poniedziałek, 20 stycznia 2025

[171] Podsumowanie lata

 
W zeszłym roku napisałam je rekordowo wcześnie, a w tym niewiele brakowało, żebym skończyła je rekordowo późno... ale najważniejsze, że wreszcie jest. Czas na podsumowanie lata.




1. Ubiegłego lata pojechałam ze Szczurem i z Piękną na urlop w dwa skrajnie różne regiony: nad Bałtyk i w Góry Połabskie. Około miesiąca wakacji spędziłam w Norze, a nieco ponad dwa tygodnie u siebie na wsi, starając się załatwić w tym czasie różne zaległe sprawy. 

2. Tata po wiosennej serii naświetlań miał naprawdę dobre lato. Bez wizyt na izbie przyjęć, bez nieplanowanych pobytów w szpitalu. Jakby tego było mało, sensory do pomiaru glukozy znacznie poprawiły jakość życia taty i codzienne funkcjonowanie naszej rodziny. Skończyły się nocne pobudki co dwie godziny. Mama może spać spokojnie. Łatwiej zapobiegać dużym spadkom cukru, a kontrola poziomu glukozy nie wymaga ciągłego kłucia palców. 

3. Byłam w trzech parkach narodowych: Słowińskim, Kampinoskim i Saskiej Szwajcarii. 

4. Zwiedziłam tylko jeden zamek, za to jaki! Twierdzy Königstein poświęciłam sporo miejsca w poprzednim poście

5. Jak zwykle dużo spacerowałam z Piękną - na wyjazdach i nie tylko. Kiedy mieszkałyśmy w Norze, łaziłyśmy głównie po rozległym parku, ale zabierałam ją też w inne miejsca. W domu chodziłyśmy różnymi trasami po mojej miejscowości albo zapuszczałyśmy się na pola. Czasem dołączał do nas Szczur, zabierając nas samochodem na przykład do Najbliższego Lasu czy Lasu Bemowskiego.

6. (Tu będzie punkt o motylach.)

7. Pierwszy raz udało mi się pozyskać jaja od ćmy, która sama, bez żadnej przynęty, wleciała mi do pokoju. W dodatku od ćmy zdecydowanie nieprzeciętnej, barczatki napójki. Z jaj wylęgły się gąsienice, które mogłam obserwować przez resztę lata i większą część jesieni, a obecnie zimują w szopie. 




8. Idąc w środku nocy wynieść śmieci, spotkałam obok śmietnika modliszkę. Siedziała sobie przyczajona na ścianie jak gdyby nigdy nic. A właściwie siedział, bo prawdopodobnie był to samiec. 

9. Lato obfitowało w spotkania z jeżami. Zaczęło się od ogromnego osobnika w ogrodzie, a później Piękna regularnie wpadała na ich trop na szczurzym osiedlu i w parku. Pewnego wieczoru, gdy ja i Szczur oglądaliśmy na dworze "Mroczne Materie", jeż podszedł bardzo blisko nas. Innego cudem udało się uratować przed śmiercią pod kołami samochodu. 

10. Zaobserwowałam też inne dzikie zwierzęta:
- trzy dziki, w tym jednego tuż obok wejścia na osiedle,
- dwa lisy - jednego na osiedlu, drugiego w drodze do Lasu Bemowskiego,
- jelenia,
- okazałą ropuchę za domkiem w Błotach i maleńkie ropuszki,
- pasikoniki,
- kunę majstrującą w środku nocy przy samochodzie Szczura,
- mysz na werandzie naszej niemieckiej "kwatery",
a w Czołpinie zobaczyłam wolierę z bielikami, jednak po tylu latach w niewoli trudno uznać je za dzikie zwierzęta. 




11. W lipcu zrobiłam dalsze postępy w tworzeniu drzewa genealogicznego. Zaskoczyło mnie odkrycie, iż moja praprababcia miała nieślubne dziecko, syna urodzonego pół roku przed ślubem z prapradziadkiem. Początek XX wieku, mała miejscowość na Śląsku... musiało być jej ciężko, kiedy wszyscy dookoła się dowiedzieli. Nigdy o tym nie słyszałam, mój tata też nie. Może dlatego, że dziecko przeżyło tylko kilka miesięcy?

12. Pożyczyłam od dalszej krewnej (zwracam się do niej "ciociu", ale w rzeczywistości to kuzynka mojego ojca) album ze starymi rodzinnymi zdjęciami. Zeskanowałam interesujące mnie fotografie, a część wykorzystałam w drzewie genealogicznym. Najbardziej ucieszyło mnie portretowe zdjęcie prapradziadka - wcześniej widziałam go tylko na średniej jakości grupowej fotografii.

13. Kilka razy odwiedziłam ze Szczurem jego rodziców. 

14. Tradycyjnie zorganizowaliśmy urodzinową domówkę w Norze. Przyjechali: Alex, Marcin, Asia, Tomasz, Maciej, Łukasz i Emmeline. Z Emmeline widzieliśmy się w "realu" dopiero pierwszy raz i mam nadzieję, że nie ostatni. 

15. Spotkałam się z Olą po dwuletniej przerwie. Poszłyśmy razem na wystawę immersyjną o Fridzie Kahlo i na spacer po parku, a później spędziłyśmy wieczór w Norze. 

16. Na wystawie o Fridzie pierwszy raz wzięłam udział w seansie VR. 

17. Spotkałam się z koleżanką z pracy na kawę, którą obiecywałyśmy sobie co najmniej od roku. 

18. Wspólnie ze Szczurem i Marcinem spróbowaliśmy swoich sił w escape roomie "Ale sztuka!" w Chorzowie. Co ciekawe, pokój powstał we współpracy z Teatrem Rozrywki. Niektóre elementy jego wystroju należały kiedyś do wyposażenia prawdziwego teatru, ale nie będę zdradzać szczegółów, żeby nie zepsuć komuś zabawy.

19. Przez dwie noce słyszałam nawoływania młodych uszatek wokół domu. 

20. Szczur kilka razy wykazał się wobec mnie anielską cierpliwością. Zwłaszcza gdy w środku nocy pomagał mi polować na gigantyczną muchę latającą po korytarzu. I gdy innej nocy jeździliśmy po Warszawie, szukając skrzynki pocztowej. 

21. Lista warszawskich muzeów, które odwiedziłam, wydłużyła się o kolejne dwa: Muzeum Etnograficzne i Cosmos Muzeum. Chociaż każdego lata staram się zobaczyć w Warszawie coś nowego, zawsze jest gdzie się wybrać. 

22. W drodze nad morze natknęliśmy się na ogromne pole słoneczników. Rzadko zatrzymujemy się w podróży w innych celach niż zaspokojenie potrzeb fizjologicznych, ale tym razem musiałam zrobić parę zdjęć. Widok był cudowny!




23. Wchodziłam w morskie fale odważniej niż kiedykolwiek. Kto wie, może jak tak dalej pójdzie, kiedyś wykąpię się w morzu? Na razie mam opory, ponieważ jestem ciepłolubna i woda w Bałtyku jest dla mnie za zimna.

24. Znowu odwiedziłam Gdynię. Tym razem Szczur i ja pojechaliśmy do Redłowa, żeby zobaczyć 11. Baterię Artylerii Stałej. Działa znajdują się na terenie rezerwatu Kępa Redłowska, więc przy okazji pooglądałam sobie klifowe wybrzeże i zaobserwowałam kilka ciekawych owadów. 

25. Wybrałam się ze Szczurem i z Piesą do osady słowiańskiej w Sławutowie. Spodziewałam się, że zastaniemy tam typową statyczną rekonstrukcję, tymczasem po osadzie oprowadzili nas przewodnicy wcielający się w różne role i sypiący ciekawostkami jak z rękawa. Oboje byliśmy akurat świeżo po lekturze "Cywilizacji Słowian", więc mieliśmy sporo pytań, a pracownicy osady wykazali się szczegółową wiedzą. Opowieści przewodników tak nas wciągnęły, że mimo upału spędziliśmy w Sławutowie parę godzin.

26. Zobaczyłam na własne oczy zatopiony las w pobliżu Czołpina. Aby tam dotrzeć, musieliśmy ze Szczurem przejść około cztery kilometry plażą, z powrotem - drugie tyle. Odcinek o takiej długości szybko się pokonuje w zacienionym lesie, lecz w Słowińskim Parku Narodowym zmęczenie dopadło mnie błyskawicznie. Słońce prażyło, buty zapadały się w sypkim piasku, do tego ciągle trzeba było kogoś wymijać. Mimo początkowych oporów, drogę powrotną pokonałam już boso brzegiem morza, tak jak Szczur. I tu dochodzimy do kolejnego punktu...

27. Tylko jednego dnia przeszłam cztery kilometry na bosaka. To prawdopodobnie więcej niż przedtem łącznie w ciągu całego życia! 

28. Byłam w niedużym, ale urokliwym skansenie w Nadolu nad Jeziorem Żarnowieckim. Kiedy w Żarnowcu miała powstać elektrownia, postanowiono objąć ochroną zabytkową kaszubską zagrodę z dziewiętnastego wieku. Należała ona do rodziny gburów, czyli zamożnych kaszubskich gospodarzy, a znajdowała się dokładnie tam, gdzie stoi do dziś. Później do skansenu przeniesiono także zagrodę rybacką. 




29. Szukając muszelek, znalazłam nad brzegiem morza gigantycznego małża. Nigdy wcześniej nie widziałam nad Bałtykiem tak okazałej muszli, w dodatku z żywym stworzonkiem w środku. Przyznam bez bicia, że jakaś część mnie bardzo zapragnęła zabrać muszlę. Przez dłuższą chwilę musiałam powalczyć ze sobą, jednak ostatecznie zwróciłam małża morzu. Specjalnie weszłam z nim trochę dalej do wody i dopiero tam wypuściłam, żeby już nikogo nie kusił.




30. Najdziwniejsze wspomnienie z wakacji: niechcący ugotowałam ćmę. Było mi jej strasznie żal, ale kto jej, u licha, kazał pakować się do garnka z wrzątkiem?

31. Pojechałam do Niemiec po raz pierwszy od prawie dwudziestu lat. Od czasów liceum nie mam na co dzień żadnej styczności z niemieckim, a jego gramatyka mnie przerasta. Mimo to umiałam dogadać się w sklepach i rozumiałam większość napisów, podobnie jak w Austrii.

32. Wypatrywałam Perseidów z podwórka naszej "kwatery" w Górach Połabskich, leżąc na materacu do ćwiczeń. Trochę się ze Szczurem nakombinowaliśmy, by zasłonić lampy w ogrodzie, ale widok rozgwieżdżonego nieba był oszałamiający. W bezchmurne dni widać stamtąd znacznie więcej gwiazd niż na Śląsku, gdzie niebo jest zanieczyszczone światłem.

33. Spełniłam swoje marzenie o zwiedzeniu Bastei, aczkolwiek do pełni szczęścia zabrakło mi wstępu do ruin zamku Neurathen. Następna okazja raczej nieprędko się zdarzy, bo Szczur i Piesa byli tam bardzo przebodźcowani.

34. W Szwajcarii Saksońskiej wędrowałam kilkoma urokliwymi szlakami, na których zaskakująco często pojawiają się wzmianki o diabłach. Na szczęście na żadnego czorta się nie napatoczyłam. Zobaczyłam za to imponujące formacje skalne, małą elektrownię wodną w Lohmen i liczne domy z muru pruskiego (uwielbiam!).




35. Wróciłam z wakacji bardziej opalona niż zwykle. Nie lubię leżeć plackiem na słońcu, ale ostatniego dnia naszego pobytu nad morzem trafiła nam się piękna pogoda i spędziliśmy na plaży więcej czasu. (Żeby nie było, pamiętałam o kremie z filtrem.)

36. Regularnie ćwiczyłam i jestem z tego dumna.

37. Wypróbowałam dwie nowe planszówki: "Na skrzydłach smoków" i "Escape Room: Misja w Tokio". W tę pierwszą ograłam Szczura i Paulinę, natomiast drugiej nie zdołaliśmy ze Szczurem przejść.

38. Zaobserwowałam kilka grzybów wartych odnotowania. Dzięki GreenU i aplikacji Seek dowiedziałam się, że w rezerwacie Kępy Redłowskiej sfotografowałam pięknoróg największy (to ten pomarańczowy) i czernidłaka gromadnego. Z kolei niedaleko Nory pod koniec wakacji wyrósł najładniejszy żółciak, jakiego w życiu widziałam. 





39. Minęło piętnaście lat, odkąd dołączyłam do postcrosserów. Jak co roku dostałam maila z gratulacjami. Z oficjalnej strony postcrossingu korzystam już tylko sporadycznie, bo od kilku lat wolę wymieniać się z innymi kolekcjonerami prywatnie. Nie chcę jednak likwidować konta i raz na jakiś czas zdarza mi się wylosować pocztówkę do wysłania.
 
40. Wygrałam pocztówkę z Kuby. Niestety, do dzisiaj nie doszła.

41. Szczur i ja poradziliśmy sobie z kilkoma dniami przerw w dostawie wody do Nory. Pamiętam, jak pierwszy raz przeczytałam informację na klatce schodowej i nogi się pode mną ugięły. Była tam mowa o ponad dwóch tygodniach bez wody. Oczywiście na początku zrozumiałam to dosłownie. Kiedy coś nagle rozbija moją rutynę, w pierwszej chwili zawsze widzę najczarniejsze scenariusze. Później jak zwykle okazało się, iż nie taki diabeł straszny. Wodę wyłączano tylko w dni robocze między dziewiątą a piętnastą. Czasem nie mieliśmy jej dzień po dniu, ale zdarzało się i tak, że przez kilka dni nic się nie działo. Wystarczyło zawsze mieć zapas mineralnej do picia, a przed snem przygotować kranówkę do używania następnego dnia w kuchni.

42. Korzystając z promocji, zainstalowałam apkę Empik Go i... wsiąkłam. Początkowo zamierzałam używać jej tylko przez trzy miesiące, dopóki będę miała darmowy dostęp. Aplikacja okazała się jednak być strzałem w dziesiątkę. Dzięki niej przesłuchałam już kilkanaście audiobooków i słucham nadal. Na migrenowe dni jak znalazł.

43. Przeczytałam dziesięć książek. Z literatury faktu najlepsze były "Służące do wszystkiego" Joanny Kuciel-Frydryszak, a z powieści - "Wyznania" Kanae Minato. 




44. Skończyłam oglądać "Mroczne Materie". Jakoś długo nie umiałam się zabrać za trzeci sezon, a jak już usiedliśmy do tego ze Szczurem, poszło ekspresowo.

45. Oswoiłam się z nowym komputerem.

46. Szczur pomógł mi wykąpać Piękną.

47. Zrobiłam porządki w kilku miejscach w domu rodzinnym i w Norze, które tego wymagały. Przede wszystkim walczyłam z molami spożywczymi w Norze. Główną siedzibę urządziły sobie w barku, w różnych przekąskach i słodyczach. Wyrzuciłam wszystkie stare lub podejrzane produkty, wysprzątałam większość szafek w kuchni i prawie cały kredens. Mam doświadczenie w tępieniu omacnic, więc wiem, gdzie i jak ich szukać, ale na jednej akcji zapewne się nie skończy. 

48. Kupiłam sobie nowe adidasy i (nareszcie!) wygodną bieliznę. Wszystkie części garderoby noszone od pasa w dół jest mi ciężko tak dopasować, by nigdzie nie uwierały, nie uciskały i jednocześnie ze mnie nie spadały. Każdy taki zakup jest na wagę złota.

49. Odbyłam wizyty u trzech lekarzy. A jeśli liczyć również weterynarzy, to u pięciu.

50. Cieszyłam się z drobnych letnich przyjemności: jedzenia lodów i sezonowych owoców, leżenia w hamaku, czytania książki na leżaku w ogrodzie... 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz