować coś, co bardzo długo próbowałam wyprzeć, przekonując siebie, że nie do końca mnie to dotyczy. Uczę się, ale wciąż nie całkiem akceptuję, ponieważ zdaję sobie sprawę, że to kolejny mur pomiędzy mną a małym światem, w którym dorastałam. Jeszcze jeden sekret do udźwignięcia, jeszcze jeden punkt na liście faktów mogących mnie skreślać w oczach innych. Niekiedy tak bardzo się boję, że z całej siły pragnę ponownie odrzucić ten aspekt mojej osoby - jak część ciała, która naraża mnie na niebezpieczeństwo - ale on regeneruje się z zawrotną prędkością.

Patrzę na ludzi w wieku zbliżonym do mojego i wydają mi się oni tak mało skomplikowani w porównaniu ze mną... Mają mniej więcej tyle samo lat co ja, ale zdają się doskonale wiedzieć, kim są i dokąd zmierzają, a już na pewno nie kwestionują swojej tożsamości płciowej czy orientacji seksualnej. Znają samych siebie od lat. Tak bardzo im tego zazdroszczę...

Z pozoru nic się nie zmieniło. Spaceruję w długie, czerwcowe wieczory sennymi uliczkami mojej małej miejscowości, gdzie każdy detal dobrze znanych kątów przywołuje wspomnienia. Mijam ostatnie drewniane domy, które wciąż jeszcze istnieją, a czasem również ludzi znanych mi, odkąd pamiętam. Czy się to komuś podoba, czy nie, tu nadal starsi ludzie dokarmiają ptaki chlebem i wypuszczają czarny dym z komina, gdy biorą wielką kąpiel w przeddzień niedzielnej mszy świętej. Tu nadal sąsiedzi częstują siebie nawzajem nie tylko weselnymi kołaczami, ale także owocami ze swoich ogrodów. Jak dwadzieścia lat temu, gdy chodzę pomiędzy łąkami, spod stóp w najbardziej nieoczekiwanych momentach uskakują żaby. I prawdopodobnie nikt by nawet nie zauważył, że od niedawna regularnie rozklejam się, kiedy słyszę bażanty.

I tylko w środku wszystko jest inaczej.