niedziela, 18 grudnia 2016

[21] Nieruchome obrazki


[Poniższą notkę napisałam na bloga Piękni, Bestia i Asperger, prowadzonego przeze mnie i Swietlika w latach 2014-2016. Teraz zamieszczam ją tu, nieco przeredagowaną, ponieważ teksty tego typu (o mnie, pomagające mi uporządkować co nieco w głowie) chcę mieć w jednym miejscu.]


Moja pamięć jest dziwna.

Ponieważ mówienie o tym też jest dziwne (zawsze, gdy wspominałam komuś cokolwiek na ten temat, patrzono na mnie jak na Marsjanina), nie do końca potrafię oddać swoje odczucia słowami. Mimo wszystko ponad rok temu, przed wakacjami, spróbowałam je opisać na kartce i wyszło mi coś takiego:

Często mam wrażenie, że pamiętam wszystko, co w życiu widziałam, pod warunkiem, że miało to postać obrazu widzianego na płaskiej powierzchni. Mam w głowie niewiarygodne ilości takich obrazów, które widziałam na różnych etapach życia, od zamierzchłych czasów przed pójściem do przedszkola po czasy obecne. Ile jest tych obrazów, nie wiem nawet w przybliżeniu, gdyż większości z nich prawdopodobnie nie potrafię przypomnieć sobie intencjonalnie - poszczególne obrazy przypominają mi się najczęściej na zasadzie nagłych skojarzeń.

Jest wśród tych obrazów wszystko: okładki i całe strony książek i czasopism, zdjęcia, szablony stron internetowych sprzed lat, okładki zeszytów z dzieciństwa, strony z podręczników wraz z ilustracjami, plakaty, wizytówki, ulotki... a wszystko to dość szczegółowe, a przynajmniej tak sądzę, gdy widzę, ile zapamiętują inni. Nie pamiętam długich tekstów pisanych, na przykład całych fragmentów książek, słowo w słowo. Pamiętam jednak układy graficzne całych stron, włącznie z rozmiarem, kolorem i wyglądem czcionki, kolorem tła, rozmieszczeniem ilustracji i ich szczegółami, zwłaszcza kolorystycznymi. Jeśli gdzieś przeczytałam o czymś, mogę nie pamiętać zbyt wiele na dany temat, ale przypomnę sobie na zawołanie, gdzie to przeczytałam i jak wyglądała dana strona pod względem graficznym. Jestem pewna, że każdą książkę, którą kiedykolwiek czytałam, potrafiłabym rozpoznać po wyglądzie pojedynczej strony, nawet jeśli od dawna nie pamiętam nic z jej treści.

Przykłady takich (nie)ruchomych obrazków, pierwsze z brzegu:
- obraz z dziewczynką wyciągającą rękę po kubek, który (obraz, nie kubek) wisiał na korytarzu naprzeciw gabinetu neurologa, gdzie zaprowadzono mnie w wieku bodajże siedmiu lat. Osoby neurologa wcale nie pamiętam. Pamiętam za to, że jadąc do niego, czytałam wycięty z czasopisma "Mama, tata, komputer i ja" artykuł o grze "P.A.W.S. Symulator psa". Artykuł miał sześć stron, których wygląd dokładnie umiem odtworzyć, m.in. wiem, że dookoła każdej strony była jasnobrązowa ramka szeroka na ok. 0,5 cm, z wzorkiem w beżowe psie łapy;
- strona notatnika, który dostałam w szpitalu w wieku sześciu lat. Reklamował on lek Mucosolvan. Na każdej stronie, trochę wyżej niż w centrum kartki, znajdował się rysunek płuc, sprawiających z oddali wrażenie niebieskich, ale z bliska składających się z małych, białych kwiatków. Był tam zastosowany efekt bluru;
- kartka, z której uczyłam się tabliczki mnożenia. Była to ostatnia strona okładki zeszytu, a na pierwszej stronie tego zeszytu znajdowała się mrówka z "Dawno temu w trawie". Dokładniej: fioletowa mrówka biegnąca w prawo, na którą padało żółte światło reflektora, jakby mrówka stała na scenie. Tło w dużej mierze było fioletowe. Tabliczka mnożenia została przedstawiona w dwóch rzędach po pięć słupków, białą jaskrawą czcionką.
I tak mogłabym wymieniać i nieudolnie opisywać w nieskończoność.

Ciekawsza prawdopodobnie będzie anegdotka. Gdy chodziłam do gimnazjum, zdarzyło się, że trzeba było napisać zadanie domowe na temat echolokacji. Poszłam wtedy do biblioteki i powiedziałam bibliotekarce mniej więcej: "Poproszę taką jedną książkę... nie pamiętam tytułu, ale coś o zmysłach u zwierząt. Z przodu miała zdjęcie nietoperza na białym tle, a tytuł był czerwoną czcionką, o, takiej wielkości". Kobieta spojrzała na mnie jak na wariata, a następnie przez dziesięć minut upierała się, że na pewno takiej książki w księgozbiorze nie ma. Parę miesięcy później zupełnie niechcący ją znalazłam i wyglądała dokładnie tak, jak mówiłam, choć nie widziałam jej od czasów przedszkola.

Pamiętam też wygląd każdego słowa w języku polskim, które widziałam w życiu, nawet jeśli nie rozumiem jego znaczenia. Przez całe życie nie napisałam z błędem ortograficznym żadnego słowa, które wcześniej choć raz w życiu zobaczyłam, mimo że zupełnie nie myślę (i nie myślałam nigdy) o regułach ortografii. Z tego powodu wygrałam wszystkie konkursy ortograficzne, na jakich byłam, prócz jednego, gdzie pojawiły się nieznane mi słowa, m.in. nazwy gatunków ptaków. Nie robię błędów ortograficznych, ponieważ gdy widzę słowo z błędem, mam podobne odczucie jak wtedy, gdy ze ściany znika coś, co na niej wisiało. Automatycznie kieruję spojrzenie w to miejsce i czuję, że coś nie gra. Pomaga mi to w nauce języków obcych - widząc słowa w obcych językach, też często zapamiętuję ich wygląd, nawet gdy nie wiem, co znaczą.

Dopiero na studiach uświadomiłam sobie, że mam problemy z zapamiętywaniem twarzy i rozpoznawaniem ludzi na podstawie twarzy, ale wydaje mi się, że ich nie mam, dzięki temu, że istnieją fotografie. Bo ja nie pamiętam ludzi w sposób przestrzenny, tzn. nie umiem odtworzyć w głowie czyjejś twarzy w 3D. Twarze, które pamiętam, są "płaskimi" twarzami ze zdjęć.

Dziwi mnie też bardzo, że nie mam w ogóle wspomnień z dzieciństwa związanych z wyglądem ludzi, żadnych, mimo że tak dokładnie pamiętam książki i czasopisma. Moje najwcześniejsze wspomnienia dotyczą natomiast wzorów, faktur i innych szczegółów przedmiotów. Jeśli chodzi o ludzi, pamiętam tylko ich wygląd na zdjęciach z danego okresu, czasami wzory na ubraniach, ale bardzo nieliczne, a we wspomnieniach... nie wiem, jak to ująć. Mam tylko świadomość obecności danej osoby obok mnie w danym momencie życia (podobnie zresztą mam w snach), bez żadnych szczegółów na temat jej wyglądu. Kiedy myślę, dajmy na to, "Kto był na moich dziesiątych urodzinach i jak on wyglądał?", w pierwszej kolejności przeglądam w głowie zdjęcia z tychże urodzin i natychmiast znam odpowiedź, natomiast nie pamiętam wyglądu nikogo z urodzin koleżanki z klasy, z których nie mam zdjęć. Inna sprawa, że poczułam się wtedy bardzo źle, śmiertelnie się przeraziłam i zadzwoniłam do mamy, kłamiąc, że boli mnie brzuch, by mnie stamtąd zabrała. Ale to tylko jeden przykład, a z innych imprez, z których nie mam zdjęć, również nie mam wspomnień.

Najlepszym przykładem jest jednak dom mojej babci, w którym często bywałam jako dziecko, a ostatni raz byłam bodajże w wieku dwunastu lat. Wiem, kto tam ze mną bywał, ale nie pamiętam w ogóle twarzy tych osób czy innych szczegółów ich wyglądu. Pamiętam za to, jak wyglądały okładki kilku numerów czasopisma "Rycerz Niepokalanej", które babcia przechowywała w brązowym kuferku w beżowe równoległoboki, cerata na stole czy faktury mebli oglądane z bliska (jestem krótkowidzem, więc siłą rzeczy pamiętam wszystkie faktury mebli z bardzo bliska). Pamiętam też, że fascynowało mnie wydłubywanie puchu z koców, który następnie zwijałam w malutkie kuleczki; kiedy połączyło się puch z dwóch czy trzech koców o różnych kolorach i wzorach, rezultat zawsze był czymś zupełnie nowym, zaskakującym.

W zamian od dziecka mam bardzo duże problemy z orientowaniem się i poruszaniem w przestrzeni. Zapamiętywać drogi, którą idę, po prostu nie umiem, udaje mi się to dopiero wtedy, gdy przejdę tą samą drogą kilkanaście razy, a i później zdarza mi się zgubić. Moja mama mówi, że chodzę jak cielę, najczęściej za kimś. Idąc nową trasą, widzę dookoła mnóstwo "(nie)ruchomych obrazków" (wszystkie te szyldy, znaki, napisy), ale mimo to nie potrafię zapamiętać trasy w ujęciu przestrzennym, dodatkowo ilość owych obrazów sprawia, że trudno mi się skoncentrować. Gdy uczę się nowej trasy, w mojej głowie zostają tylko najbardziej charakterystyczne obrazy w 2D, w określonej kolejności. Wystarczy, że ktoś przemaluje charakterystyczny budynek czy zmienione zostaną szyldy w danej dzielnicy Krakowa, a ja znowu idę przed siebie, ledwo kojarząc, gdzie jestem. Bywa też niedobrze, gdy zaczynam iść z innego punktu danej trasy niż zwykle, zmienia się pora roku albo mam wrócić tą samą drogą, którą przyszłam.

Byłam w głębokim szoku, gdy mój były facet uświadomił mi, że do dworca autobusowego w mieście, w którym studiowałam przez cztery lata, można dojść o wiele krótszą i łatwiejszą trasą, niż wybierana zwykle przeze mnie. Niestety, jego pomoc na niewiele się zdała, gdyż trasę, którą mi pokazał, zapomniałam w tym samym momencie, w którym ją przebyłam.

Każdy wyjazd w nowe miejsce to dla mnie przeżycie na miarę wyprawy do Nowej Zelandii, poprzedzone długim wertowaniem stron internetowych, ze szczególnym uwzględnieniem map Google. Drukuję mapy, rysuję mapy i wypytuję ludzi po drodze, a i tak dojście w nowe miejsce zajmuje mi zwykle trzy razy więcej czasu niż innym ludziom i nie obywa się bez przygód. Od ponad roku mam smartfona z GPS-em i jest to jedna z najlepszych rzeczy, jaka mi się w życiu przydarzyła.

Z całego serca chciałabym stanąć przed twórcami wszystkich tych nowoczesnych technologii, takich jak smartfony z GPS-em i mapy Google, żeby móc paść im do stóp i zaśpiewać hymn dziękczynny. Osobna pieśń należy się twórcom Facebooka za stworzenie miejsca, gdzie po wstukaniu imion i nazwisk większości osób z mojego pokolenia można pooglądać ich twarze na zdjęciach. Przede wszystkim zaś podziękować powinnam twórcom fotografii, gdyż prawdopodobnie to dzięki niej przez całe życie jakoś sobie radzę i stwarzam jako takie pozory normalności. Fotografuję, co tylko mogę: ludzi, miejsca, drogę. Inni - jak Świetlik czy mój kuzyn - robią to, żeby wyrazić siebie. Ja fotografuję przede wszystkim dlatego, żeby mieć jako takie poczucie bezpieczeństwa. A także po to, by pamiętać.

Są jednak dni, gdy jest mi nieskończenie wstyd za siebie. Na przykład, gdy po pięciu latach studiów zachodzę do wydziałowej piwnicy zamiast do biblioteki.




1 komentarz:

  1. To co opisałaś jest niesamowicie podobne do mnie. Jeżeli dostanę tekst piosenki, zapamiętam bardziej rozmiar kartki i wygląd kolorowego smoka umieszczonego po lewej stronie niż samą treść. Posiadam wspomnienia z dzieciństwa jaki był kolor mojego ulubionego samochodzika do zabawy, na jakich płytkach się znajdowałam, jaki był kolor ścian, mebli i ich umiejscowienia, wiem kto był obok mnie, wiem o czym rozmawiałam, ale nie potrafię sobie przypomnieć twarzy.
    Nikt nie chce mi uwierzyć, że taka sytuacja miała miejsce, kiedy raczkowałam i jeszcze nie mówiłam, że weszłam sama na schody do pokoju mojego brata. Pamiętam mój punkt widzenia, jakiego były koloru ściany i z jakimi znaczkami oraz, gdzie siedzieli moi kuzyni, nawet to, że uderzyłam się główką w mebel.
    Również jak zobaczę jakieś zdjęcie kiedy byłam mała (około 2-3 lata), potrafię zobaczyć co się działo po zrobieniu zdjęcia. Tak powiedziałaś wyżej, musi być czynnik, który się kojarzy.
    Sytuacja z ortografią jest identyczna, nie pamiętam żadnych reguł, a nie popełniam błędów.

    OdpowiedzUsuń