poniedziałek, 12 lutego 2018

[51] Motyle 2017: Atki


Kiedy poznałam bliżej kilkanaście gatunków motyli, obudził się we mnie apetyt na więcej. Już dwa lata temu, jesienią, zaczęłam zastanawiać się, czy powinnam poprzestać na rodzimych gatunkach, czy też warto byłoby spróbować swoich sił w hodowli gatunków egzotycznych. Moje rozmyślania przeważnie kończyły się smutnym wnioskiem, że nie ma sensu brać się za motylich obcokrajowców. Przede wszystkim dlatego, że nie miałam pomysłu, co dalej z wyhodowanymi motylami. Dla mnie sensem tego hobby jest obserwacja ich cyklu życia, po wyhodowaniu wypuszczam je. W przypadku egzotycznych owadów wypuszczanie odpada, a ja nie należę do osób, które kolekcjonują owady w gablotach - widok martwych motyli jest dla mnie przygnębiający i nie mam zamiaru przykładać do tego ręki. Motyl musiałby więc całe życie spędzić u mnie, a ja nie mam warunków, żeby stworzyć jakąś wielką, wypasioną wolierę dla stworzeń, które potrzebują znacznie więcej przestrzeni niż nasze polskie motyle i własnego mikroklimatu.

Mimo wszystko, gdy pod koniec ubiegłego lata pojawiła się okazja - znana mi już hodowla motyli miała na sprzedaż larwy Attacus atlas - postawiłam wszystko na jedną kartę i kupiłam je. Obaw było mnóstwo, także dlatego, że właśnie zaczynał się dla mnie okres wzmożonej pracy zawodowej, więc dla zwierzaków miałam mniej czasu niż latem. Nie byłam pewna, czy podołam, ale skusiło mnie to, że pawice atlas uchodzą za stosunkowo łatwe w amatorskiej hodowli. Obczytałam się na różnych stronach internetowych i na amerykańskich forach, gdzie ludzie pisali, że w warunkach takich jak u mnie motyle powinny dać radę. Przeznaczyłam dla nich najcieplejszy pokój.

Gąsienice, które postanowiłam nazywać roboczo Atkami, spędziły u mnie dwa miesiące. Cieszę się, że ostatecznie zdecydowałam się na to, bo obserwacja ich rozwoju była prawdziwie niezwykłym doświadczeniem. Choć nauczyłam się już nieźle "czytać" z zachowania larw gatunków rodzimych, Atki zaskakiwały mnie nieraz. Żałuję tylko, że nie miałam wystarczająco dużo czasu, żeby to wszystko szczegółowo dokumentować.
 
W pierwszych dniach hodowli nastawiona byłam raczej sceptycznie. Przerażała mnie delikatność, kruchość tych stworzeń, których nie da się nawet przenieść z liścia na liść tak, by ich nie uszkodzić. Przez pewien czas męczyłam się, obsesyjnie kontrolując parametry w pokoju i obcinając liście z ligustrów, a gąsienice wydawały mi się w ogóle nie rosnąć. Po wylince odkryłam, że o wiele większy apetyt mają na bez, i już do końca żywiłam je liśćmi bzu. Wydaje mi się, że jedzenie bzu, którego liście są znacznie grubsze od liści ligustra, sprawiało malutkim larwom problem, później jednak bez sprawdzał się o wiele bardziej. Nawet nie zauważyłam, kiedy gąsieniczki zaczęły rosnąć jak na drożdżach. Ich wygląd stopniowo stawał się coraz bardziej "smoczy", zieleń wypierała biel, aż w końcu charakterystyczny biały "puder" zniknął niemal całkowicie.

Gąsienice Atków są swego rodzaju samotnikami. Niespecjalnie lubią towarzystwo rodzeństwa, w czasie żerowania siadają raczej daleko od siebie nawzajem. Gdy odrobinę podrosły, przeniosłam je do różnych pojemników, ponieważ widziałam, że przebywanie razem nie wpływa na nie dobrze, zwłaszcza podczas wylinek. Larwy właziły na siebie i "biły się" odwłokami, co samo w sobie może i wyglądałoby zabawnie, gdyby nie było oznaką stresu i nie stwarzało niepotrzebnego zagrożenia. Odseparowanie ich od siebie okazało się dobrym rozwiązaniem. Jadły jeszcze więcej, rosły jeszcze szybciej. Jedną z nich udało mi się przyłapać w kulminacyjnym momencie wylinki, obfotografować i sfilmować smartfonem.


Atek podczas zrzucania skóry.

Na wypadek, gdyby ktoś z Was zechciał kiedyś hodować Atki, muszę Was uczulić na kwestię dotykania, a raczej jego braku. Tych gąsienic lepiej nie brać na ręce i w ogóle niepotrzebnie nie dotykać, bo w początkowym etapie życia są niesłychanie delikatne i byle co może je zabić, a gdy podrosną, bardzo trudno odczepić je od ludzkiej skóry. Ich odnóża przyczepiają się do skóry znacznie silniej niż na przykład odnóża naszych polskich rusałek czy niedźwiedziówek, które bardzo przyjemnie jest brać na ręce. "Udało mi się" nawet raz czy dwa stracić przy tym odrobinę swojego naskórka. O wiele trudniej jest też skłonić je, żeby poszły w pożądanym przez nas kierunku, podtykając im liście. Może się okazać, że minie godzina, zanim gąsienica raczy zauważyć liść, na którym chcemy ją zobaczyć, a to jeszcze nie znaczy, że na niego wejdzie. Czasem prawie wejdzie, ale jednego czy dwóch ostatnich segmentów już jej się nie chce na ten liść przenieść i może tak sobie siedzieć dwie godziny. Jeżeli nie macie do takich sytuacji cierpliwości i nie chcecie być przez dłuższy czas uziemieni, znaczy ugąsieniczeni, nie zdejmujcie ich z liści.

Spośród czterech gąsienic, które hodowałam, dwie były od początku wyraźnie słabsze - wolniej rosły i zwykle pozostawały o jeden instar w tyle za swoim rodzeństwem. Jedna z nich niestety nie przeżyła. Druga miała bardzo duże problemy z przedostatnią czy ostatnią wylinką - nie umiała pozbyć się skóry, nawet po tym, jak skóra popękała. Myślę, że nie przeżyłaby, gdybym nie pomogła jej w tym mechanicznie. Zajęło mi to kilka wieczorów. Początkowo próbowałam pobudzić ją lekkim dotykiem do bardziej energicznego poruszania się, ale kiedy to również nie pomogło, dzień po dniu zdejmowałam po kawałku starej skóry, zaczynając od ostatnich segmentów odwłokowych, żeby dała radę wydalać. Gąsienica była w tym czasie bardzo apatyczna, ale jadła, gdy podtykałam jej jedzenie pod głowę. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, gąsienica wyszła z tego stanu, przeżyła i zrobiła kokon - tylko trochę mniejszy od pozostałych.

Obserwowanie, jak Atki robią kokony, było cudne. Także dlatego, że na tym etapie wszystkie miały już co najmniej dziesięć, dwanaście centymetrów długości i były grube jak parówki. Okazały się jednak równie szybkie i zwinne podczas robienia kokonów, jak wszystkie inne gąsienice. Oprócz typowego w tym momencie życia pobudzenia, można rozpoznać, że zbliża się przepoczwarczenie, gdy ich ciała zaczynają siwieć (widać to zwłaszcza z przodu i z tyłu). Gąsienicom udało się nawet zaskarbić sympatię mojej mamy, którą przyłapałam na siedzeniu nad jedną podczas robienia kokonu i mówieniu: "Biedaku, ale ty się musisz namęczyć".

Co będzie dalej? Szczerze mówiąc, nie wiem. Atki są w kokonach już od paru miesięcy, a ja póki co nie jestem w stanie zapewnić im wyższej temperatury niż 22-23 stopnie. Podejrzewam, że jeśli będą miały wyjść, zrobią to, gdy zacznie być cieplej. Czy wyjdą całe i zdrowe? Poczekamy, zobaczymy. Czasem słyszę szelesty w kokonach.



Garść notatek i zdjęć:

08/28
W ciągu najbliższych dwóch dni powinny dotrzeć moje Attacusy atlasy - lokum na początek już czeka.

08/31  
Wczoraj dotarły Atki. Niestety, na razie są problemy, Atki nie jedzą roślin wymienianych przez hodowców jako żywicielskie - ani brzozy, ani rododendronu. Jeden uszczknął bzu, reszta nadal uparcie jadła stare liście ligustra. Dzisiaj dodałam im parę innych roślin, w tym jedną zerwaną z żywopłotu na ulicy, która wyglądała podobnie do ich ligustra. Ale obawiam się, że nie przeżyją, są liche i niemrawe. 





09/01
JEDZĄ! Atki jedzą!
No dobra, "jedzą" to może zbyt wiele powiedziane. Jeden zrobił małą dziurę w bzie, drugi w jakiejś roślinie podobnej do ligustra zerwanej przed łąką. Ale wydalają, więc chyba jest w porządku. Trawią coś.
Niesłychani indywidualiści, nie dość, że nie lubią obok siebie siedzieć, to jeszcze każdy nadgryzł inną roślinę.
(dopisane później)
Coś skubią i załatwiają się, ale w moim odczuciu wyglądają licho. Są powolne jak na gąsienice. Martwi mnie zwłaszcza jeden, który jest dziwnie zielonkawy od spodu i wykonuje podejrzane ruchy. Czy on umiera, czy chce zrzucać skórę - nie wiem. Mam nadzieję, że nie dopadł go żaden grzyb.

09/02
Odkąd Atki jedzą rośliny znajdowane przeze mnie na Ścieżce Niedźwiedziówek i w żywopłotach na osiedlu (prawdopodobnie to różne gatunki ligustra), przestałam się przejmować ich apatycznością. One chyba po prostu tak mają, są znacznie powolniejsze niż większość gąsienic, które poznałam. 
Jedyne, co z nimi robię poza karmieniem, to niezwykle ostrożne przenoszenie na nowe liście. Zwykle podtykam im pod głowę nowe liście i długo czekam, aż same przejdą. Te stworzenia są bowiem tak delikatne, że lekki dotyk wystarczyłby, by je rozgnieść. 
Dzisiaj zauważyłam, że jeden z Atków znacznie urósł i różni się rozmiarami od rodzeństwa, a jego "kolce" wyglądały na bardziej wymiętoszone, ale nic poza tym nie zdarzyło się.

09/03
Atki siedzą i trochę jedzą. Jeden z nich jest wyraźnie większy niż reszta. Inny z kolei przez cały dzień wisi na ściance przyczepiony nitką i nic nie je.

09/04
Jeden z Atków jest już dwa razy większy od reszty.




09/06
Atki jedzą. Jeden jest bardzo duży. Drugi, choć mniejszy, zaczął go przypominać, gdyż wczoraj zrzucił skórę. Trzeci jest mały, ale intensywnie je. Czwarty chyba jest w trakcie wylinki, bo wygląda na bardzo wymiętoszonego i sterczy mu na "grzbiecie" jakiś dziwny strzęp.





09/20  
Attacusy w czasie mojej choroby dostają bez i z tego, co widzę, konsumują go nawet chętniej niż liście z żywopłotu. Bez jest na podwórku, więc hulaj dusza.
Jeden z attacusów wciąż ma biało-pomarańczowe ubarwienie, drugi coraz bardziej zbliża się do zieleni, a trzeci jest prawie całkiem zielony i długi jak połowa mojego palca wskazującego. Dzisiaj usiadł na wieczku, nie wiem, co on znowu knuje.

09/25  
O matulu, jaką ten Atek robi ogromną kupę! Chyba padnę z wrażenia.

09/29 
Największy attacus wygląda jak mały smok.




10/18 
U Atków jest ciekawie. Najmniejszy od czterech dni ma problem z wylinką, nie umie zrzucić skóry, mimo że ta wygląda coraz gorzej i jest pęknięta. Je i wydala, choć niewiele. Średni od jakichś czterech dni siedzi bez ruchu w jednym miejscu, teraz zaczął wykonywać ruchy, jakby zrzucał skórę. Największy ma się dobrze, zachowuje się jak maszynka do mielenia mięsa - jedzenie przodem wchodzi, tyłem wychodzi. Jest ogromny i gruby, aż goście pytają mnie, czy to naprawdę żywe zwierzę. 




10/23
Najdłuższy attacus zrobił kokon w piątek, drugi rośnie jak na drożdżach, trzeci je i wydala, ale dalej męczy się ze skórą. 




11/02

Przez cały dzisiejszy dzień towarzyszyły mi dziwne dźwięki w moim pokoju, coś pomiędzy szuraniem a skrobaniem. Nie mam pojęcia, co to, pomimo prób ustalenia źródła tego dźwięku. To przyglądam się z niepokojem kokonowi, czy przypadkiem coś innego niż attacus w nim nie siedzi, to znów zastanawiam się, czy nie ma jakiegoś ptaka w kominie. A może to tylko kabel od kompa przesuwa się po biurku i kartki papieru szeleszczą? Albo zaczynam łapać jakąś paranoję.
(dopisane później)
To dźwięki z kokonów.

11/07
"Trochę mi się urosło"...
Ostatni z Atków jest długi na około dziesięć centymetrów. A ja mam zaciesz, bo trudno go utrzymać tak, żeby się nie uczepił ręki - a te "nóżki" ma takie przyczepne, że gdy się przyczepi do skóry, to nie ma zmiłuj się.




poniedziałek, 5 lutego 2018

[50] Motyle 2017: Reszta towarzystwa


Nie licząc wyhodowanych z jaj Safonidów, o których już pisałam, w 2017 roku próbowałam wyhodować motyle ze znalezionych gąsienic dziesięciu różnych gatunków. Bilans jest następujący:
-  wyhodowałam sześć rusałek pawików, trzy niedźwiedziówki nożówki i jedną nieznaną mi wcześniej ćmę błyszczkę jarzynówkę,
- kilkanaście rusałek spędza u mnie zimę jako poczwarki - najprawdopodobniej to kratkowce,
- zimują u mnie też trzy poczwarki należące do gatunków, których nie udało mi się rozpoznać - w notatkach zwane Zielonym, Brązowym i długim miernikowcem,
- pięć larw zmarło, z czego dwie padły ofiarą sfotografowanych pasożytów, a trzy zmarły z nieznanych mi przyczyn.

A było to tak...



Zielony

05/20
Na obrzeżach lasu znaleźliśmy dziś ze Szczurem cztery larwy. Jedna, zielona, wydaje mi się być tym samym stworem, którego hodowałam w zeszłym roku - Szczerbówka ksieni. Zresztą, znaleziona na tej samej czeremsze co szczerbówka rok temu. Ale pewności nie mam. Może to inny owad.

05/21
Je liście z krzewu, na którym go znalazłam, i wydala. Wierzby nie tknął, więc nie tędy droga. Dzisiaj dostał ode mnie oprócz czeremchy także po liściu pokrzywy i brzozy w ramach eksperymentu.

05/22
Od wczoraj zjadł sporo czeremchy, nic innego nie chciał. Dzisiaj znowu dostał ode mnie czeremchę. Robi duże, podłużne odchody.

05/23
W ciągu minionej doby poobgryzał czeremchę.. Wydaje mi się, że zjadł mniej niż poprzedniego dnia, ale wciąż dużo. Sporo też odchodów. Miałam duże problemy ze znalezieniem go dzisiaj - tak się zakamuflował po spodniej stronie liścia, że przez chwilę bałam się, że zwiał! Zauważyłam, że siedzi w miarę nieruchomo, a obok odnóży ma maluteńkie, białe nitki - ciekawe, co to oznacza?

05/24
Zaczął znowu przemieszczać się i jeść. To chyba był fałszywy alarm. Zjadł znacznie mniej niż w poprzednich dniach, ale jednak.

05/25
Rany, jak on dziś nabałaganił... Ten to ma spust. W dodatku wydaje mi się, że urósł wzdłuż i wszerz, choć może to tylko złudzenie.

05/26
Bez zmian, ale... jest ogromny!

05/27
Szczur wszystkich oprócz Safonidów brał na ręce i pozwalał im po sobie łazić jak zwykle. Zielony nagrodził go za to, robiąc kupę.

05/29
Dzisiaj naprawdę mnie zaskoczył. Kiedy otworzyłam jego pojemnik, okazało się, że całkowicie zmienił wygląd! W tym czasie (tzn. od wczoraj) nie jadł i nie załatwiał się. Jest teraz bardzo, bardzo gruby, główkę ma nieco ciemniejszą, po bokach maluśkie kropeczki, a przede wszystkim jest innego koloru. Nadal zielony, ale ta zieleń jest inna, soczysta jak trawa po deszczu.

05/30
Tutaj smutne zaskoczenie - od wczoraj nic nie zjadł, zupełnie nic. Jest bardzo nieruchawy, chociaż pochodził trochę, gdy go dotknęłam. Włożyłam mu liści i zostawiłam w spokoju. Nie mam zielonego pojęcia, co się z nim dzieje. Czy możliwe, żeby się przepoczwarczał tak zaraz po zmianie wyglądu? Czy potrzebuje aż tyle czasu na odzyskanie energii? A może on umiera? Nie wiem.

05/31
Od wczoraj trochę zjadł i wydalił, ale nadal jest bardzo nieruchawy, leży w dziwnych pozycjach. Dalej jest takiego jasnego koloru, niczym świeży liść. Wydaje mi się jednak, jakby od wczoraj się skurczył.  

06/01
Znowu trochę zjadł i wydalił, ale generalnie leży jak kłoda, jakiś taki sztywny i skurczony. Albo się przepoczwarczy, albo umrze, bo innego wyjaśnienia dla takiego stanu rzeczy nie znam. To bardzo dziwne, że nagle urósł i zgrubiał, a potem się skurczył i jakoś tak zapadł w sobie. Żałuję, że nie znam jego gatunku i nie rozumiem go. 

06/02
Stał się poczwarką! Już rano wiedziałam, co się święci, bo między liśćmi mignęło mi coś poczwarkopodobnego w brązowym kolorze. Wieczorem wyjęłam go i zobaczyłam, że jest już poczwarką. Wysłałam mu pojemnik liśćmi i schowałam go z powrotem.


Od góry: Zielony, Zielony niedługo przed przepoczwarczeniem.
 

Czarne i Brązowy z Czeremchy

05/20
Na obrzeżach lasu znaleźliśmy dziś ze Szczurem cztery larwy. Jedną wypuściłam, bo uznałam, że to błonkówka. Niech sobie żyje z dala od moich larw. Dwie są jednego gatunku i nigdy jeszcze takiego stwora nie widziałam. Help! (...)

05/21
Od wczoraj zjadły całkiem sporo liści rośliny, na której zostały znalezione, i sporo wydaliły. Dzisiaj dostały nową porcję liści czeremchy oraz długą gałązkę wierzby. Zauważyłam też, że duża larwa potrafi bardzo szybko się poruszać, gdy zostaje dotknięta.

05/22
Jedzą czeremchę. Zauważyłam, że gąsienice te ukrywają się w zwiniętych liściach, tworząc coś jakby oprzęd.

05/23
Te larwy robią najwięcej bałaganu, najwięcej się załatwiają i zostawiają w liściach mnóstwo dziur zamiast racjonalnie jeść jak na przykład rusałki. Większość czasu spędzają na samym dnie pojemnika, pod liśćmi. Czasami lubią przyczepiać się do liści białymi nitkami. Poruszają się bardzo szybko, dosłownie zasuwają do przodu. Dołączyłam do nich kolejną gąsienicę znalezioną na czeremsze.

05/24
Bez zmian: jedzą, bałaganią, szybko chodzą. Wydaje mi się, że jedna z nich jest innego gatunku niż pozostałe, bo teraz, gdy nieco urosła, widać wyraźnie, że ma inny wzór na grzbiecie. Mam nadzieję, że nie zrobią sobie nawzajem krzywdy.

05/25
Bez zmian. Te dwie bez wzoru na grzbiecie lubią robić sobie kryjówki, łącząc liście oprzędem i zamykając się w nich.

05/26
Pozornie bez zmian, ale jeden z nich - ten najmniejszy, który wydawał mi się być osobnikiem innego gatunku - chyba przeszedł wylinkę. Teraz jest już pewne, że to osobnik innego gatunku. Wyglądem przypomina nieco rolnicę, którą zjadły nam muchy rok temu. Jest brązowy, a nie czarny z odrobiną białego. Jest też bardzo powolny, podczas gdy reszta niezwykle szybka. Zdjęcia będą w weekend.

05/29
Od czasu wylinki Brązowy bardzo urósł, jest teraz długaśny, choć nadal powolny.
U Czarnych bez zmian, choć wydaje mi się, że jedna przeszła wylinkę - znalazłam coś, co wyglądało jak mokry kawałek skóry, a jej wygląd się nieznacznie zmienił, jakby kolor był bardziej soczysty.

05/30
Niewiele zjadły.
Brązowy zrobił sobie coś jakby domek z liści czeremchy, tzn. owinął się dookoła liściem, jest tam też oprzęd. Wydaje mi się, że to będzie jego kokon.
Również jeden z Czarnych w podobny sposób siedzi w liściu. Drugi łazi i trochę obgryza.
Żałuję trochę, że nie wiem zupełnie nic o tych gatunkach, bo nie mam zielonego pojęcia, w jakich warunkach się przepoczwarczają, jak długo to trwa itp.

05/31
Bez zmian. A to chowają się w liściach, a to jedzą.

06/01
Chowają się w liściach, jedzą i tak dalej. Jednakże Czarne dzisiaj są jakieś sztywniejsze i nieruchawe. Nie poruszają się tak szybko pod wpływem dotyku, jak wcześniej.

06/02
Czarne nadal są sztywniejsze i nieruchawe. Wydaje mi się, że nie jedzą, bo w pojemniku są tylko duże odchody Brązowego. Chowają się pod liśćmi. Kolor jednej z nich zmienił się, przeszedł w ciemnobrązowy.
Brązowy je i chowa się w liściach, jest ogromny. Bardzo mi się podoba. ♥
 

06/03
Brązowy dostał jakiegoś powera, chodził szybko po powierzchni liści i rozglądał się, ale potem znowu wlazł pod liście. Czarne siedzą pod liśćmi, nie wiem, czy jedzą. Wydają się mało aktywne. 

06/04
Bez zmian. Chyba wszyscy jedzą, bo generują straszny syf. Coraz bardziej podejrzewam, że Czarne nie są larwami motyla, po zmianie koloru na brązowy jeden z nich nie wygląda za bardzo na gąsienicę. 

06/05
Brązowy zrobił się jakiś bezwładny, dziwnie się zachowuje (włażenie pod papier). Reszta bez zmian. 

06/07
Brązowy od wczoraj jest jakiś taki skurczony, jak zielony, gdy miał się przepoczwarczać. Leży tylko.
Czarne - niemrawe to, niewiele łazi, głównie leży pod liśćmi, nie rośnie. Nie wiem, czy kiedykolwiek się dowiem, co to za stwory. Tracę już nadzieję oraz cierpliwość do nich.
 

06/09
Brązowy przepoczwarczył się dzisiaj rano! Wczoraj był bardzo skurczony i jeszcze bardziej pociemniał, więc postanowiłam, że nie będę otwierać jego pojemnika i poczekam na dalszy rozwój wypadków. Po powrocie z pracy zobaczyłam na dnie pojemnika świeżą poczwarkę. Na razie ma specyficzny kolor, taki rudawo-złoty.


Od góry: Brązowy jako larwa, poczwarka Brązowego (z czasem bardzo pociemniała).


06/10
Czarne niestety chyba nie żyją. To pierwsza zła rzecz, która się zdarzyła gąsienicom w tym roku. Nie chodzą, są bardzo ciemne i takie... no widać, że jak nieżywe. Momentami wydaje mi się, że reagują na dotyk, ale to chyba złudzenie. Na wszelki wypadek zostawiłam je jeszcze w pojemniku, a Brązowego ewakuowałam do Zielonego. Nie mam pojęcia, co się stało - do jedzenia miały to samo, co Zielony i Brązowy, tamci przepoczwarczyli się, a one nagle przestały jeść.

06/11
Czarne oficjalnie uznałam za martwe. Niestety.


Tak wyglądały Czarne. Niestety nie dowiedziałam się, co to za gatunek.


Niezidentyfikowane miernikowce

05/21
Dzisiaj znaleźliśmy na wierzbie dwa miernikowce: jednego ślicznego, żółtego, a drugiego czarnego. Niestety nie wiedziałam, że drugi to miernikowiec, gdyż siedział spokojnie, i zabrałam go do domu. Tego, który ujawnił swoje pochodzenie (LOL), postanowiłam nie zabierać, bo nie mam ręki do tych stworzeń. A był ładniejszy. Po powrocie okazało się, że i tak zabrałam miernikowca. No nic, dałam mu wierzby, ale nie wróżę mu zbyt długiego życia u mnie, pewnie będzie trzeba wypuścić. Miernikowce wybredne są, że ho ho.

05/22
Sporo je wierzby i załatwia się. Dzisiaj dostał ode mnie znalezionego niechcący kompana, również miernikowca znalezionego na tej samej wierzbie, ale jasnozielonego (a może to żółty? Stworzenie jest bardzo małe).

05/23
Jedzą, srają, pełen serwis.

05/24
Dużego miernikowca zastałam w bardzo dziwnej pozycji. Stał pod kątem 45 stopni, podparty pojedynczą nitką. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego na żywo!

05/25
Bez zmian. Duży znowu spędza czas w swojej ulubionej pozycji (patrz: zdjęcie poniżej).

05/29
Mniejszy bez zmian, aczkolwiek rośnie.
Z większym dzisiaj coś się dzieje. Od godziny konwulsyjnie się porusza, robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Zauważyłam też dziwną, brązowawą ciecz. Wygląda to wszystko dość nieprzyjemnie. Mam nadzieję, że zamierza przepoczwarczać się.

05/30
Wczoraj wieczorem mniejszy wpadł w podobne konwulsje, jak większy. Wystraszyłam się, że coś im jest, i odseparowałam ich pojemnik od reszty.
Rano myślałam, że oba nie żyją - leżały zupełnie bez życia. Jednak kiedy je wyjęłam, zauważyłam, że największy przemieścił się i siedzi znowu na liściach, chociaż wygląda bardzo dziwnie, z koloru jest jakiś taki... fuj. Wyczyściłam, włożyłam wierzbę.

05/31
Mniejszy bez zmian.
Dłuższy znowu chodzi i je. Wygląda teraz jakoś obleśnie, ma dziwnie sterczące na boki włosy i paskudny pychol. Kojarzy mi się z muchą.
 

06/01 
Bez zmian, tyle że nie widzę już, by duży stał w tej dziwnej pozycji, może jest na to za długi. Mniejszy rośnie w oczach.

06/03
Zastałam je wiszące na wieczku, przy czym mały rozglądał się i nietypowo poruszał. Myślałam, że może coś się święci, ale zszedł, gdy włożyłam świeże liście.

06/04
Mały jest poczwarką! Zrobił ją na wieczku.
Duży próbuje stać pod kątem 45 stopni, co ze względu na jego aktualne rozmiary niezbyt mu wychodzi.
 

06/05
Albo mi się wydaje, albo duży pozostawił trochę nici na ściance. Potem zniknął w liściach. 

06/09
Mały - poczwarka. Duży - bez zmian. Mógłby już się przepoczwarczać, ileż można go żywić - w ten weekend miną trzy tygodnie!

06/10
Mały - poczwarka.
Z dużym coś zaczyna się dziać, sporo zjadł, ale później skurczył się i leży bez ruchu na dnie pojemnika. Reaguje nawet na leciutki dotyk, gwałtownie się ruszając. Otoczyłam go listkami wierzby i zostawiłam w spokoju.

06/11
Mały - poczwarka.
Duży - bez zmian, leży bez życia, tylko pod wpływem dotyku zaczyna się wiercić.

06/12
Dzisiaj duży mnie przestraszył, leży nadal bez życia i wygląda coraz bardziej, jakby umierał. Zachciało mi się ryczeć. Ale na dotyk zareagował ruchami, jakimi czasem reagują poczwarki.

06/13
Duży - bez zmian, leży skurczony i bezwładny, ale reaguje na dotyk.
Mały - z jego poczwarki wylazł dzisiaj taki owad! Wygląda na to, że znowu pasożyt - jedna z błonkówek pasożytujących na ćmach. Był bardzo, bardzo szybki i cichutko bzyczał. Był. też tak szybki, że trudno było go sfotografować i musiałam go przełożyć do przezroczystego pojemnika, bo inaczej niż przez szybę się nie dało. Poruszał śmiesznie czułkami i czasem pocierał o siebie tylne odnóża, tak jak muchy przednie. Wypuściłam go. Nie byłam jakoś bardzo przywiązana do tego małego miernikowca. 


Owad, który spasożytował małego miernikowca.


06/14
Leży i nie rusza się, ale pod wpływem lekkiego dotyku wygina się jak niektóre poczwarki. Już chyba za dużo tego leżenia jak na larwę motyla. Moim zdaniem coś go spasożytowało i dlatego reaguje na dotyk. Odizolowałam go od reszty.

06/15
SZOK, po prostu szok! Wczoraj wieczorem okazało się, że miernikowiec jest poczwarką! Po ponad pięciu dniach leżenia i rzekomego umierania - jeszcze żadnemu stworzeniu u mnie nie zajęło to tyle czasu!
Nie wiadomo, czy na pewno będzie z niego motyl - możliwe, że jest chory albo ma pasożyta i dlatego zajęło mu to tyle czasu. Ale możliwe też, że ten gatunek tak po prostu ma - chciałabym.


Od góry: ulubiona pozycja dużego miernikowca, ten sam osobnik jako poczwarka.


Widłogonka siwica

06/11
Dzisiaj na skraju lasu, na niezidentyfikowanej roślinie (być może to mała topola?), Szczur wypatrzył larwę widłogonki. Niezwykłe stworzenie!
Przeżyłam szok, gdy widłogonka od razu dzisiaj zrzuciła skórę i z przodu pojawiło się jej coś jakby szary pyszczek. Wygląda na to, że to widłogonka siwica - wymarzona sytuacja.

06/12
Je nie tylko topolę, ale i wierzbę. To ważna wiadomość, choć dziś specjalnie dla niej bawiłam się w dendrofila (tzn. obmacywałam drzewa przy Supeco, a facet z ochrony stojący przed supermarketem dziwnie na mnie patrzył). Po wylince stała się bardziej aktywna, spacerowała mi po ręce całkiem szybko.

06/14
Widzę, że choć je wierzbę, to jednak preferuje topolę. Na świeże liście reaguje bardzo szybko, chrupie tak głośno, że słyszę ją w całym pokoju. Coraz bardziej ją lubię.

06/15
To stworzenie jest nadwrażliwe dotykowo. Kiedy tylko jej dotykam, porusza się w nietypowy, nerwowy sposób, zwracając w moją stronę swój pychol, jakby chciała mnie odstraszyć jego dziwnym wyglądem. Do tego jest uparciuchem. Wczoraj nie chciała zejść z dwudniowego liścia topoli, więc zostawiłam ją na nim. W nocy jednak zaczęła jeść wierzbę.
Po południu zaczęła się dziwnie zachowywać, chodziła szybko dookoła. Teraz siedzi na nowym liściu wierzby, ale dziwnie się porusza, wyginając we wszystkie strony. Pociemniała jakoś. Może to wylinka?

06/16
Nie je i nie załatwia się. Jest brudna, jakby umazana jakąś brązową cieczą, tę samą ciecz zostawiła na wyściółce. Zauważyłam, że wysunęła jeden czerwony biczyk z tyłu, którego wcześniej nie było. Apatyczna, przez cały dzień nie przemieszczała się ani nawet nie chciała wejść na nowe liście. Porusza jednak regularnie głową i tyłkiem. Nie wiem, co jest grane. Dałam jej sporo liści roślin, które lubi, oraz gałązki, ale też odizolowałam ją od innych na wszelki wypadek, jest w moim pokoju. Postanowiłam dać jej spokój, bo więcej nie mogę dla niej zrobić.

06/17
To już raczej przegrana sprawa. Prawie nie rusza się, nie je, wygląda podejrzanie - prawie na pewno umrze. Biedna mała, wygląda mi to na jakieś choróbsko.

06/20
Nie żyje. To największa porażka tej wiosny, mimo że nie przywiązałam się do niej aż tak, jak do niedźwiedziówek. Gdzie ja kolejny raz znajdę drugą taką? I kiedy?
Ewidentnie była na coś chora, stopniowo brązowiała i pozostawiała w ostatnich dniach życia dziwną ciecz. Żadnego pasożyta nie zauważyłam, co nie znaczy, że inny drobnoustrój nie dopadł jej. 


Niestety, nie mam żadnego porządnego zdjęcia widłogonki. Na tym widać najwięcej.


Niedźwiedziówki nożówki

05/21
Dzisiaj znaleźliśmy ze Szczurem nową gąsienicę na drodze prowadzącej do lasu, żerowała na pokrzywie. Jest włochata, dlatego podejrzewam, że może to być larwa ćmy. Pod względem zachowania przypomina mi trochę niedźwiedziówkę - porusza się bardzo szybko, dużo je i wydala.

05/22
Minioną dobę spędziła, grzecznie jedząc pokrzywę i się załatwiając. Nadal bardzo przypomina mi niedźwiedziówkę nożówkę, także dlatego, że zwija się w kłębek, gdy jest zaniepokojona.
Dzisiaj na drodze za autostradą znalazłam identyczną larwę, ale martwą. Była bardzo, bardzo duża, niczym samica niedźwiedziówki nożówki, ale inaczej ubarwiona.

05/23
Co najmniej od rana stworek nic nie je i wisi na ściance pojemnika, tuż pod wieczkiem (w miejscu, gdzie niedźwiedziówki zwykle lubią się przepoczwarczać - przypadek to czy nie?). Przyczepił się tam białymi niteczkami oprzędu. Czekam niecierpliwie na dalszy rozwój wypadków! Dałam mu kilka liści pokrzywy, na wszelki wypadek, ale nie sądzę, by jeszcze coś zjadł.

05/24
Przez cały czas nieruchomo wisi na ściance pojemnika. Nic się na razie nie dzieje. Reaguje na leciutkie dmuchnięcie, więc wiem, że żyje. Wydaje mi się, że pociemniała.

05/25
Stała się rzecz niebywała! Obudziłam się rano i odkryłam, że Włochaty z Pokrzywy przeszedł w nocy wylinkę. Teraz widać, że jest niedźwiedziówką nożówką! Jak to możliwe - nie wiem. Niedźwiedziówka jedząca pokrzywę? Osobliwe. Nigdzie nie znalazłam informacji, by żywiły się pokrzywą. U mnie zawsze chętnie jadły liście jabłoni.
Gdy wróciłam z pracy, stwór zajadał już pokrzywę jakby nigdy nic. Wierzby nie chciał, choć to podobno jego roślina żywicielska. Dam mu jeszcze do pojemnika liście mniszka i jabłoni w ramach eksperymentu.

05/26
Mając do wyboru liście mlecza, jabłoni i pokrzywy, larwa poobgryzała wszystko oprócz pokrzywy.
Larwa jest bardzo szybka i nie mogę się nadziwić, jak urosła.

05/27
Znaleźliśmy jeszcze jedną, niewielką niedźwiedziówkę - w lesie. Siedziała na dziwnej roślinie podobnej do ostu, ale bez kolców. Nie wiem, co ona knuje, ale nie bardzo chce jeść i raczej spędza czas na wieczku. 

05/29
Starsza niedźwiedziówka (ta, którą mam od tygodnia) rośnie w oczach. Jest ogromna, po prostu ogromna! Jestem już prawie pewna, że to samica. Je mlecze, jabłoń, wrzucam jej też czasem pokrzywę.
Młodsza różni się wyglądem, jest mniejsza i ma bardzo wyraziste, duże, białe kropki po bokach. Zastanawiam się, czy to samiec, czy inny gatunek. Od wczoraj niewiele zjadła, głównie siedziała na wieczku.
 

05/30
Starsza niedźwiedziówka cały dzisiejszy dzień przesiedziała na wieczku. Zauważyłam tam trochę oprzędu, w sensie przyczepiła się, a nie tylko wlazła. Na razie jednak nic nie robi.
Młodsza niewiele dzisiaj zjadła, ale wydaje mi się, że zniknął mlecz, bo w ogóle go nie było (chyba dawałam mu mlecza, hm?).

05/31
Dzisiejszy dzień obie spędziły na wieczku, zupełnie nieruchome.

06/01
Dzisiejszy dzień obie spędziły na wieczku. Ok. 15 odkryłam, że pod moją nieobecność duża zrzuciła skórę; jest jeszcze większa i jeszcze piękniejsza! A pozostawiona skóra - ogromna. Siedziała nadal na wieczku, więc delikatnie zdjęłam ją na liście. Mniejsza nadal (pisane o 23) przed wylinką. Zauważyłam jednak, że białe kropeczki na jej bokach stały się szare, niemal czarne.  

06/03
Bez zmian. Obie znowu jedzą, a do tego duża zasuwa do przodu jak wyścigówka, komicznie podskakując.


Niedźwiedziówki.


06/04
Jakie one są ogromne i piękne! Mniejsza też zaczęła rosnąć i niedługo chyba dogoni większą!
Jedzą w fascynującym tempie, zwłaszcza większa. W nocy zjadła ogromnego mlecza (chyba z 15 cm długości). W podobnym tempie się załatwiają, dlatego dzisiaj sprzątałam dwa razy.
 

06/05
Obie są już tak samo duże.

06/07
Jedzą w przerażającym tempie - po mleczach wrzuconych wieczorem rano nie ma już ani śladu! A są to mlecze naprawdę ogromne.
Dzisiaj wydawało mi się, że większa jakoś szybciej chodzi, ale może to kwestia tego, że przez jakiś czas była bez jedzenia - może się zmartwiła.
 

06/09
Bez zmian. Trzeba im teraz sprzątać i dorzucać mlecze co najmniej dwa razy dziennie.

06/10
Rano zjadły dużo, ale później zaobserwowałam spadek aktywności. Starsza przez pewien czas siedziała na wieczku, później zeszła, ale chyba nie je. Mniejsza jest bardzo nieruchawa, zwinięta w kłębek. Zobaczymy, co się dzieje. 

06/11
Młodsza z powrotem stała się aktywna, pałaszuje mlecze i załatwia się. Gdy wyjmuję ją z pojemnika, porusza się bardzo szybko.
Starsza dzisiaj bardzo mnie martwi. Od wczoraj nic nie zjadła i nie załatwiła się, zamiast tego przez cały czas leży w jednej pozycji, jakby zastygnięta. W ogóle nie reaguje na dotyk, jest sztywna. Z drugiej strony, jeśli nie dopadł jej żaden pasożyt itp., to nie ma powodu, żeby coś się miało stać, przez trzy tygodnie funkcjonowała świetnie. Mimo wszystko boję się o nią.

06/12
Bez zmian, młodsza je, starsza siedzi w tym samym miejscu zupełnie sztywna.

06/14 
Mała od wczoraj siedzi na wieczku - wczoraj cały dzień, dziś rano też, ale widziałam, że jednak w nocy musiała zejść, bo jeden mlecz jest poobgryzany. Nie załatwia się. Na dotyk reaguje.
Minęły cztery doby, odkąd duża przestała się poruszać i reagować na dotyk. Nic się nie stało. Trzeba już uznać, że umarła. Dlaczego? Nie wiem, wszystko było OK, nie zachowywała się dziwnie ani nic nie zaobserwowałam, co mogłoby mieć negatywny wpływ na jej zdrowie. Pierwszy raz umarła mi niedźwiedziówka, a hodowałam ich już sporo, i przeżywam to.
(dopisane później)
Już wiem, dlaczego nie żyje... Ta świnia ją zabiła.
Nie wiem, co to dokładnie było. Zabiłam stworzenie, które wylazło, od razu.
Trochę mi to dało ulgi, bo przynajmniej wiem, że nie uszkodziłam gąsienicy w żaden sposób mechanicznie, a się tego bałam, choć bardzo to mało prawdopodobne). Ale nadal strasznie mi smutno. Żyła całe trzy tygodnie, bardzo się przywiązałam do niej. Zawsze najbardziej mi zależy na niedźwiedziówkach, bo znajduję je tylko w maju lub czerwcu, do tego średnio jedną, dwie w roku. Już pewnie żadnej nie znajdę, a co będzie z drugą, na razie nie wiem.


Pasożyt na larwie niedźwiedziówki.

06/15
Szczur jest NIE-SA-MO-WI-TY!!! Dzisiaj podczas dwugodzinnego spaceru po lesie namierzył trzy gąsienice! W tym DWIE NIEDŹWIEDZIÓWKI! Czuję się taka szczęśliwa, że mam ochotę krzyczeć, skakać i machać łapami!
Obie niedźwiedziówki siedziały na takiej samej roślinie przy tej samej drodze u wyjścia z lasu, niedaleko szlabanu. Jedna po lewej stronie drogi, druga po prawej. Są już duże i piękne. Na wszelki wypadek włożyłam je do osobnych pojemników, każdej dałam mlecze.
Niedźwiedziówka, którą miałam już wcześniej, od wczoraj jest na wieczku. Dzisiaj rano na ściance obok niej pojawiło się bardzo dużo włosków, później zrobiła sobie ogromny kokon pomiędzy wieczkiem a liściem, zamknęła się w nim i wisi. Trzymam kciuki! 

06/16
Najstarsza (po tej, która umarła przez pasożyta) - w kokonie, ledwie ją widać przez ścianki kokonu.
Nowe jedzą mlecze, spacerują i oczywiście bałaganią.

06/17
Najstarsza - w kokonie, bez zmian.
Nowe - też bez zmian. Zajadają mlecze, aż słychać chrupanie. Od wczoraj daję im też liście jabłoni, bo w ogrodzie mniszki nie nadążają z produkowaniem nowych liści dla tych głodomorów.

06/22
Niedźwiedziówki pałaszują jak szalone. Wczoraj dałam im ogromne mlecze, sięgające mi do kolan. Mimo to dzisiaj zastałam żałosny widok gąsienic skulonych na ogołoconych łodygach wśród swoich odchodów. Ledwie posprzątałam i włożyłam im nowe mlecze, rzuciły się na nie w takim tempie, że szok. Co za żarłoki!

06/25
Jedna larwa od dłuższego czasu jest poczwarką. Druga przedwczoraj robiła kokon, wczoraj w nim wisiała, a dzisiaj jest już poczwarką. Podobnie jak poprzednia, ta też zrobiła kokon między wieczkiem a liściem.
Trzecia niedźwiedziówka je i je, głośno chrupiąc i zaskakując mnie ciągle tempem, w jakim znikają mlecze.
Wczoraj stwierdziłam, że te stwory trzeba nazwać. Powiedziałam, że fajnie byłoby znowu imiona zaczerpnąć z mitologii. I Szczur zaproponował, że będą się nazywały jak Charyty.

06/26
Wczoraj jeszcze wcinała w najlepsze, rano jednak siedziała na wieczku i okazało się, że w nocy nic nie zjadła. Gdy wróciłam do domu, dalej siedziała na wieczku od spodu. Zaniepokoiło mnie, że wieczko jest upaprane czymś brązowym, nie wiem, co to jest, bo odchody mają inny kolor. Larwa zeszła jednak z wieczka i znowu zaczęła jeść. Myślałam, że zamierza się "kokonić", dlatego dałam jej mało mlecza. Przed chwilą wrzuciłam więc jeszcze jarząb, który podobno niedźwiedziówki jedzą - zobaczymy, czy to prawda.

06/29
Od wczoraj niedźwiedziówka robi kokon. Pracuje jak najęta, z podobną energią, z jaką wcześniej jadła.

06/30
Ostatnia niedźwiedziówka już w kokonie.

07/20
Pierwsza w tym roku niedźwiedziówka już jest dorosła. A właściwie dorosły, bo to chłopak. Jeszcze się suszy, nie próbuje latać.
Jakie on ma piękne czułki i oczy!
Ma ktoś pomysł na imię?

07/26
W weekend (czyli trzy dni wcześniej - dop. Rosomak) Antek, samiec niedźwiedziówki, został wypuszczony na wolność. Pa, Antku! Miło było cię hodować!
Wczoraj z kokonu wyszła kolejna niedźwiedziówka, to samica - ta na zdjęciu z zieloną podkładką. Dzisiaj próbujemy ją rozmnożyć, zostawiając słoik na oknie. Obawiam się, że szanse są małe, prędzej odleci, ale jakieś są - to niezbyt mobilne stworzenia. Trzymać kciuki!
Dopisane dzień później: odleciała. Nie te numery z nimi.

08/01
Po katorżniczej podróży samochodem i pociągiem w ponad trzydziestopniowym upale wyszła z kokonu ostatnia niedźwiedziówka. Znalazłam ją, jak siedziała w o wiele za małym pojemniku (inny nie zmieściłby się w plecaku) wśród liści, ze skrzydłami wygiętymi w jedną stronę, wyglądała jak nieżywa. Ale znalazłam ją w porę, na szczęście jeszcze nie wyschły jej skrzydła, bo przestrzeń do rozłożenia ich to najważniejsza rzecz pierwszego dnia po wyjściu. Po krótkim spacerze i swobodnym pomachaniu nimi wyglądają już normalnie. Przełożyłam ją do innego pojemnika, dałam gałązki, zastanawiam się nad piciem. Teraz odpoczywa.
To dziewczynka.

08/02
Ostatnia niedźwiedziówka wypuszczona. Latać jeszcze nie latała, ale to u nich typowe. Nie zostawiłam jej na drzewie ani krzewie, bo z nich spadała. Pozwoliłam jej wpełznąć w trawy i usiąść na niewysokiej łodydze. Myślę, że noc ją nauczy latać. A może jakiś przystojny samiec przyleci do niej.
Uwielbiam je.



Dorosłe niedźwiedziówki: na górze samiec, na dole samica.


Błyszczka jarzynówka

08/04
W drodze ze spaceru znalazłam zieloną gąsienicę na przydrożnej roślinie łąkowej, której nie zdołałam zidentyfikować. Zdecydowałam się zabrać ją razem z fragmentem rośliny, mimo że nie znam ani rośliny, ani gąsienicy. Trochę mam obawy, że to może błonkówka, ale jest trochę inna niż dotychczas spotykane błonkówki. Tamte inaczej się poruszały i układały.
Gąsienica ma charakterystyczne czarne wzory na głowie w kształcie ukośnych, czarnych łezek. Bardzo szybko chodzi. Dotknięta, wywija się na wszystkie strony bardzo energicznie.

08/07
Niestety, nadal nie udało mi się zidentyfikować gąsienicy. Dwa dni temu dałam jej ponownie nieco rośliny, na której ją znalazłam, po czym przyjechała ze mną do Szczurzej Norki.
Wczoraj w pojemniku zaroiło się od dziwnych, kremowych i nieco obleśnych, małych larw. Wyrzuciłam więc wszystkie rośliny. Gąsienicy dałam liście mniszka lekarskiego, a ona ku mojej radości zaczęła je jeść.
Dziś odkryłam, że zamknęła się w liściu w oprzędzie - czyżby już kokon? Jeśli tak, to najbardziej niechlujny, jaki dotąd widziałam. Kupy w kokonie, posprzątać nie ma jak, a fe...

08/17
Dzisiaj w Żywcu wyszła z kokonu nowa ćma. Z tego, co widzę w Internecie, nazywa się błyszczka jarzynówka. Krótko była w kokonie, nieco ponad tydzień.




Rusałki pawiki i (prawdopodobnie) rusałki kratkowce

08/26

Znalazłam dwa "złoża" gąsienic na pokrzywie. W pierwszym przypadku ponad dziesięć ich siedziało na spodniej stronie liścia, w drugim był to dosłownie rój gąsienic, larwa na larwie, okupujący jedną roślinę - Szczur powiedział, że z daleka wyglądały jak smardz. Zabraliśmy cały liść z pierwszego znaleziska i około pięciu larw z drugiego. Te z drugiego są nieco dłuższe i szczuplejsze, pewnie starsze. To rusałki, ale które gatunki dokładnie, stwierdzę za parę dni. Obstawiam pawiki albo pokrzywniki, albo jedne i drugie.
Larwy jedzą jak szalone. 


Gąsienicowy smardz.


08/27

Podliczyłam larwy rusałek - jest ich dwadzieścia siedem. Wczoraj mi się wydawało, że jest ich dużo mniej.
Dostały dzisiaj sporo liści pokrzywy zerwanych obok piekarni. Niektóre nawet próbowały uciekać.

08/28
Jestem coraz mniej przekonana, że wśród znalezionych gąsienic są larwy pokrzywników. Wątpię w to. Te, których jest większość, mają dzisiaj jakby nieco rudawe ubarwienie, zwłaszcza z boku. To muszą być inne rusałki. Bardziej przypominają admirały lub ceiki. Z kolei kilka larw zabranych z tego ogromnego złoża jest bardziej wydłużonych i chudych niż reszta. Może to pawiki - nie wiem. Wszystkie są jeszcze bardzo małe.
Dzisiaj larwy mniej jadły, wydają się trochę niemrawe. Wiercą się zamiast jeść. Kilka siedziało na wieczku. Może będzie wylinka i czegoś się dowiemy na temat gatunku.

08/29
Dzisiaj był dzień wylinki, tak jak przewidywałam. Larwy zgromadziły się w grupkach i zrzuciły skórę, niektóre jeszcze są w trakcie. Widać już wyraźnie, że jeden gatunek to pawiki. Pojawiły się u nich "kolce" i białe kropki, do tego plują zieloną mazią. Drugi gatunek nadal jest zagadką.

08/31
Jeszcze nigdy o tej porze roku nie miałam w domu tylu motylich larw. Rusałki rosną jak na drożdżach, pawiki są trzy razy większe niż w niedzielę. Jedzą aż miło i nadal plują na zielono. Drugi gatunek nadal nierozpoznany, ale dotknięty zwija się w kulkę jak niektóre rusałki.

09/01
Amatorzy pokrzyw dużo jedzą i są energiczni. Szybko rosną, zwłaszcza pawiki. Dziś znów kilka gąsienic przeszło wylinkę, kolejne siedzą na wieczku.

09/02
W zasadzie u larw nie ma większych zmian.
Pawiki szybko rosną, codziennie znajduję elementy czyjejś skóry i nawet nie zauważam, który delikwent ją zrzucił. Jedzą, szybko się poruszają. Gdy je przenoszę podczas sprzątania, denerwują się - wiją się na wszystkie strony i plują na zielono (w gruncie rzeczy są to wymiociny), dlatego poza tym jednym momentem w ciągu dnia nie dotykam ich niepotrzebnie. Nie biorę ich na ręce, choć są piękne, bardzo już długie, z wyrazistymi białymi kropkami.
Drugi gatunek jedzący pokrzywę jest spokojniejszy, mniej nerwowy, rośnie też nieco wolniej. Na dotyk reagują, zwijając się w kłębek, całkiem jak niedźwiedziówka nożówka, i zastygając tak na dłuższy czas. Mimo wszystko jedna z nich chodziła z ciekawością po ręce Szczura. Obecnie najbardziej mi przypominają rusałkę kratkowca (Araschnia levana), zwłaszcza ich "różki" na głowie. To jedyny gatunek występujący o tej porze roku, do którego pasują mi te diabelskie różki...


Larwy rusałek.

 
09/03
Dzisiaj coś zaczęło się dziać...
Spośród gąsienic jedzących pokrzywę dwanaście siedzi na wieczku lub na ściankach pojemnika. Jedna z Rogatych robi oprzęd. Pawiki są już bardzo duże, mają po trzy centymetry jak nic. Jeden z nich zachowuje się bardzo "agresywnie", szybko biega dookoła i rozgląda się, jakby miał się wkrótce przepoczwarczać.

09/04
Osiemnaście larw wiszących do góry nogami, w tym momencie są już dwie poczwarki. Reszta bardzo szybka i aktywna, ostatnie larwy pawików jedzą bez opamiętania.

09/06
U rusałek wczorajszy dzień był dniem produkcji poczwarek. Pojawiały się - dość małe jak na rusałki - jedna po drugiej. Dzisiaj już prawie wszystkie małe przepoczwarczone, dwie czy trzy jeszcze wiszą na wieczku w typowej Pozycji do Przepoczwarczenia, a jeden chodzi po liściach. Pawiki jeszcze trzy aktywne, reszta okupuje wieczko.

09/20
Poczwarki rusałek, których jest kilkanaście, grzecznie sobie wiszą. Dzisiaj zauważyłam, że niektóre zmieniły kolor. Wydaje mi się, że prześwituje przez nie pomarańczowy. Przeniosłam więc materiał z poczwarkami i zaczepiłam go nad terrarium. Podejrzewam, że pawiki wkrótce wyjdą, o ile będzie im to dane.

09/22
Taka sytuacja: wyszły z poczwarek cztery pawiki, siedzą i suszą skrzydła.
Zdjęcia są, jakie są, nie umiem zrobić lepszych. Światło w pokoju jest tragiczne, a motyle zaczynają się poruszać - jeden mi zwiał i musiałam go złapać (stąd pochodzi zdjęcie z przezroczystym pojemnikiem). Zdjęcia z motylem na palcu miały szansę być lepsze, ale też są poruszone, bo motyl przez cały czas leciutko drga, kiedy się suszy.


Pawiki po wyjściu. W tle widać mniejsze poczwarki kratkowców.


09/24
To była piękna godzina, jedna z tych, które są sensem wszystkiego...
Pięć wyhodowanych rusałek wypuszczonych. Jednego motyla dałam wczoraj kuzynowi, któremu można zaufać, żeby wypuścił go dzisiaj na wolność ze swoimi dziećmi, również miłośnikami owadów.
Ani jednego, ani jednego w tym roku spasożytowanego pawika!!!
I nawet zdjęcia pierwszy raz w życiu wyszły nie najgorzej. Pogoda dzisiaj była bardzo dobra do focenia. Arcydzieła fotografii to nie są, ale pierwszy raz w ogóle udało mi się uchwycić lustrzanką te momenty przy wypuszczaniu, gdy motyle rozkładają skrzydła! Dwa czy trzy zdjęcia nawet nieco mi się podobają, trochę się poprawi i do domowego albumu jak znalazł.


Pawiki wracają na wolność.