niedziela, 29 listopada 2020

[109] Podsumowanie lata

 
Wyjątkowo trudno było mi w tym roku dochować tradycji i napisać podsumowanie lata. Słowa długo nie chciały układać się w zdania. 
 
Raczej nie będę oryginalna, jeśli napiszę, że minione lato było inne niż zwykle, ale nie mam na myśli tylko i wyłącznie pandemii. Szczerze mówiąc, tak trudnego okresu w życiu nie miałam od dobrych kilku lat. Zdarzało się, że samo dotrwanie do rana odczuwałam jako ogromny wysiłek. Mimo wszystko nie chcę rezygnować z pisania o tym czasie, może właśnie dlatego, że było tak ciężko. Nie mogę powiedzieć, że nic dobrego się w tym czasie nie działo - przeciwnie, nie brakowało też pięknych momentów. Nie chcę za kilka lat pamiętać tylko tego, co było złe.
 
 
1. Większość lata spędziłam w Norce i w rodzinnej miejscowości. Z bólem serca zrezygnowałam z wyjazdu w Tatry, ponieważ przerażała nas perspektywa większych niż zwykle tłumów na szlakach. Z jeszcze większym bólem serca przerwałam wyjazd nad morze, gdy poczułam, że to konieczne. Nie znaczy to, że całe lato przesiedziałam w czterech ścianach. Starałam się codziennie wyjść z domu i spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu.




2. Przetrwałam kryzys psychiczny. Nigdy nie zgadłabym, że coś takiego dopadnie mnie akurat latem, zwłaszcza że ostatni tak silny kryzys miałam na drugim roku studiów. Wakacje to dla mnie najbardziej wyczekiwane miesiące w roku, czas relaksu i bezstresowego życia dniem dzisiejszym. Niestety, przez pandemię i lockdown wszystko stanęło na głowie. Kryzys udaremnił wiele moich planów. W środku urlopu musiałam nagle wrócić do domu i zacząć się leczyć. Gnębiło mnie kilka silnych psychosomów naraz. Po paru miesiącach można uznać, że sytuacja została opanowana, choć we wrześniu bardzo dowaliło mi odejście Piesy. 
 
3. Pożegnałam się z Piesą. Odeszła pod sam koniec lata, we wrześniu, który moim zdaniem już się do lata nie zalicza (podział meteorologiczny jest mi najbliższy), ale to w wakacje robiłam z nią różne rzeczy po raz ostatni. Ostatni raz ją kąpałam, ostatni raz byłam z nią na spacerze poza ogrodem (na tym spacerze było już wyraźnie widać, że nie daje rady), towarzyszyła mi przy leżaku... Może największym plusem tego, że częściej i dłużej niż zwykle byłam w domu, było właśnie spędzenie z nią tego czasu. Ciągle boli mnie jej śmierć, ale staram się pamiętać, że Piesa przeżyła ponad szesnaście szczęśliwych lat i nawet z ostatnich tygodni udało się jeszcze wycisnąć dobre chwile.
 
4. Przekonałam się, na kogo mogę liczyć, zgodnie z przysłowiem, że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. Szczur był dla mnie ogromnym oparciem. Wiem, że to lato i jemu przysporzyło trosk, bo często występował w roli opiekuna, a nie równorzędnego partnera. Całe szczęście, że był przy mnie. Jestem także wdzięczna rodzicom i przyjaciołom, którzy w najgorszych momentach rozmawiali ze mną nawet w środku nocy. No i lekarzowi.
 
5. Tegoroczne lato obfitowało w komary. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widywałam je w takich ilościach, ale z pewnością dawniej niż cztery lata temu. Aż przypomniały mi się niektóre lata dzieciństwa, gdy po otworzeniu okien wlatywało ich do pokoju kilkadziesiąt. Zużyłam co najmniej dwa razy więcej środków na komary niż rok temu.
 
6. Kupiłam rower. Myślę, że to jedno z najważniejszych wydarzeń tego lata, pomimo że na razie nie miałam wielu okazji, żeby pojeździć. Rower tymczasowo został w Norze, bo nie zmieścił się do samochodu pełnego bagaży. Pokładam w nim spore nadzieje, najpierw jednak muszę... ponownie nauczyć się jeździć. Od lat nie siedziałam na rowerze, a ponieważ jestem mniej sprawna niż kiedyś, muszę nauczyć się trochę inaczej rozkładać ciężar ciała.
 
7. Wynagrodziłam sobie na całego czas, gdy nie miałam styczności z lasem. Właściwie co parę dni wybieraliśmy się ze Szczurem na spacer po jakimś lesie, czasem nawet dwa dni z rzędu. Chodziliśmy po czterech różnych lasach. W samym tylko Kampinosie, który uwielbiam, byliśmy pięć razy! 
 
8. Na spacerach spotkałam więcej dzikich zwierząt niż jakiegokolwiek innego lata. (Pisałam już o nich tutaj.)
 
 


9. Często bywałam w ogrodzie społecznościowym. Wypuszczałam tam motyle, zbierałam jabłka, wyrzucałam odpady na kompost, relaksowałam się, a nawet grałam w RPG. 

10. Pojechałam do ogrodu botanicznego i nad najbliższe jezioro.

11. W tegorocznym sezonie na gąsienice mieszkali ze mną przedstawiciele aż 22 (!!!) gatunków motyli. Wyhodowałam dorosłe owady z 13 gatunków (11 od gąsienic, 3 od poczwarek - tak, to nie błąd), 2 gatunki rozmnożyłam, a 5 próbuję przezimować. Spasożytowanych gąsienic też znalazłam dużo, w tym niestety 4 z gatunków, których nie spotkałam nigdy wcześniej ani później.
 
12. Pierwszy raz rozmnożyłam niedźwiedziówki nożówki. Byłam w szoku, gdy samiec i samica wyszli z kokonów w ciągu jednej doby, a niedługo później w jeszcze większym, bo udało się je skłonić do zbliżenia. Wyjście kilkuset małych niedźwiedziówek pobiło jednak wszystko.
 
13. Spotkałam świetliki, co nigdy dotąd mi się nie zdarzyło. 
 
14. Po raz pierwszy udało mi się zaobserwować nietoperze. I to nie raz, a cztery czy pięć razy! Okazało się, że o takie spotkanie nietrudno i w Kampinosie, i w Najbliższym Lesie, a nawet w rozległym parku obok szczurzego osiedla. Wystarczy częściej wybierać się na spacery tuż przed zachodem słońca.
 
15. Spędziłam kilka godzin na plaży w ulubionej miejscowości nad morzem, z dala od tłumów. Bardzo żałuję, że nie mogłam zostać tam dłużej i zobaczyć morza więcej razy. Staram się jednak cieszyć tym, że te dwie wycieczki na plażę były mi dane, bo wiem, że nie wszyscy w tym roku mogli sobie pozwolić na wyjazdy. Dzięki ładnej pogodzie udało mi się zamoczyć nogi, pochodzić boso brzegiem morza i pozbierać jego dary. 
 
 


16. Pierwszy raz w życiu byłam na strzelnicy i podobno nieźle mi poszło. Możliwe, że stanę się stałym bywalcem tego miejsca, bo uznałam, że strzelanie do celu jest bardzo wyciszającym zajęciem. 
 
17. Zwiedziłam wystawę stałą i wystawę czasową "Piąta strona Mazowsza" w Muzeum Sportu i Turystyki.
 
18. W ramach corocznego najazdu na ulubiony warszawski sklep z planszówkami moja szafa wzbogaciła się o nowe gry. Szczur kupił również podręcznik do RPG w świecie Warhammera i karty tarota. Wydaliśmy tam dużo więcej niż zazwyczaj wydajemy w innych sklepach.
 
19. Oddałam głos w wyborach prezydenckich. Wyjątkowo zrobiłam to w ostatniej chwili, niedługo przed dwudziestą pierwszą. Nie chcę poruszać na blogu kwestii politycznych, ale polityka nie jest mi obojętna, dlatego staram się chodzić na wybory. 
 
20. Odwiedziłam ze Szczurem Piotra. Razem wybraliśmy się do Żyrardowa i do Teresina pooglądać opuszczone budynki. 
 
21. Udało się nam też dwa razy wybrać do Kampinosu wspólnie z Asią, Tomaszem i Mistrzem Zen.
 
22. Byłam w Parku Miniatur Województwa Mazowieckiego.
 
23. Uczestniczyłam w kolizji drogowej. Pewnego razu w drodze z Kampinosu, gdy Szczur musiał nagle zahamować przez rowerzystkę, inny samochód wjechał w tył szczurzego wozu. Całe szczęście nikomu nic się nie stało, ale sytuacja i tak była stresująca. Ponieważ auto Szczura jest dość wytrzymałe, w jego przypadku skończyło się na kilku otarciach na zderzaku. Drugi samochód miał mocno pokiereszowaną maskę. 
 
24. Spotkałam się z dwójką starych znajomych, których poznałam w czasach licealnych przez Internet. Tym razem wybraliśmy się do Śląskiego Ogrodu Zoologicznego. 
 
25. Wyhodowałam bardzo długie strąki fasoli. Co prawda to nieco oszukany punkt, bo przez większość lata dbali o moją fasolę rodzice. Ja ją tylko zasiałam, jeszcze przed urlopem. Wszyscy jednak mówili o niej, że to moja fasola. Po moim powrocie fotografowaliśmy się ze strąkami, żeby móc pochwalić się nimi znajomym. 
 
 


26. Zaobserwowałam kilka Perseidów. Co najmniej osiem, a jeśli mniejsze błyski też były meteorami, to dziesięć. Wypatrywaliśmy ich ze Szczurem z leżaków w ogrodzie, w noc poprzedzającą maksimum roju. Pogoda w połowie sierpnia dopisała - mieliśmy ciepłą, pogodną noc, idealną do patrzenia w niebo.
 
27. Niestety, nie udało mi się zaobserwować komety Neowise. W dniach, kiedy miała być najlepiej widoczna gołym okiem, ciągle coś nam przeszkadzało. Pewnej bezchmurnej nocy próbowaliśmy znaleźć ją na niebie, ale patrzyliśmy w złą stronę. Innym razem chcieliśmy wybrać się na bunkry i odkryliśmy, że ktoś kupił ten teren i go ogrodził. W pozostałe noce albo byliśmy w mieście, albo niebo zakrywały chmury, albo znowu byliśmy w mieście. 
 
28. Przespacerowałam się w środku nocy po cmentarzu, czego nigdy jeszcze nie zrobiłam. Zupełnie przypadkowo trafiliśmy na cmentarz - nie umieliśmy znaleźć komety, mijaliśmy bramę i zwróciłam uwagę, że jest otwarta. Weszliśmy i w spokojnym tempie, przyglądając się grobom, obeszliśmy część terenu.
 
29. Zwiedziłam kolejny obiekt ze Szlaku Zabytków Techniki: szyb "Prezydent" w Chorzowie.
 
30. Ja i Szczur spotkaliśmy się z Arkiem i poznaliśmy jego rodzinę. Arek bardzo nam pomógł, kiedy dopadł mnie wspomniany już kryzys. Szkoda, że nie udało się nam spędzić razem więcej czasu.
 
31. Kilka razy odwiedziłam ze Szczurem jego rodziców. Świętowaliśmy też u nich urodziny Szczura. Nigdy wcześniej tak się nie złożyło, bo zwykle co najmniej dwoje z nas było w tym czasie na jakimś wyjeździe.
 
32. Pooglądałam sobie wynalazki Leonarda da Vinci. A konkretnie ich repliki na interaktywnej wystawie "Machiny Leonarda da Vinci" w Gliwicach. 
 
33. Po dłuższej przerwie odwiedziłam ciocię i kuzynkę. Nie widziałam ich w realu przez pół roku!
 
 

 
34. Zaczęłam grać w opowiadane RPG. Jako nastolatka grywałam z przyjaciółkami z netu, ale nie byłam w tym dobra. Teraz też nie jestem, więc sama nie wiem, czy powinnam kontynuować grę. Wiem tyle, że Szczur jako Mistrz Gry mi imponuje i lubię go poznawać od tej strony.
 
35. Uczyłam się wróżyć z kart tarota. Coś trzeba robić w deszczowe wieczory.
 
36. Wzięłam udział w międzynarodowej akcji liczenia motyli. 
 
37. Jechałam windą z Anitą Włodarczyk. Jeszcze mi się nie zdarzyło niespodziewanie spotkać znanego sportowca.
 
38. Wygrałam płytę w konkursie internetowym. Zdziwiło mnie to nie lada, bo minęły wieki, odkąd coś gdzieś wygrałam (ostatni raz darmowe wejściówki do kina na czwartym roku studiów).
 
39. O mały włos nie zgubiłam swojego aparatu. Powiesiłam go na szlabanie w Kampinosie, przebierając się, i przypomniałam sobie o nim dopiero jakiś kilometr później. Następnie przeżyłam kilka minut grozy. Miałam ogromne szczęście, ponieważ aparatu w międzyczasie nikt nie zabrał. Wisiał cały i zdrowy tam, gdzie go zostawiłam.
 
40. Inna przygoda przydarzyła mi się na spacerze po szczurzej okolicy. Przechodziliśmy sobie nad fosą, gdy nagle z wysoka, zza gałęzi drzew znienacka wyleciał w naszą stronę duży, okrągły obiekt. W pierwszej chwili przemknęło mi przez głowę: "Orzech kokosowy!". Była to jednak zwykła piłka do piłki nożnej, którą ktoś wykopał na dużą odległość z pobliskiego stadionu. Odruchowo cofnęliśmy się, a piłka wpadła do fosy. Po chwili pojawił się jeden z piłkarzy, obficie przeklinając na widok zguby w wodzie. Sytuacja nie była jednak tak zła, jak się początkowo wydawało. Woda szybko zniosła piłkę w stronę brzegu. 
 
41. Dokonałam niemożliwego: umówiłam Szczura do dentysty na ten sam dzień, właściwie na cito. Biedak miał zapalenie miazgi, więc trudno mu czegokolwiek zazdrościć. A jednak trochę mu zazdrościłam - farta. Gdy kilka lat temu sama miałam zapalenie miazgi, zwijałam się z bólu przez dwa zbyt długie dni, nim doczekałam się wizyty. Tym razem los wyjątkowo nam sprzyjał. Na chwilę przed moim telefonem odwołał wizytę pacjent umówiony za kilka godzin!

42. Zaczęłam stosować maseczkę. Trochę śmiesznie to brzmi, bo obecnie maseczki kojarzą się wszystkim jednoznacznie, a ja mam tu na myśli kosmetyk z węgla aktywnego. Cera chyba faktycznie trochę mi się wygładziła, ale najbardziej podobała mi się mina Szczura, gdy zobaczył mnie z czarną twarzą.
 
43. Skończyłam ze słuchaniem podcastów true crime. Przynajmniej na jakiś czas. Stwierdziłam, że obecnie nie wpływają dobrze na moje samopoczucie.

44. Pod koniec sierpnia przyłapałam bele słomy na polach w mojej miejscowości i zrobiłam im sesję zdjęciową. W poprzednich latach mi się nie udawało, bo w porze żniw zazwyczaj przebywałam poza domem.
 
 

 
45. Zaoszczędziłam sporo pieniędzy, które planowałam wydać w wakacje. Głównie na wyjazdach i na pamiątkach. 
 
46. Z czytaniem było kiepsko. W wakacje zazwyczaj czytam mało książek, ale wśród nich pojawiają się te najbardziej wymagające intelektualnie, na przykład grube biografie w języku angielskim. Tym razem napoczęłam prawie dziesięć książek, ale większości nie skończyłam, co jest dla mnie typowe w okresach trudnych psychicznie. Najbardziej zaskoczyło mnie drugie podejście do Petera Wohllebena: po "Duchowym życiu zwierząt" zaczęłam lubić tego autora. Poza tym kibicowałam Scarlett i Rhettowi, którzy są genialnie napisani.
 
47. Obejrzałam kilka filmów (m. in. "Paul", "Księga Henry'ego", "Turbo", dwie części "Kung Fu Pandy", "Bakemono no Ko", "Green Book").
 
48. Odbębniłam kolejną wizytę u dentysty.
 
49. Wytropiłam w Norze pleśniaczka, który był na dobrej drodze do wynalezienia koła. Można go zobaczyć na ostatnim zdjęciu. Tym razem Obcy zadomowił się w chlebaku, gdzie przez kilka miesięcy nikt nie zaglądał. W poprzednim życiu pleśniaczek prawdopodobnie był chlebkiem z owocami.
 
50. Najważniejsze: przeżyłam.
 
 

 

sobota, 21 listopada 2020

[108] Motyle 2020: Miłe spotkania

 
Oprócz gąsienic, których szukam w celu dłuższej obserwacji, na co dzień zwracam też uwagę na spotykane dorosłe owady. Staram się być uważna na spacerach, a gdy do pokoju wpada ciekawa ćma, łapię ją i przed wyniesieniem na dwór staram się zrobić jej zdjęcie. Niestety, nagminnie zapominam o identyfikowaniu zaobserwowanych motyli - jakoś zawsze brakuje czasu, a później samo wylatuje mi to z głowy. 
 
Tego lata było inaczej. Korzystając z kilku dni resetu po nadmorskiej załamce, przysiadłam nad różnymi zdjęciami ciem i motyli, które spotkałam w tym roku. Wygrzebałam też kilka fotek niezidentyfikowanych motyli jeszcze z poprzedniego roku. Poprzeglądałam bazę, książkę, skonsultowałam co nieco z Markiem... i oto efekty.
 
 
Acrobasis advenella
Przede wszystkim wiem już, jak się nazywa małe stworzonko, które zwijało w tutki liście jarzębu! Polskiej nazwy chyba nie ma, ale znalazłam łacińską. A udało mi się ją zidentyfikować dlatego, że wyhodowałam ciemkę z tej gąsienicy.
 

 
Carterocephalus silvicola - Kosternik leśniak
Zaobserwowany 6 czerwca w Najbliższym Lesie.
 

 
Ptycholoma lecheana
Spotkałam ją 27 maja na spacerze po liście.
Ciekawe, skąd pochodzi słowo "lecheana", bo mnie się kojarzy z hiszpańskim "leche" - "mleko". Na skrzydełkach ćma faktycznie ma takie wzory, jakby ktoś malował palcem zanurzonym w mleku.
 

 
Harpella forficella
Malutka ciemka zaobserwowana w weekend nad morzem. Przyleciała sama i rozsiadła się na moich pojemnikach z gąsienicami.
 

 
Miltochrista miniata - Łada różowica
Należy do niedźwiedziówkowatych. Młode gąsienice żywią się porostami, a po przezimowaniu jedzą też liście. Podobno ten gatunek lubi tereny podmokłe i to by się zgadzało, bo ćma odwiedziła mnie w Karwieńskich Błotach.
 

 
Bena bicolorana
Zaobserwowana w Warszawie 19 lipca. Wleciała do Nory przez okno.
 

 
Mamestra brassicae - Piętnówka kapustnica
Dość duża ćma, zaobserwowana w Warszawie 26 lipca. Wleciała przez okno do Nory.
 

 
Cerapteryx graminis - Kosiczka łąkowa
Jeszcze z zeszłych wakacji. 28 lipca 2019 r. wleciała mi do pokoju w Zakopanem.
 

 
Xanthia ocellaris
Też z zeszłego roku, zauważona na spacerze 23 września.
 

sobota, 14 listopada 2020

[107] Motyle 2020: Ćmy (cz. I)

 
O 2020 roku można rozmawiać godzinami i powiedzieć niewiele dobrego. A jednak dobre rzeczy też się zdarzają, choć bez wątpienia trzeba bardziej wytężać wzrok, żeby je zauważyć. 
 
Kiedy już nadszedł czas na coroczne podsumowanie sezonu na motyle, nie umiem się zdecydować, w jakiej kolejności pisać o tegorocznych podopiecznych, bo... było ich tak dużo. Wczesną wiosną przeraziło mnie zamknięcie lasów i zupełnie serio martwiłam się, czy w nowych okolicznościach uda mi się znaleźć cokolwiek. Tymczasem stało się wręcz odwrotnie! Im cieplej robiło się na zewnątrz, tym więcej gąsienic znajdowałam - nie tylko w otwartych na nowo lasach, ale dosłownie wszędzie. W najmniej spodziewanych momentach.

Wśród tegorocznych motylowych obserwacji będą więc historie owadów przezimowanych i nieprzezimowanych, znalezionych poczwarek, pojawiających się znienacka gąsienic i ciem, pasożytów, randek owocnych i nieudanych... szczęściarzy i pechowców.

Zaczynamy!

 

Przegibka (Orthosia miniosa)

03/31 
Wyszedł pierwszy mój polski motyl w tym roku: ćma Orthosia miniosa. Tylko na jednej stronie znalazłam jej polską nazwę: przegibka. Dorosłe orthosie latają tylko w marcu i kwietniu.
Stworzonko jest tak malutkie, że trudno zrobić mu wyraźne zdjęcie tym sprzętem, który mam, w kiepskim domowym oświetleniu. Wygląda na to, że dopiero suszy skrzydła. Ale to maleństwo samo wygrzebało się z ziemi, gdzie było zakopane od zeszłej wiosny. A jaki ma futrzany kołnierzyk!
Prawdziwa dama w futerku.
 
 



04/01  
Wypuściłam orthosię na dębie. Jej skrzydła nie rozprostowały się należycie - może miała trudności z wygrzebaniem się z ziemi - ale w nocy sporo się ruszała. Myślę, że sobie poradzi. Ledwo ją wypuściłam, schowała się po spodniej stronie gałązki.



Pawica grabówka

04/19 
Dzisiaj zjadłam drugie śniadanie w towarzystwie dwóch przystojnych kawalerów. Z poczwarek wyszły dwie pawice grabówki!
Cztery dni temu przeniosłam kokony pawicy grabówki z szopy do domu, ponieważ po piętnastym kwietnia mogą już wychodzić motyle. Od razu pierwszego wieczoru słyszałam szmery w dwóch kokonach i widziałam, że się ruszają.
Wczoraj rano udało mi się przyłapać pierwszego delikwenta chwilę po wyjściu. Chodził po pojemniku i pompował skrzydła. Posadziłam go na gałązce. Zanim doprowadził się do porządku, zobaczyłam, że z kokonu gramoli się drugi! Tego też posadziłam na gałązce. Oba ładnie rozwinęły i wysuszyły skrzydła.
Pawice, które wyszły, to chłopaki. Samce tego gatunku są mniejsze i bardziej kolorowe od samic, mają też piękne duże czułki do wyczuwania feromonów samicy. Podobno potrafią wyczuć samicę nawet z odległości półtorej kilometra.
Ponieważ wieczorem chłopaki zaczęły obijać się po pokoju, a na razie nie ma widoków na żadną samicę, wypuściłam ich.
 
 



 

Brudnica nieparka

04/25
U mnie inwazja brudnic. Nie liczyłam, ile ich dzisiaj wyszło, ale na pewno ponad trzydzieści. Najdziwniejsze jest to, że wydostając się z jaj, osiem brudnic wyszło przez maleńkie otworki w materiale na zewnątrz pojemnika. Owszem, są  tak maleńkie! Jednak Safonidy nigdy tego nie zrobiły. Przeniosłam jaja i gąsienice do słoika wypełnionego listkami jabłoni i obwiązanego podwójną gumką. Tam będą musiały pomieszkać, aż podrosną na tyle, że przez ten materiał nie przejdą. W międzyczasie pewnie większość wypuszczę.

04/27 
Wczoraj sytuacja u brudnic zaczęła się robić alarmująca, nocą wyszło ich bardzo dużo i wciąż wychodziły kolejne. Zabrałam więc złoża jaj na daleki spacer i zostawiłam je na brzozie między łąkami. Brzoza jest ogromna, może da im radę, a lepsze to niż żeby dobrały się do drzew sąsiadów lub tych, z których zrywam liście dla gąsienic.
U mnie nadal pozostało dobrych kilkadziesiąt larw, te będę wypuszczać po trochu. Wczoraj dałam im listki brzozy, a dziś jabłoni. Na razie jedzą malutko, żłobią tylko rowki w liściach, ale dobrze wiem, że to się niedługo zmieni. To bardzo żarłoczny gatunek.
 
 

 
04/29
Brudnice rosną bardzo szybko. Dzisiaj zauważyłam, że już są większe. Wygryzają piękne wzorki w liściach, które im daję. Niedługo trzeba będzie kolejne wypuścić, ale na razie cieszę się ich towarzystwem. Dla odmiany dziś dałam im brzozy, bo musiałam odebrać paczkę na osiedlu, gdzie brzoza była na wyciągnięcie ręki.
 
05/06
Brudnice mają się dobrze. Od zeszłego tygodnia znacznie urosły, niedługo będą długości wacika na końcu patyczka kosmetycznego. Nie przeszłyby już przez dziurki w materiale, dlatego pozbyłam się dodatkowych zabezpieczeń. Ponieważ bardzo się ochłodziło, nie chce mi się chodzić po brzozę i daję im liście jabłoni z ogrodu. Jedzą wszystko z takim samym zapałem.

05/08
Wypuściłam osiem brudnic na dzikiej jabłoni. Tam mogą spokojnie sobie urzędować. Reszta dostaje liście jabłoni lub brzozy. Część gąsienic znowu linieje, siedzą na wieczku.
 
 

 
05/12
U brudnic, podobnie jak w zeszłym roku, dwie czy trzy larwy zaczęły znacznie przewyższać rozmiarami resztę.
 
05/14
Larwy bardzo szybko poobgryzały liście dzikiej jabłoni, które im wczoraj dałam, więc dziś przy okazji wyprawy do paczkomatu zerwałam dla nich trochę brzozy. Wymieniając liście, zauważyłam, że jedna z larw ma od dzisiaj charakterystyczny dla tego gatunku "pyszczek".

05/16 
U brudnic wczoraj "delegacja" kilku osobników siedziała na wieczku z częściowo zsuniętymi starymi główkami. Dzisiaj do nich nie zaglądałam, bo wymieniam liście co dwa dni, ale zapewne ta ekipa jest już po wylince.
 
 

 
05/17
Większość brudnic w ciągu dwóch ostatnich dni, gdy im nie przeszkadzałam, przeszła wylinkę. Pojawiły się poczciwe "pyszczki". Wymieniłam liście dzikiej jabłoni. Kilka mniejszych larw siedzi dziś na wieczku. 
 
 

 
05/24
Brudnice dostały wczoraj ode mnie nowy, większy pojemnik. W ciągu ostatniego tygodnia urosły tak bardzo, że poprzedni zaczął być już trochę niehumanitarny. Po wycieczce do lasu urozmaiciłam im też dietę brzozą. Jeszcze nie zdążyły jej zjeść, bo kilka gąsienic siedzi na wieczku i zrzuca skórę. 
 
05/26
Jedzą jak szalone. Wczorajsza porcja najwyraźniej była za mała na dwa dni, bo dzisiaj w ich pojemniku został ani jeden liść. Wszystko poobgryzane do granic możliwości. Chyba nadszedł dobry moment, żeby kolejnych kilka wypuścić.  
 
05/31
W piątek jedna z gąsienic uciekła mi podczas karmienia. Znalazłam ją później siedzącą ze stoickim spokojem na moich klamotach.
Teraz większość jest w trakcie wylinki. Tylko cztery dziś żerują, pozostałe siedzą na wieczku z częściowo zdjętymi starymi głowami. Nie przeszkodziło im to jednak opędzlować gałązek brzozy z lasu, które wczoraj zerwałam.

06/03
Larwy - zwłaszcza samice - urosły tak bardzo, że nawet w większym pojemniku wyglądają niezbyt humanitarnie. Dzisiaj zaczęłam eksperyment z krewetkarium. Umyłam stare krewetkarium i przeniosłam do niego trzy losowo wybrane gąsienice, razem z papierowym ręcznikiem, kawałkami kory i liśćmi. Jutro sprawdzę, jak się tam czują. Póki co eksplorują teren i już widzę, że umieją chodzić po szkle.  
 
06/07
W piątek rozdzieliłam towarzystwo. Te larwy, które uznałam za samice, ulokowałam w krewetkarium, a te, które za samce, zostawiłam w dotychczasowym pojemniku. Wszystkie jedzą teraz tyle, że można się złapać za głowę. Muszę wymieniać liście codziennie, bo do kolejnego dnia nie zostaje nic prócz gałązek. 
 
 


06/09
Brudnice kokonią! A przynajmniej samice. Dwie spośród największych gąsienic zrobiły kokony na spodzie kory i w nich siedzą. Pozostałe na razie chodzą, ale mniej jedzą i częściej eksplorują kawałki kory. U samców bez zmian - jedzą.
 
06/13
Od przedwczoraj większość interesowała się kawałkami kory bardziej niż jedzeniem. Wczoraj przez cały wieczór towarzyszyły mi szmery i szelesty gąsienic biegających w poszukiwaniu dogodnego miejsca. W obu pojemnikach larwy zrobiły kokony obok siebie - można to w zasadzie nazwać jednym wielkim kokonem. Do dziś niektóre zdążyły się przepoczwarczyć. Dwie wypadły z oprzędu i przeobrażały się na dnie, ale im też się powiodło. Tylko trzy gąsienice skubią jeszcze liście.
 
06/17
Zostały już tylko trzy nie przepoczwarczone gąsienice, z czego dwie nadal jedzą. Poczwarki wyjęłam z kokonów i umieściłam w dwóch osobnych, ale znacznie mniejszych niż dla gąsienic pojemnikach.
 
06/21 
Jedna brudnica wciąż nie przepoczwarczyła się. Daję jej liście z nadzieją, że się pospieszy.  
 
06/22
Wieczorem zauważyłam, że w terrarium pojawiła się pierwsza dorosła brudnica w tym roku. To samica. Módlmy się do Peruna o odrobinę dnia bez deszczu, żebym mogła ją posadzić na pniu i rozmnożyć...
 
06/24
Aktualnie najbardziej martwią mnie brudnice. Przedwczoraj wyszła pierwsza samica, a dziś aż trzy kolejne. Samca dalej ani widu, ani słychu, mimo że przez dwa dni wystawiałam samicę na drzewo, a dziś dodatkowo spędziłam 45 minut, pilnując samic wysadzonych na drzewie w pobliżu lasu. Modlę się, żeby choć jedna czy dwie poczekała do wyjazdu do Warszawy, gdzie jakoś łatwiej mi się je rozmnaża (choć to dziwne, bo tu też występują - znajdowałam je nieraz).
Dwie brudnice bardzo mnie rozczuliły, bo gdy je zastałam, siedziały obok siebie jak przytulone.
 
 

 
07/04  
Brudnic nie udało się rozmnożyć, mimo że mam same samice. Trzymam je w pojemniku wyłożonym miękkim materiałem, żeby było im bezpiecznie, ale i tak nie niszczą skrzydeł, bo są praktycznie nielotne. Kilka samic wypuściłam w ogrodzie społecznościowym i w osiedlowym parku, bo zaczęły już znosić jaja, więc nie zostało im wiele czasu. Na zdjęciu jest samica na drzewie, spod skrzydeł wystaje jej narząd do wydzielania feromonów.
Podczas jednej z prób rozmnażania drugi raz zdarzyło mi się, że do samicy siedzącej na pniu zeszła gąsienica. Zabrałam ją.
Gąsienica ze Starego Lasu była spasożytowana. Od początku nie podobał mi się jej wygląd, bo była zbyt brązowa, a poza tym nie chciała jeść. Natomiast ta z osiedla Szczura póki co je i ma się dobrze. Może jest jeszcze szansa na jajeczka?
 
 

 
07/10
Brudnica znaleziona na szczurzym osiedlu wczoraj przepoczwarczyła się. Poczwarka jest mała, więc może to być samiec. Z drugiej strony, niektóre moje też były małe, ale z wszystkich wyszły samice...
Żyje jeszcze jedna z moich samic, pozostałe wypuściłam w lasach i w ogrodzie społecznościowym. Dzisiaj próbowałam znowu wysadzać tę samicę na drzewie, ale bezskutecznie.
 
07/15
Ostatnia samica brudnicy odeszła, nie doczekawszy się wizyty samca i potomstwa. Mimo wszystko cieszę się, że wyhodowałam ich aż tyle. Nie każdy musi mieć dzieci!
 
07/23 
Taki piękny chłopak wpadł mi przez okno do pokoju. Samiec brudnicy. Dwa tygodnie temu, mając kilkanaście samic, oddałabym wiele za choć jednego takiego. Niestety samice wyszły za wcześnie.
Wypuściłam chłopaka, ale dalej się zastanawiam, czy czuł, że były tu samice. Nie wygląda to na przypadek, gdy na osiedlu pełnym mieszkań przylatuje do mnie akurat samiec hodowanej niedawno ćmy, w dodatku w środku dnia.
 
 

 
07/25
Przedwczoraj wyszła z kokonu moja ostatnia w tym roku brudnica, ta znaleziona już w Warszawie. Był to chłopak, okazały i energiczny.
Tym samym nie udało się rozmnożyć w tym roku brudnic i nie mam jaj do zimowania, mimo że miałam aż kilkanaście samic. Nieparka jest jednak tak powszechnie występującym gatunkiem, że może już za rok czy dwa uda się znowu znaleźć gąsienice.
Co ciekawe, w zeszłym tygodniu do Nory dwa razy wleciały w środku dnia podekscytowane samce brudnicy. Aż dwa to moim zdaniem nie przypadek. Myślę, że czuć tu jeszcze feromony samic. Niestety jest za późno dla tych amantów.
 
08/15
Ten rok jest pełen zaskakujących momentów, jeśli chodzi o motyle. Wczoraj znowu taki moment przeżyłam.
Chodząc sobie wieczorem po warszawskim lesie, dostrzegłam coś białego na pniu drzewa, co wyraźnie odróżniało się kolorem od tła. Podeszłam tam i zaniemówiłam, bo to była samica brudnicy.
Mocno zaskoczona, zabrałam samicę. Wyglądała raczej na młodą. Popryskała mnie mekonium. Nie wysuwała organu do rozpylania feromonów. Zastanawiałam się, czy są jakieś szanse, aby dziś spróbować z jej pomocą zwabić samca, choć też nie chciałam dać się za bardzo ponieść nadziei. Ostatni raz samca widziałam jakieś półtorej tygodnia temu.
W nocy samica złożyła jaja i przykryła je grubą kołderką z włosów. Wygląda na to, że została zaplemniona, zanim ją znalazłam. Teoretycznie mogłyby to być niezapłodnione jaja, jak u znamionówek. W tym roku miałam jednak sporo okazji do obserwowania brudnic i zauważyłam, że jeśli samica nie spotkała samca, przed śmiercią składa niezaplemnione jaja nie w tak starannym złożu, tylko chaotycznie - zostawia je "gdzie popadnie" i nie przykrywa ich.
Tak więc wygląda na to, że wiosną mogę jednak mieć małe brudnice. Czy na pewno - przekonamy się w kwietniu. Tak czy siak, ta sytuacja bardzo mnie zaskoczyła!  
 
 

 
08/17
Przedwczoraj wypuściłam brudnicę w lesie.
 
 
Rolnica tasiemka
 
04/27
Dzisiaj moja mama znalazła podczas przekopywania grządki w ogródku cztery brązowe poczwarki zakopane w ziemi. Jedna z poczwarek była bardzo ruchliwa. Zabrałam je do domu i zakopałam w pojemniku, w którym trzymałam poczwarki narożnic i orthosii. Ciekawe, co w nich siedzi? (Na zdjęciu są tylko trzy, bo czwartą mama znalazła nieco później.)
 
 

 
05/16
Z jednej z poczwarek, które mama znalazła w ziemi, wyszła wczoraj ćma. Duża, piękna i bardzo, bardzo ruchliwa. Drugą parę skrzydeł miała kolorową - jasnopomarańczową z czarną "wstęgą" nad brzegami skrzydeł. Długo zmagałam się z nią, zanim udało mi się zrobić pierwsze w miarę wyraźne zdjęcie. W zasadzie była w nieustannym ruchu.
Nie mam pewności, jaki to gatunek, ponieważ podobnych ciem jest kilka. Ustaliliśmy z Markiem, że to jakaś rolnica z rodzaju Noctua, może N. pronuba albo N. orbona.
Ćmę wypuściłam w nocy przez okno. Ku mojemu zdumieniu, dziś przez większość dnia siedziała na framudze okna po zewnętrznej stronie, zupełnie spokojna. Wtedy też udało mi się zrobić jej najlepsze zdjęcie. Będę więc jeszcze próbować zidentyfikować ćmę, analizując wzory na skrzydłach i informacje w Internecie.
 
 




05/20
Wyszła kolejna rolnica. Przez chwilę siedziała nieruchomo na ziemi, więc myślałam, że pozwoli się sfotografować. Gdzie tam! Ledwie podniosłam wieko, zaczęła biegać po pojemniku jak jej siostra.
Wieczorem wypuściłam ją w ogrodzie. Szybko odleciała i schowała się w bluszczu.
   
 
Błyszczka jarzynówka
 
04/29
Porządki w ogrodzie jeszcze raz przyniosły ciekawe znalezisko. Tym razem to ja podczas plewienia grządki znalazłam biały kokon, przyczepiony do jednego z chwastów. Przez białe nitki dało się dostrzec zieloną gąsienicę. Zabrałam znalezisko do domu. Ciekawe, co to za gatunek. W ciągu doby gąsienica w środku przepoczwarczyła się.
 
 


 
05/10
W nocy z kokonu, który znalazłam na grządce wśród chwastów, wyszła ćma. Okazało się, że to błyszczka jarzynówka! Poznałam ją natychmiast po symbolach na skrzydłach. Tę ćmę już raz czy dwa hodowałam od etapu gąsienicy.
Niestety, chyba pierwszy raz nie udało mi się w ogóle sfotografować ćmy. W nocy w domu było zbyt ciemno, a gdy tylko dzisiaj otworzyłam pojemnik, ćma uciekła na balkon i odleciała. Dlatego pokazuję swoje zdjęcie tej ćmy z 2017 roku, żeby przypomnieć, jak wygląda. Tegoroczna była identyczna.