czwartek, 4 listopada 2021

[124] Pamiętniki sierpniowe

 
1.08
Pierwszy raz odważyłam się upiec w Norze ciasto. Na razie co prawda z torebki, ale to już coś. Generalnie nie chce mi się tutaj piec "bardziej serio", bo nie ma porządnego miksera ani naczyń i narzędzi identycznych jak w domu (lubię mieć zawsze te same). Dlatego zawsze to jakiś sukces. A zabrałam się za pieczenie tylko dlatego, że dziś przez pogodę oboje kiepsko się czuliśmy. Szczur leżał do piętnastej z krótką przerwą, a ja po przebudzeniu byłam lękowa i potrzebowałam bardzo pilnie zająć czymś swoją głowę.
Pierwsze koty za płoty.
 
 


2.08
Pada ulewny deszcz. Przyjemnie się siedzi nocą z książką na kanapie w Norce i słucha deszczu.

3.08
Odkąd bywam w Warszawie, regularnie sprawdzam aktualności na stronach moich ulubionych muzeów. Przed wakacjami wyczytałam, że w Muzeum Azji i Pacyfiku pojawiła się nowa, ciekawa wystawa czasowa: "Świat Ajnów. Od Bronisława Piłsudskiego do Shigeru Kayano". Od razu wiedziałam, że muszę się tam udać, zanim ekspozycja zniknie.
Kiedy zeszłoroczny lockdown trwał w najlepsze, prawie codziennie słuchałam podcastów i oglądałam vlogi. Szczególnie upodobałam sobie kanał YT Aiko i Emila Truszkowskich - japońsko-polskiego małżeństwa, które tworzy vlogi o swoim życiu i podróżach po Japonii. Co jakiś czas Emil publikuje świetne wywiady z osobami mieszkającymi w Japonii lub w inny sposób z nią związanymi.
Pewnego razu bohaterką takiego szalenie ciekawego wywiadu była Danuta Onyszkiewicz, prawnuczka Józefa Piłsudskiego i zarazem autorka projektu "Śladami Bronka". Słuchając, dowiedziałam się, że Józef miał brata Bronisława, wybitnego naukowca, który za udział w spisku wymierzonym w cara został zesłany na Sachalin. Prowadził tam badania terenowe wśród rdzennej ludności. Dzięki jego pracy udokumentowane zostały kultura i język ludu Ajnów z przełomu XIX i XX wieku. Obecnie Danuta Onyszkiewicz zamierza odbyć podróż śladami Bronisława, poznać jego potomków i stworzyć na podstawie zebranych materiałów interaktywny film dokumentalny.
Nie wiem, czy ktoś to pamięta, ale swego czasu wstawiałam na fejsa linka do tego vloga. Łatwo można go znaleźć na YT, do czego mocno zachęcam, bo to naprawdę nietuzinkowa historia.
Wystawę w Muzeum Azji i Pacyfiku potraktowałam jako okazję do rozwinięcia wiedzy z vloga. Faktycznie można się tam dowiedzieć najważniejszych rzeczy o życiu Ajnów: jak mieszkali, czym się zajmowali, jak się ubierali, w co wierzyli. Nie zabrakło też informacji o Bronku, tfu, Bronisławie i wykonanych przez niego fotografii.
Jako ciepłolubnemu stworzeniu najtrudniej mi sobie wyobrazić życie w tych skromnych ajnuskich chatach zimą, gdy temperatury sięgały -15 stopni...






4.08
Nareszcie dorwaliśmy się do kajaka!
W dni robocze rzeczywiście łatwiej wynająć kajak do popływania po fosie niż w weekendy. Niestety, rowery wodne znowu poszły w odstawkę, ponieważ fosa jest zaglonowana. Najważniejsze jednak, że miasto ponownie uruchomiło tę wypożyczalnię i że poziom wody w ogóle pozwala na pływanie.

5.08
Mieliśmy w Norze leniwy dzień. Planowaliśmy wybrać się rano na wycieczkę, ale pogoda i samopoczucie Szczura udaremniły nasze plany. Szczurowi dokuczały wysokie ciśnienie i ból głowy, więc przez połowę dnia leżał. Ja czułam się dobrze, tylko sennie. Dzięki temu, że wczoraj przygotowałam obiad na dwa dni, też mogłam pobyczyć się do czternastej. Raz na jakiś czas przyjemnie jest tak po prostu nic nie robić, co w roku szkolnym rzadko się zdarza.
Po południu odwiedziliśmy sklep sportowy na Mokotowie. Kupiłam sobie dwie horrendalnie drogie, ocieplane bluzy, tym razem z pełnym przekonaniem, bo pomarańczową bluzę z North Face kupioną dwa lata temu noszę praktycznie non stop. Pomimo ciągłego używania nadal nie straciła na jakości - nie zmechaciła się, nie stała się szorstka wewnątrz i cały czas rewelacyjnie grzeje. To jeden z moich ulubionych ciuchów. Myślę, że dwie czy trzy tego typu bluzy będą mi dzielnie służyć przez ładnych kilka lat, podczas gdy bluzy z kiepskich materiałów wysyłam na emeryturę, kiedy stają się nieprzyjemne w dotyku. Najważniejsze, żeby było w nich ciepło i miękko.
Postanowiłam, że po powrocie na wieś spróbuję wreszcie zrobić mydełka glicerynowe. Pooglądałam już tutoriale i wypytałam koleżankę z doświadczeniem w temacie, w jakim sklepie kupuje składniki. Zamówię zestaw dla początkujących z bazą mydlaną, kilkoma olejkami zapachowymi i barwnikami, a do tego naczynie do rozpuszczania gliceryny w kąpieli wodnej i parę dodatków. Ciekawe, jakie będą efekty eksperymentu.
Szczur ciągle żartuje, żebym tylko nie zaczęła tej gliceryny nitrować.

12.08
Ostatni tydzień przyniósł mi istny rollercoaster emocjonalny... Poziom natężenia emocji na przemian wznosił się i opadał.
Zacząć trzeba chyba od piątku, kiedy wybraliśmy się ze Szczurem do Muzeum Narodowego, a później do Asi i Tomasza. Minęły całe wieki, odkąd kogoś odwiedziłam - zdaje się, że ostatni był Piotrek w zeszłe wakacje, ewentualnie rodzice Szczura w ferie zimowe. W gościnie tak się zagadaliśmy z całą rodziną Asi i Tomasza, że zupełnie nie zauważyliśmy, kiedy zrobiło się późno. Zazwyczaj nie dostrzegam upływu czasu, jeżeli w czyimś towarzystwie czuję się komfortowo. Zorientowałam się, że się zasiedzieliśmy, dopiero gdy Mistrz Zen zaczął przygotowywać się do spania. Ostatecznie wyszliśmy grubo po dwudziestej trzeciej, z torbami pełnymi książek (wypożyczonych i oddanych w dobre ręce), z trudem przerywając rozmowę. Po powrocie zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestem zmęczona - co prawda pozytywnie zmęczona, ale jednak. Padłam na kanapę, próbując jeszcze przeczytać kilka stron książki. Ciało broniło się przed dalszą aktywnością i musiałam mu ulec, bo zaczęłam na tej kanapie przysypiać.
W sobotę przyjechali do nas Alex i Jakub, więc stężenie autyzmu w Norze jeszcze bardziej wzrosło. Ku mojemu zdziwieniu, po południu nie czułam już zmęczenia po bogatym w wydarzenia dniu poprzednim, ale wręcz przeciwnie. Dzięki gościom znowu poczułam się zrelaksowana. Wieczorem zapakowaliśmy się do Naleśnika i pojechaliśmy połazić po Kampinosie od strony dawnej kwatery dowodzenia. Choć było ciemno, zaobserwowałam kilkanaście małych miernikowców zwieszających się z roślin na swoich niewidocznych nitkach.
Wychodząc z Puszczy, gdy byliśmy już bardzo blisko parkingu, wdepnęłam prawą nogą w kałużę i przemoczyłam but z mojej najwygodniejszej obecnie pary. W pierwszej chwili spanikowałam, bo ostatnim razem, kiedy przydarzyła mi się podobna sytuacja (na Słowacji), nie udało mi się wysuszyć ulubionych butów - zatęchły i straciłam je. Tym razem jednak Alex po powrocie szybko wzięła w obroty i mnie, i nasze obuwie. Choć zdążyłam jeszcze posprzeczać się ze Szczurem, poznałam sposoby downhillowca na ratowanie butów i spać poszłam zupełnie wyciszona.
Następnego dnia Szczur musiał wstać wcześnie, by odwieźć gości na dworzec. Odsypiał to właściwie przez resztę dnia, więc poszłam sama na wieczorny spacer iii... znalazłam kilkadziesiąt gąsienic rusałek! Było ich tyle, że mogłam zabrać tylko część. Wszystkie siedziały na pokrzywach na trasie mojego spaceru. Jeżeli to nie jest dobry omen, to nie wiem, co nim jest.
W nocy z poniedziałku na wtorek wróciłam na wieś, do domu rodziców, żeby spędzić tutaj kilka dni na nauce do ważnego egzaminu. Dzięki temu, że nie muszę przygotowywać sobie wszystkich posiłków, łatwiej mi skupić uwagę. Przyznam, że nie jest mi łatwo się uczyć. Myślę, że zupełnie odzwyczaiłam się od nauki "na deadline", bo od ukończenia studiów wszystkiego, czego się uczę, uczę się dla siebie samej i kiedy chcę. Głowa aż wyrywa się do wszelkich przyjemniejszych zajęć. Grunt to dożyć egzaminu i go zdać. Oby jak najszybciej było po wszystkim.




24.08
Dzisiaj pierwszy raz zrobiłam kompot ze śliwek. Użyłam do tego imprezowych śliwek od Magdy. Podobno Szczur lubi taki kompot, więc nic nie powinno się zmarnować, mimo że użyłam trochę za dużo cukru jak na jego gust. Do tej pory gotowałam tylko kompoty dla siebie z jabłek i bananów, gdy było mi niedobrze po leku na stawy.
Po spotkaniach z innymi osobami w spektrum, kiedy jest nas więcej naraz, zawsze zastanawiam się, jak to możliwe, że znam teraz tylu sympatycznych ludzi. Przez całe życie szkolne, a później studenckie próbowałam wchodzić w relacje z rówieśnikami i zazwyczaj nie kończyło się to dobrze. Sześć lat temu, świeżo po studiach i po zakończeniu związku, czułam się dojmująco samotna. Wydawało mi się, że w tym wieku osoba taka jak ja, introwertyczna, z mnóstwem nadwrażliwości sensorycznych, dziwnymi zainteresowaniami i inną wizją życia niż ma większość rówieśników, nie ma już szans na żadne nowe kontakty. Obecnie osób, które lubię, jest tyle, że nawet gdy ktoś z zaproszonych nie może przyjechać na "szczurzą domówkę", mieszkanie i tak pęka w szwach.
Dzień przed imprezą odwiedziliśmy rodziców Szczura, a jeszcze jeden dzień wcześniej, tuż przed wyjazdem do Warszawy, wpadł do mnie kuzyn z rodziną. Nikogo więc nie powinno dziwić, że dzisiaj leżałam w łóżku do czternastej, usprawiedliwiając się paskudną pogodą. Dzień minął nam obojgu głównie na lenistwie. Planowaliśmy wyjście wieczorem na wystawę, ale ostatecznie zostaliśmy w Norze. Przez cały czas mocno padało, temperatura też nie zachęcała do wyściubienia nosa na zewnątrz. Ulewny deszcz uniemożliwił mi wypuszczenie dziewięciu pawików - może jutro uda się to zrobić.
 
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz