Zapisane przeze mnie w pamiętniku w wieku 15 lat, a więc ponad 10 lat temu:
[…] Jestem nastolatkiem. Nie możesz zobaczyć mnie, możesz
zobaczyć jedynie nas. A my jesteśmy bezpieczni.
A gdy zobaczymy cię stojącego samotnie, to przy odrobinie
szczęścia zostaniesz zignorowany; nie będziesz miał szczęścia – oberwiesz
kamieniami. Bo nie lubimy, gdy ktoś stoi w ten sposób z tymi łatami na dżinsach
nie takimi jak trzeba i przypomina nam, że każdy z nas jest sam i żaden z nas
nie jest bezpieczny.
(Ursula K. LeGuin, Zewsząd bardzo daleko)
Zwykłam mówić o sobie, że jestem inna. Zawsze byłam. Wtedy,
gdy dziewczynki z przedszkola bawiły się lalkami, a ja biegałam z chłopcami po
podwórku i czytałam książki o zwierzętach. Nieco później, kiedy na zagubienie
reagowałam pyskowaniem i nadpobudliwością. Już
wtedy izolowałam się od wszystkich dookoła, zamykałam w swoim świecie. Teraz do
tego świata wpuszczam więcej osób, ale nadal nie mogę się nazwać normalną
nastolatką. Normalne nastolatki nie mogą się doczekać dorosłości, uwielbiają
dyskoteki i zakupy, chcą się podobać chłopakom dookoła. Ja nie.
Ludzie mawiają, że każdy jest inny. Wśród innych są jednak
bardziej inni i mniej inni. Mniej inni – to ci, którzy mają niewiele swojego
„ja”, albo po prostu potrafią je zawoalować, kiedy są wśród ludzi. I nie chodzi
tylko o przestrzeganie mody, lecz także o ukrywanie swoich opinii, uczuć i
rzeczywistych zainteresowań. Połowa koleżanek słucha techno – więc przychodzi
się do szkoły i puszcza empetrójki na full, żeby było słychać, że ja też. Ktoś
powie: „Ten film był świetny” – zaraz wszyscy się zgadzają, nieważne, co
naprawdę myślą i czy w ogóle rzeczony film obejrzeli. A bardziej inni? Bardziej
inni tego nie potrafią.
Zastanawiałam się kiedyś, dlaczego ja tego nie umiem, i
doszłam do wniosku, że nie pozwala mi na to moja dziwna duma. Jestem zbyt
dumna, żeby zrobić coś tylko dlatego, że wszyscy inni to robią, i zbyt dumna,
by kłamać. W jednej z piosenek Sandra śpiewała: „you and I, too proud to lie” –
i te słowa dobrze mnie opisują. Nie potrafię zmyślać nikomu prosto w oczy, bo
zaraz coś szepcze mi w głowie: „A gdzie twoja wiara w szczerość i bycie sobą
mimo wszystko?”. Zaczynam się denerwować, jąkać i uciekać ze wzrokiem. Trzeba
być naprawdę mało spostrzegawczym, żeby tego nie zauważyć. Sprzeciwiając się
sobie samej, czuję się jak ostatnia hipokrytka.
Czytając „Zewsząd bardzo daleko”, czułam się, jakbym czytała
o sobie. To było swego rodzaju zaskoczenie – po okładce z obejmującymi się
chłopakiem i dziewczyną spodziewałam się kolejnego zwyczajnego romansidła, a
znalazłam krótką opowieść o kimś podobnym do mnie. Kimś, kto pomimo prób nie
potrafi być innym w mniejszym stopniu. Kimś, kto musi zdecydować o swojej
przyszłości, ale tego również nie potrafi, postawiony pomiędzy sobą a
rodzicami. Główny bohater spotyka jednak Nat - dziewczynę taką jak on, która
potrafi go zrozumieć, a następnie pokochać.
Czy w prawdziwym życiu naprawdę może tak być?
Podziwiam Twoją dojrzałość nastolatki.Czas pokazał, że jesteś mądra i refleksyjna. A w życiu nie jest przecież najważniejsze, żeby być jak inni. I przy odrobinie szczęścia spotka się kogoś, kto zrozumie.
OdpowiedzUsuńMój syn jest właśnie w takim trudnym nastolatkowym wieku- nie umie i chyba nie chce być jak wszyscy.. Wiele zachowań rówieśników go oburza, nie mieści się w jego normach. A z drugiej strony frustruje się i smuci, że jest samotny, że nie przystaje do szkolnej masy.
Twój przykłada daje mnie- jako mamie trochę nadziei na synowską przyszłość :)
Tak! Kiedy tylko osoby zetkną się w odpowiednim czasie i miejscu - bez względu na to jak bardzo są inni. Tak z mojego doświadczenia.
OdpowiedzUsuń